21:56 / 13.12.2008 link komentarz (0) | Ja mam jednak troche szczescia w zyciu... zezowatego, ale mam. Nie pierwszy to juz raz, kiedy mnie wydaje sie, ze mam jakiestam powiedzmy "powazne" problemy, szybko pojawia sie ktos z problemami o wiele trudniejszymi do rozwiazania. Osobiscie nie mam zielonego pojecia, co zrobilbym na miejscu takiej osoby. Dramat i tyle. Oczywiscie nie poprawia mi to humoru, ale czuje taka jakby "solidarnosc" i moze nawet potrzebe wzajemnego wspierania sie. A w tej sytuacji nawet zastanawiam sie nad pewna propozycja... no coz, moze to "Podaj dalej" taki wplyw na mnie wywarlo... Hmm tak czy inaczej przynajmniej na chwile nie mysle o swoich problemach.
Z glosnikow "Eternia". Dawno nie bylo, a niektorych kawalkow wlasnie mi teraz potrzeba.
Dzisiaj byl... moze nie tyle ciezki czy meczacy dzien, co powoli, ale nieustannie wysysajacy energie zyciowa. Najpierw kwestia nocy jeszcze. Obudzilem sie chyba kolo 5 nad ranem. Przyzwyczajenie, albo przemarzniecie. Badz co badz zrobilo sie zimno nad ranem, w gebie byl lekki kapec po wczorajszym, a przede mna wizja dnia dzisiejszego i pierwsze pomysly na przyszlosc. Do tego rozbudzanie sie z zaczepionymi jeszcze gdzies w zakatkach umyslu zrytymi snami, ktorych dokladnie nie jestem w stanie sobie przypomniec. Jedziemy dalej. Zasnalem, rano pobudka, odrobina smiechu, dobry humor. Powrot do domu, do lba wlecial mi pewien pomysl, jak sie wydaje - zajebisty. Opinia "doradcy" pokryla sie z moja. Dobrze jest. Po powrocie do Dtroit troche latania. Biblioteka, graveyard, dom. Pisac trzeba. Dupa, sniadanie najpierw + kawalek filmu. Ksiazki w ruch, zacmienie, kaplica. Obiad + koncowka filmu. Dalej pisanie. Kilka godzin zlecialo, uzyskalem kilka cennych uwag na gg, pisanie zakonczylem wieczorem. Wycieczka po bronki, siedze i zamulam. Zaraz meczyk. Alez jestem zmeczony. Najchetniej polozylbym sie spac. Spac, nie myslec, nie ma mnie, nie ma nikogo, nie ma nic... |