spotkalem dzis kolegow ze szkoly. jechalismy sobie tak, obok tej szkoly do ktorej razem chodzilismy kiedys, gdy kierowca przypomnial chyba najdziwniejsza w skutkach akcje, w jakiej w zyciu bralem udzial (on tez). nie jestem zbyt dobry w opowiadaniu takich historii, ale postaram sie dac rade.
1 klasa gimnazjum, przerwa, popijam sobie soczek z kartoniku (!). smiechy, zaczepki, jak to w gimnazjum. dzwonek. wypilem sok, pieknym, beztroskim rzutem z polobrotu (:D) wyrzucam kartonik do kosza stojacego nieopodal. przeznaczenie chcialo, ze akurat przechodzila wtedy ona. rok starsza, wkurwiona na caly swiat. przeznaczenie chcialo, ze kartonik odbijajac sie od kosza akurat chlapnal w nia jakas koncowka soku (doslownie kilka kropelek). nie znamy sie zbytnio (co juz jest samo w sobie bardzo dziwne, musisz wiedziec drogi czytelniku ze w szkole muzycznej generalnie kazdy zna kazdego), wiec mowie tylko ze nie chcialem. 'taaak, nie chciales. zobaczymy.'
takiej groznej riposty sie nie spodziewalem. jak to ja, i jak to w szkole muzycznej, smiech, jakies gowniarskie zaczepki, moze troche bardziej sarkastyczne, biorac pod uwage ton wypowiedzi kolezanki poszkodowanej ;) ale generalnie bez spiny. lekcja, dzwonek, lekcja, dzwonek. zapominam o calej sytuacji, zbieram sie do domu. wychodzac ze szkoly mijam wspomniana kolezanke, ktora rzuca mi tylko niedbale, aroganckie 'sorry'.
wychodze za winkiel, gdzie przejscie toruje mi ~18 letni chlopak kolezanki, nazwijmy go x. jak to ja, stwierdzilem ze warto wyjasnic cala sytuacje i z usmiechem podszedlem do byka stojacego naprzeciw. on juz tak pozytywnie nastawiony nie byl, wzial mnie za szmaty - dorosly chlopak (~190cm) i 14-15 letni ja (dzisiaj mam 165 wiec wtedy to dopiero bylem maly). buch buch bang bang (:D), wyszedlem z tego bez wiekszych obrazen mimo wszystko. przeznaczenie chcialo, ze akurat szedl do szkoly starszy kolega (najzwijmy go y) i widzial cale zdarzenie. przeznaczenie chcialo, ze zawsze bylem dosc popularny w szkole i ze akurat od zawsze trzymalem sie glownie ze starszymi kolegami. przeznaczenie chcialo, ze chlopak kolezanki czekal az ona skonczy lekcje. no i wyszlo tak, ze ja poszedlem do domu, kolega y wszedl do szkoly na 5 min i wyszedl z polowa trzeciogimnazjalistow obecnych akurat w szkole. potem wyszlo tak, ze kolega x po wymianie uprzejmosci z kolega y zmyl sie na 5 min i rowniez wrocil z kolegami bo mieszkal akurat za rogiem. potem jak wyszlo mozecie sie domyslic, dla smaczku dodam jednak ze calkiem postawny nauczyciel historii, ktory probowal rozdzielic towarzystwo sam skonczyl z delikatnie podbitym okiem.
no dobra, ale przeciez nic sie jeszcze nie stalo nie ? jako, ze szkoly muzyczne rzadza sie swoimi prawami, kolezanka, od ktorej wszystko sie zaczelo jakims cudem nie wyleciala ze szkoly, choc szykanowana przez wszystkich nauczycieli az do konca gimnazjum nie mialaby juz tak latwo. starsi koledzy zostali szkolnymi bohaterami, bo 'napierdalali sie o naszego' (:D). nic sie nie dzieje, zycie idzie dalej. tydzien pozniej jednak kolezanka laduje w szpitalu po probie samobojczej i nie wraca juz wiecej do szkoly
minalem ja ostatnio gdy przechodzila przez ulice usmiechnieta z wozkiem i slodkim dzieciaczkiem w srodku.
nawet mnie juz nie poznala. czy moze nie chciala mnie poznac?
przelecialo mi to wszystko przez glowe w ciagu sekundy gdy ja zobaczylem z tym dzieckiem. jedna tabletka wiecej i nie przechodzilaby na tych swiatlach. tylko jedna, i by jej bylo. i by ich nie bylo.