Tak jest. Odezwała się we mnie mentalność dresiarza jak u Rycha Peji, znaczy u Wszy to się ona nie odzywa, bo on ją na stałe ma. Ale kurwa...
Wstaje sobie rano, o 7.30 ostatni termin z elektrotechniki. zapierdalałem sporo, choć przypuszczałem, że i tak ujebie, bo jak przeczytam pytania to mi się wymsknie tylko; \"WTF?!\". Bo takie pytania on daje. Bo takie daje on. I potem listy z wynikami wyglądają tak:
żeby nie było wątpliwości. dolna kartka to wyniki zaliczenia.
No ale niestety nie dane mi było przeczytać tych pytań, bo zostałem wypierdolony z sali z powodu \"braku miejsc\" jak kilkadziesiąt innych osób. bo otóż pan profesor zrobił 6 terminów dla dwoch kierunków i każdy miał prawo do dwóch prób, ale... jeżeli w ciągu 15 min od wyświetlenia pytań się rozmyślił to nie liczyło się to jako stracona szansa. No i dzisiaj radośnie i z satysfakcją stwierdził, że mamy zająć co drugie miejsce, w co drugim rzędzie (kilka dni wcześniej zdecydował, że koło nie odbędzie się w największej sali na polibudzie, czyli D1 301, tylko w kameralnej i niedużej w A4). Reszta robi wyjazd z sali i widzimy się na kursie powtórkowym w przyszłym semestrze. Pierwszy przedmiot w karierze upierdolony. Wkurwia, że nawet nie dał szans podjąć walki. Bo żeby było śmieszniej dał tym razem prostsze pytania. Aha. Dodam, że jak wychodził rzucił, że możemy pisać do dziekana, jak dziekan będzie mu kazał, to zorganizuje jeszcze jeden termin. ale i tak nie zdamy.
i nawet to 4,5 z egzaminu ze spalania nie cieszy tak jak powinno. no, ale przynajmniej koniec sesji. tylko zebrać trzeba jeszcze pare wpisów. a mogę się zając zaległymi odcinkami House i Bones. plus kupiłem sobie \"Lód\" Dukaja na zredukowanie wkurwienia, jako zaległy prezent urodzinowy. Wieć kolejka \"do przeczytania\" na parapecie rośnie.
ps. a akcja z elektrotechniką się tak nie skończy. czas rozpocząć miłosną korespondencje z dziakanatem. trzeba walczyć i się skurwielom nie dawać, bo generalnie:
idę na browar, bo mnie życie znowu zabija. gdyby nie ten chuj, miałbym piękne statsy. dwa kierunki. sto procent zaliczeń. średnie w okolicach 4,0. ogólnie mi się limit farta wyczerpał, bo ostatnio za każdym razem, jak mi się ocena waha, to dostaje tą niższą, a że moje ego nie pozwala mi się płaszczyć i wykłócać. i do tego ta depresyjna pogoda (mógłby się śnieg zdecydować czy chce się stopić czy zostać) i ogólna zamuła.