beyourself // odwiedzony 31233 razy // [city.mumik nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (495 sztuk)
06:48 / 31.12.2013
link
2013. DAMN, kiedy to minęło? Nie mam pojęcia. Może to przez to że prawie codziennie jarałem? Może. Zaczęło się od tego że miałem trochę tematu, więc mogłem sobie pozwolić. Ale nie o tym teraz. Zacznijmy od jednego z najgorszych sylwestrów w moim życiu, u ludzi których poznałem dzień przed nim... Znajomi Ryby, czego mogłem się spodziewać? Zupełnie niczego, a że niczego nie miałem w zanadrzu, bo 2012 minął mi tak sobie, to wyszło jak wyszło. Pierwszego stycznia obudził mnie syn, ludzi u których powiedzmy że balowałem. Mały człowieczek, którego dzieciństwo zostało skażone przez nieodpowiedzialność swoich rodziców. Prawdziwe dzieci z przypadku.. Co się działo później? Później się wpierdoliłem przez własną głupotę w posiadanie.. Stojąc najarany jak Arab, na przystanku późnym wieczorem, z 5tką w kieszeni, zamiast w gaciach.. Chuj tam, że byłem ubrany normalnie. Pies rozkminił mnie po czapce.. Po jebanej, wełnianej czapce z jebanym daszkiem, który dla stylówy, przechylałem lekko w bok. W sumie nie wiem. Jakby nie patrzeć, jest jakaś regularność. Za dzieciaka, miałem kuratora za pobicia, później byłem w ośrodku, tzn było to na szczęście za dużo powiedziane, byłem tak zwanym dochodzącym, więc tylko się tam uczyłem. Kilka razy cudem uniknąłem grzywny za vandalism, raz się nie udało, i trafiłem na kolską, czyli dom wszystkich polaków #Kwaśniewski. O ile wiesz co mam na myśli i pamiętasz ten plakat i te wybory.. Już mniejsza o to, że byłem wtedy prowodyrem zaistniałej sytuacji a całą brudną robotę, odjebał na marszałkowskiej o 2 nocy, równie pijany w trzy poślady co ja, mój druch z osiedla, Tomasz.. Tak, to był kiepski pomysł. Pracowałem wtedy w Not 4 Toysach, dzień wcześniej wziąłem złotego markera, z wypłaty i tak się niefortunnie złożyło, że rozdziewiczyłem go właśnie w tamtym momencie. Kolska to był ciężki przypadek. Dołek jeszcze bardziej. Jak na izbie byłem pod wpływem i poszedłem od razu spać, tak na dołku, czas dłużył mi się oporowo.. Beka z policjanta, który był młodszy ode mnie o 2 może 3 lata i mówił mi na pan, podczas gdy ja do niego na ty. Beka była jeszcze większa, jak już na dołku, pies który miał wtedy dyżur spytał się mnie i tego małolata, kto jest kim.. Poważnie, nie zakładali mi prawie w ogóle kajdanek. Jakoś tak się z nimi dogadałem. A że byłem lepiej ubrany od psa, ten z dołku musiał spytać dwa razy. No bo powiedz, \"czy my kurwa wyglądamy jak małolat/ajron?\". Później też było śmiesznie, dostałem 2 koce, książkę i przydział do pustej celi. Nie prosiłem, wystarczyło ich podejść ;-) Dzięki temu trochę pogadałem, czasu trochę minęło. Nie było mi tak wesoło, jak się okazało, że 3/4 ludzi w dołku, nocuje za posiadanie.. Jakaś paranoja. Do mojej celi, dorzucili mi 2 smarków, którzy wpadli za jakieś śmieszne ilości.. M A S A K R A.. Leżąc tam i gapiąc się w sufit, obiecywałem sobie w duchu, nigdy więcej. Nigdy więcej nie dam się zamknąć.. Oczywiście po jakimś czasie o tym zapomniałem. Zagrałem rolę życia na komisariacie, prawie co nie poderwałem młodej pani policjantki, mężatki z resztą, która spisywała moje zeznania i dzięki której, nie zostałem skazany, tylko dostałem do odpracowania prace społeczne. Bo ta puściła świetną bajerę przez telefon, pani prokurator.. Wracałem później przez starą sadybę, zasypaną śniegiem i cieszyłem się że uszło mi wszystko płazem. Wszystko to było po chuju, bo oczywiście zaniedbałem te godziny. Później zaniedbałem awiza, poszła sprawa, zapadł wyrok i pyk. Na poczcie się dowiedziałem że jestem skazany na 3 lata w zawieszeniu na 6 miesięcy... Cały ja. Wychodzę obronną ręką, żeby znów się wpierdolić przez własną głupotę.. No i tym sposobem, jestem jedną nogą w kryminale. Prawie poszedłem w ślady swojego Ojca, prawię bo, za dzieciaka szybko pojąłem że jestem zaprzeczeniem swoich rodziców i idę zupełnie inną drogą. Czasem tylko, potykając się na ich błędach. Najgłupszą rzecz jaką wciąż powielam, to brak ambicji by żyć pełną piersią.. By się spełniać.. Moi rodzice szybko przestali CHCIEĆ, choć nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek chcieli.. Pewnie nigdy się nie dowiem. Tata miał jakąś ambicje, wolę walki. Był cholernie dobrze rokującym bokserem. Bił się zazwyczaj w wadzę średniej, pół ciężkiej, na prawie 2 metry wzrostu, ważył tylko 73 kg. Śmieszne, miałem gdzieś jego zdjęcie z tamtego okresu, ale po latach zaniedbań, przepadła. Tak czy owak, ojciec ważył niewiele, ale napierdalał tak, że usypiał wagę ciężką. Prosty przykład, 2 razy znokautował Andrzeja Gołotę, w pierwszej rundzie! Endrju ważył w tedy w granicach 90-95 kg.. W latach 84,85 mój Tato był Asem. Później wszystko przepadło. Rok czasu w wojsku, zero treningów, pojawiający się problem z alko i ten krnąbrny, hultajski charakter.. Wrócił do boksu, ale tak naprawdę, nie wrócił na ring już nigdy.. Zatracił to coś co go określało. Tak myślę. Zaczął dołować, Gwardia sprzedała go do Katowic, wymieniając na jakąś nową gwiazdę. W Kato rozpił się do reszty, zaczął stwarzać problemy. O ile w Wawie był uważany za mega talent i Gwardia ratowała go nie jeden raz, tak na Śląsku słuch o nim zaginął. Historia mojego taty później, potoczyła się w najgorszy możliwy sposób. Z nadziei boksu, stał się gościem od brudnej roboty. Mimo iż wolałbym innego życia dla niego, dla mnie i mamy, nie żałuje. Dzięki temu jestem tym kim jestem. Choć przyznam, ciężki to bagaż doświadczeń. Samo jego zatracenie się, nie daje mi czasem spokoju. Całe życie chleje, wiecznie. Żyje z dnia na dzień, myśli na krótką metę. Jest nieodpowiedzialny. Pod tym względem, byłem taki sam jak on. A co najlepsze? Mama jest identyczna... Choć kiedyś nie piła wcale, teraz codziennie wieczorem, upija smutki do poduchy. Zatraca siebie, a co gorsza, z dnia na dzień zmienia się w moją babcię.. O zgrozo. Chciałbym żeby moje dzieciaki miały dobrych dziadków, ale niestety, liczyć na to nie mogę... Cała nadzieja w mojej drugiej połowie.
Zatracenie, to coś co chyba wyssałem z mlekiem matki... Zatracałem się długo, za długo.. Nie wiem w sumie od kiedy, ale tak najbardziej czuje że od rozstania z Katarzyną.. O ile przy niej, jakoś funkcjonowałem, tak później stałem się totalnym cynikiem. Jak umiałem i chciałem, nie palić przez rok, tak robiłem. Ponad rok bez, później sporadycznie z jej bratem ;-) Pracowałem, coś tam się niby uczyłem, trzymałem się w pionie, choć to nie było to życie którego chciałem.. Wtedy o tym nie wiedziałem. Zabawne jest to że, przez niesforność swoich rodziców, musiałem szybko dojrzeć, dorosnąć. I o ile w podstawówce tak było, to w gimnazjum i dalej, to się we mnie odwróciło. Cofnąłem się do Nibylandii. Dziś mam 26 lat, czuje się może na 18/20scia.. Mów mi Wojewódzki junior.. Często się wkurwiam że dzieciaki w tym wieku są w czymś lepsze ode mnie, że są dalej. Ale co oni przeżyli? Świat na fejsie?? Dziś mają wszystko, my wtedy nie mieliśmy wiele. Wyobraźnia była wszystkim. I tak zostało. Moja wyobraźnia, doprowadziła mnie do najlepszych imprez w tym roku, jakie zrobiłem, za swojej 2 letniej, kadencji organizatora. To Trzeci Wymiar z Biszem i Dwoma Sławami w Wawie i Łdz, to Wena i Rasmentalism w ŁDZ, to Wena w Cieszynie, to Bisz z Bandem w Zielonej Górze i w końcu 3W także w ZG. I mimo że więcej utopiłem kasy, niż zarobiłem, NIE ŻAŁUJE. Dużo mnie to nauczyło. Pokazało mi smutną prawdę o tej scenie i naturze gry.. Ta gra jest ciężka jak grasz, tak jak Ci zagrają. W tę grę, trzeba po swojemu, to jedyny złoty środek. Na przekór wszystkim, na pohybel każdemu. Bo albo Ty, albo oni. I mimo to, że grałem po swojemu, przegrałem. Oczywiście na własne życzenie. Po prostu odpuściłem. Bo szczerze? NIE WARTO. I nigdy nie zrozumiem tej chemii, którą czuje. Czy mam znów pisać, ze ludzie nie pamiętają dobrych rzeczy, tylko te które zjebałeś? Że nie zapamiętają Cie ze zwycięstw, tylko ze spektakularnych porażek? Nie, nie warto. Serdeczny, murzyński kutas, po same migdały, wszystkim którzy dziś nie pamiętają, dzięki komu zagrali swoje pierwsze koncerty w Wawie, czy w innych miastach Polski. Kto dzwonił i wrzucał w lajnap, jak inni nie dzwonili i płacił, podczas gdy inni pukali się w czoło, a sam nie zarabiał nic. Kto dawał najlepsze imprezy z podziemia w Wawie, kto rozruszał Zieloną Górę po przypale z Ryśkiem? Kto dorzucił swoje 4 grosze do obecnej sytuacji w Łdz.. Chuj w to. Jak to mówią klasyki, każdą porażkę obracam w sukces.. To co dały mi te imprezy, to masa przeżyć i wspomnień. Np jak zajebałem się jazzem z Holandii i przez pół godziny siedziałem na zapleczu w klubie w Łodzi, bo nie byłem wstanie skleić jednego zdania.. Jak przed samym koncertem, przy chłopakach z Trzeciego i połowie od Bisza, omal co nie rzuciłem się na chłopaka Guovy, który mnie notorycznie wkurwiał. Jak w końcu napierdalaliśmy dzwonkiem i po oknach, przez pół godziny, o trzeciej w nocy, stojąc totalnej pizgawicy pod domem Tymka, który chwilę wcześniej ZNIKNĄŁ w wyjątkowych okolicznościach z Piotrkowskiej, by w jakiś cudownych sposób wylądować najebany w łóżku. Ale to i tak nie była aż tak bardzo niesamowite, jak to co odjebał Słoma w Cieszynie. KURWA! Nie dziwi mnie fakt że stał sie legendą HH Kempa, bez kitu. Po koncercie, poszedłem do Weny i Ika integrować sie, zostawiając Słomę przy barze, by ten integrował się z miejscowymi. W efekcie najarany usnąłem w ubraniu, w ciepłym łóżku, a Krzysiek nie wiedzieć czemu, najebany usnął w pkp from Warsaw.. Tego jak zadzwonił do mnie po 12stej dnia następnego, mówiąc TYLKO SIĘ NIE DENERWUJ, nie zapomnę nigdy... Nigdy też nie zapomnę o zaufaniu, jakim go obdarzyłem, a przez które stałem się kozłem ofiarnym, gdy hajs przy raperach się nie zgadzał.. Nigdy też nie zapomnę, jak bardzo można sie przejechać na kontakcie z obca osobą, która udaję kumpla, by stać się twoim najgorszym hejterem i oponentem. Tu przykład z Zielonej Góry.. Z idiotami się nie gada, wiedziałem z przysłowia, dziś wiem z doświadczenia..
Doświadczeniem też, były dla mnie relacje z pannami, w tym roku. Zaczęło się od Anki. typowa fejsowa wymiana zdań, która przerodziła się w totalne ruchanie.. Nie mogło być inaczej, bo niestety przerażała mnie jej inteligencja... A tego jak bardzo się darła w łóżku, drogi czytelniku nie chciałbyś przeżyć.. A Ty droga czytelniczko, waż każdy ton swojego szczytowania. Bo Twój chłopak szybko z podniecenia, przeskoczy na zażenowanie... Później była, Adrianna. I Ada była dla mnie swojego rodzaju objawieniem. Zaczęło się zabawnie. Przyszła z moja dobrą kumpelą na mój koncert, posłuchać Bisza i... chciała poznać Theodora. HAHAHA! Piękna sytuacja, podchodzi do mnie Agata i mówi, że Ada chce poznać Artura. To ja pyk, podbita do Artura, nie zważając że rozmawiał w tedy ze swoją panną i mówię, choć ze mną, jest sprawa.. HAHA ten nieświadomy niczego, poszedł za mną do stolika, by po minucie i jednym zdaniu, uciec ;-) Ada.. Wydawało mi się że ma wszystko, czego mógłbym sobie życzyć. Niestety, miała zrytą psychę, przez byłe związki i swoich rodziców, którzy ją rozpieszczali.. Czemu mi nikt nie kupi 2 pokojowego mieszkania, w nowym budownictwie, auta i będzie dawał 2 tysie na miesiąc? Chuj tam.. Widocznie to ja muszę dać to, swoim dzieciakom.. Ada.. Pluje sobie w brodę.. Ona nie była gotowa na żadna relacje, ja byłem ich spragniony. Zacząłem się otwierać, coraz szerzej i szerzej a ona? Zaczęła się coraz szybciej zamykać. Piramida potrzeb do góry nogami.. Później sfrustrowany, wjebałem się w totalnie bezsensowna relację z panią J... Plus taki, że była strasznie bezpośrednia i robiła mi laskę po kilku minutach znajomości.. Na moje nieszczęście, było mocno oblatana w temacie, bo robiła ją wyjątkowo dobrze.. Jak się okazało, polowała na graczy a ja dałem się złapać na haczyk, jakby to Małpa przewinął.. Na szczęście, w miarę szybko ją pogoniłem bo pojawiła się ULA. Dziewczyna o której myślałem w lato 2012.. Poznałem ją na jednym z jamów, w Analogu. Zabawne bo, wtedy też poznała Sughara i Wawsona, i utrzymała z nimi kontakt. Przy czym, ja trafiłem na nią po roku czasu na fejsie.. No i tak trafiłem że po miesięcznej wymianie zdań, zadzwoniła którejś nocy do mnie z zapytaniem czy nie chce się spotkać w centrum, bo siedzi ze znajomymi z którymi się nudzi i pije.. po stanowczym NIE, nie dziś, usłyszałem, a mogę przyjechać? tak przyjechała że wyszła pół doby później, by wrócić pół doby później.. i tak nasz \"związek\", trwał do listopada. Dzięki niej, zacząłem mieć wyrzuty sumienia że robię mniej niż powinienem, zacząłem myśleć że karta się odwraca... Niestety siebie nie oszukasz. Zacząłem czuć że to nie to, a ją zacząłem oszukiwać że coś z sobą robię.. Zawsze chciałem rozmawiać z panną przez skajpa godzinami, po czasie zacząłem tym rzygać. Zawsze chciałem kochać się w windzie, na klatce, czy ogólnie na powietrzu, w jakiś fajnych miejscach. Dziś zostało niewiele z marzeń do odhaczenia, w tym temacie.. Mimo że łączyło nas wiele, dzieliło nas zrozumienie. Ona mnie nigdy nie zrozumie, jesteśmy z innych biegunów. Ale mimo to, jest dla mnie ważna i będzie zawsze. To ona mi przypomniała, jak bardzo mi brakowało momentów beztroski, jak byłem z Kasią. Jak byłem z kimś, do kogo coś czułem.. Przez pierwszą część roku, zatracałem się przez niewypały z pannami i słabe wyniki finansowe.. W połowie, przez przybity wyrok i jeszcze gorszą opinie w środowisku. Później przez świadomość, że Ula to nie ta na którą wciąż czekam.. Jedynymi przebłyskami nadziei, był projekt który zacząłem realizować z Bartkiem. Ale prawda jest taka, że gdyby nie grudzień, ten rok byłby najgorszy ze wszystkich.. I gdyby nie to, że po dwóch latach podchodów, spotkałem się z dziewczyną, która jest sporo młodsza ode mnie. Która paradoksalnie, jest opór dojrzała. Która w mgnieniu oka sprawiła, że zacząłem CHCIEĆ. Dziś po miesiącu znajomości, nie mam żadnych złudzeń, historia zatoczyła koło. Przeżyłem 7 chudych lat, by wypierdolić w 2014 z buta. Elo Siemanko!