19:35 / 21.01.2013 link komentarz (3) | pierwszy związek - wtedy wszystko zaczęło się sypać. taki ze mnie pieprzony sentymentalny idealista. do tamtego momentu wszystko szło bez opóźnień, nauka, praca, wszystko się robiło jak należy. wtedy po raz pierwszy się dowiedziałem, że jestem głupcem bo wierzę w coś czego nie ma. załamałem się, ale się pozbierałem. przez chwile już prawie wierzyłem w to znowu. i wtedy przyszedł rok 2012. okazało się, że znowu kocham bez wzajemności, że znowu jestem cholernym głupcem jakim byłem wtedy. przyszło rozdarcie, natłok myśli, szaleństwo. okazałem się słabym człowiekiem - nie potrafiłem tego wszystkiego wytrzymać, żalu do siebie, że jestem taki żałosny. i nagle skończyłem z tym wszystkim. cały czas przytłacza mnie poczucie winy, cały czas nie mogę sobie darować tego wszystkiego. nie wiem jakim cudem mam teraz żyć i wierzyć w miłość kolejny raz. czy mam przestać w nią wierzyć? czy mam stać się zimnym pozbawionym uczuć wyrobnikiem? chyba tak. znaleźć jakąś rzecz, w której nareszcie do końca się zatracę, w której nie ma związków, w której nie ma miłości, są tylko Ja i Pasja.
to jest niestety prawda, ale czasem kochasz tak, że aż krzywdzisz tym kogoś kogo kochasz. druga strona cierpi bo nie potrafi odwzajemnić twoich uczuć, bardzo chce, ale nie potrafi. wtedy trzeba umieć "dać sobie siana." trzeba umieć zwyciężyć nad ideałami i zrozumieć, że nie jesteś do cholery sam na tym bożym świecie, że nie tylko ty masz jakieś bzdurne prawo do szczęścia kosztem innych ludzi, bzdurne o tyle, że za to nie warto umierać, nie warto się wieszać, podcinać żył, przedawkowywać leków itd. ale spirala żalu działa i trudno potraktować tą przygodę jako lekcję. natrętnie w głowie pojawia się myśl, że jesteś po prostu złym człowiekiem i nie powinieneś istnieć...
jak się po tym wszystkim pozbierać? nie ma żadnego zaklęcia, nic nie dzieje się w 5 minut. czas zaleczy to wszystko, trzeba mieć tylko siłę by zmusić się do zrozumienia nauczki, a nie przytłaczania się winą. |