zapiski_z_ostatniego_wagonu // odwiedzony 12923 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (38 sztuk)
09:06 / 02.11.2009
link
komentarz (0)
* 2009-10-30 | (18:50) Warszawa Centralna - Piotrków Trybunalski (20:33) | pospieszny *

19:25. Ruszamy z Żyrardowa. Staliśmy tylko chwilkę. Ja i on, mężczyzna w słuchawkach na uszach. Był tu przede mną. Nie wiem ile wcześniej. Siedzimy w ostatnim wagonie. Ja przy drzwiach, on przy oknie, skosie. W Żyrardowie, na szczęście, wysiadł jeszcze jeden pan. On również słuchał muzyki. Można jednak słuchać i Słuchać. Istnieje coś takiego jak kultura słuchania. Mężczyzna który wysiadł zdecydowanie jej nie miał. Małe słuchawki douszne, ale jestem pewien, że dźwięki melodii, o przepraszam, techno-rąbanki było słychać dwa przedziały dalej. Zostało nas dwóch. Obaj bosi, w skarpetkach. Nogi oparte po przeciwnej stronie. Lubię podróżować z takimi ludźmi. Czuję się z nimi jak w domu.
Mężczyzna ma lekki zarost, błękitną bluzę i ciemne spodnie z kieszeniami po bokach. Bojówki? Chyba tak je się nazywa. Nad jego głową znajduje się mały czerwony plecak. Jest zimno. Czuję to w stopach. W każdym z ich palców. Co jakiś czas intensywnie nimi poruszam. Rozgrzewam się od stóp do głów. Mężczyzna wydaje się sympatyczny. Zamieniliśmy parę zdań po wyjściu naszego współpasażera. On też, mimo własnej muzyki, słyszał techno-rąbankę. \"Wreszcie będziesz miał trochę spokoju\" - zagaił. A potem już poszło. Za oknem czarna noc. W przedziale świeci się tylko mała lampka. Nie włączałem pełnego oświetlenia. Światło dobiega, prosto na papier, z korytarza. Świetlówka wisi tuż nad wejściem. Boję się myśleć o temperaturze na zewnątrz. Brrr! Myślę, że nawet konduktor zamarzł. Mężczyzna sprawdza grzejniki. I przyszedł konduktor. Również sympatyczny. Próbował nas ogrzać. Nie mógł przekręcić gałki od temperatury. Nie ma jej. Mężczyzna wyszedł. Zostawił plecak i kurtkę. Ufa mi? Zastanawiam się and zmiana przedziału. Gdzieś, gdzie będzie cieplej. Poczekam na jego powrót i w drogę. Kto wie, może i jego skuszę? Zakładam buty. Już. Smarkałem nos. Moje dłonie wciąż Nią pachną. To przez Nią dzisiejsza trasa. Wrócił. Dłońmi wystukuje na kolanach rytm. Ubiera kurtkę. Polar. Jesteśmy w... patrzę na kartkę z rozkładem... w Koluszkach. Planowany odjazd o 20:04. Muszę napisać SMSa. Po chwili przerwy znów rozpoczął wystukiwać rytm. Gdy stoimy słyszę czego słucha. Dość przyjemna muzyka. Mógłbym być na jego miejscu, między jednym, a drugim głośnikiem. Jedziemy dalej. SMS powędrował w eter. Założył tez rękawiczki. Nie mogę go teraz opuścić. Rozczulił mnie. Ubrał się jak do lepienia bałwana. Zakładam szalik. Ktoś mógłby to odczytać, jako męską próbę wytrzymałości. Kto dłużej wytrzyma w lodówce? Dla mnie to raczej coś na kształt solidarności, potrzeby obcowania z innym, z kimś w tej samej sytuacji. Śmiesznie wymachuje na boki głową, zapewne do rytmu. Boże, dziękuję, że nie zesłałeś mnie na Syberię! Nigdy nie lubiłem zimna. Nie zrozumiałe jest dla mnie jak mogłem urodzić się w styczniu. Pchać się na świat miesiąc przed czasem. Wybijanie rutmu musi go rozgrzewać. Dopiero zauważyłem, że robi to również piętami. Człowiek orkiestra. Człowiek zmarzluch. W szybie widzę swoje odbicie. Jest 20:15. Jeszcze tylko chwila. Potem ciepła herbata i jakaś kolacja. A on? Kiedy jego to spotka? Czy będzie miał szczęście wysiąść razem ze mną? Widać, że cieszy się życiem. Nie przejmuje się zimnem. Umie sobie z nim radzić. Wie, że to nie jest prawdziwy problem. To tylko test, próba. Coś, dla czego warto się poświęcić, dla samej idei. Bo potem i tak się ogrzejemy. A ja mam nawet Theraflu w kieszeni. Dam mu przy wyjściu. Może. Jeśli zbiorę się na odwagę, by przemóc ten stereotyp nieufności. Bo dlaczegóż nie ufać obcym? To dobre dla dzieci. Należy ufać. Trzeba ufać. Zaufaj mi.