dan winter inspiracja ma wielka.
co to sie dzieje, usmiecham sie, kolezanki mnie kochaja, slonce swieci na nasze niezmeczone jeszcze zyciem twarze, a ja zastanawiam sie czy to swiat tak przyspiesza czy to ja stracilem rachube czasu. jedna kolezanka stara sie o drugie dziecko (z drugim facetem), inna wlasnie sie zareczyla.. i mean, damn! przeciez jeszcze niedawno chodzilismy razem do klasy w liceum!
czas surferow, surfujemy po tafli zycia tak sobie szukajac jakiejs wielkiej fali, nieswiadomi zblizajacego sie tsunami.
a ja ciagle snie tylko o lataniu po afryce z kims w stylu evy mendes obok, szukajac uczucia i wolnosci zamiast pustych slow o odpowiedzialnosci i dobrym zyciu tylko. powinienes to, powinienes tamto, sratatata. nic nie powinienem, chce od zycia czegos wiecej niz nudnego ulozenia 'stabilnosci' 'ustatkowania' i kazdego dnia zafoliowanego w zestaw tych samych czynnosci. chce czegos wiecej niz ladnego domu psa i dopasowanego garnituru. chce sie bawic zyciem, miec domek na drzewie i uciekac sobie do niego jak mam akurat ochote sie zaszyc.
tak oderwany od tej rzeczywistosci ktora zaskakuje mnie coraz bardziej niespodziewanymi zdarzeniami. czy to juz ludzie z przeszlosci spaceruja po mej glowie?
spalony innym sloncem poniekad.
taki ze mnie pseudofilozof no, zawsze na drugim koncu teczy.