21:19 / 09.06.2017 link komentarz (2) | Chciałabym Ci coś opowiedzieć, wiesz?
Wielokrotnie mówiłam, że nie lubię Warszawy. To nie moje miasto. Jednak pamiętam ten rodzaj dziwnego uniesienia, który towarzyszył mi, nastoletniej m., błąkającej się po ulicach Woli. Szukałam starych podwórek i analizowałam kolorowe ceramiki w bramach. Nikt nie spodziewał się ich w szarych, przyozdobionych markerem kamienicach. Gdzieś w okolicach Srebrnej, Platynowej, albo Złotej, pan B. powiedział chodź zapalić. Tak pomiędzy francuskim, a matematyką trafiłam na podwórko. Dla opowieści dobrze byłoby, aby pan B. palił Marlboro. Jednak to nie ten typ mężczyzny, on był zabawnym młodzieńcem z cygaretką w dłoni. W mojej pamięci miały one zapach/smak czereśni. Czytałam wtedy Cortazara, więc tworzyłam sobie magiczne miejsca w wyobraźni. Takich podwórek w wolskich budynkach jest pod dostatkiem. Ja znalazłam się właśnie na tym. Piaskownica, Matka Boska hasiokowa i trzepak. Może była też tam ławka, chociaż wtedy na pewno na niej nie siedziałam. Było coś uroczystego w tej chwili. Starszy pan wracał ze spaceru, prowadząc na smyczy jamnika. Blondynka w okolicach czterdziestki rozmawiała z kimś przez telefon, wyglądała przez okno. Ja i pan B. siedzieliśmy na krawężniku. Był maj. Nie sądzę, by on cokolwiek wiedział o znaczeniu tego miejsca w moim życiu. Możliwe, że przygotowywaliśmy wtedy jakiś dialog qu'est que tu fait pendant les vacances albo spisywał od mnie zadanie. Jestem pewna, że nie miałam szans na kontemplacje. Magia była większa niż okoliczności.
Kilka dni później pojawił się on. Chłopak z cylindrem i peleryną, J. Poprosiłam go o bajkę. Tak zaczęło się snucie opowieści o podwórku. Dwa lata ją pisaliśmy. Szukałam czarodziejskich momentów, tylko po to, bym znów móc pozbawić je kontekstu. Kolekcjonowałam chwilę.
Moja Warszawa przez ten czas się powiększyła. Pojawiło się kilku mężczyzn. Był Jan, Piotr, Krzysztof i Wojciech. Byłam dla nich jakimś dziwnym, niezrozumiałym zjawiskiem. Małą dziewczynką. Nasze historie zazwyczaj kończyły się szybko, ale czasem ciągnęły się niespodziewanie długo. Przeplatały się nawzajem. Miały znaczenie lub zupełnie były go pozbawione.
Dworzec Centralny. Październik. 2009 r. Peron 1. Sektor 1. Pan j. z czarną wstążką na oczach, pocałował mnie pierwszy raz, po omacku. Mówiłam, że jest spektakularny? Tak zaczęło się moje życie z walizką w dłoni. Warszawa-Kraków, Kraków-Warszawa. On mówił - skacz. Ja skakałam. Rzuciłam wszystko i zamieszkałam tam. Nowy rozdział – Kraków. Moje miasto. Zawsze tak mówiłam.
Tutaj nie było podwórek. Włamaliśmy się na balkon, nieznanej nam kamienicy, piliśmy szampana, albo różowe wino. Wtedy poczułam, że będziemy mężem i żoną. Zaplanował nasz ślub. Nie muszę mówić, że był obrzydliwie romantyczny, prawda?
W zasadzie nie pamiętam, co lubię. Kiedyś na pewno dużo czytałam, potem smakowałam słowa. Później pojawiły się jego pasje. Trochę trudno mi teraz błąkać się po dużym mieście i szukać ciekawych historii. Zawsze uważałam, że największy potencjał mają pociągi. Miałam taki moment w życiu, że w nich mieszkałam. Pamiętam ekscytację przed pojawieniem się napisu Kraków Główny i rozczarowanie Dworca Centralnego.
Historia zmieniła tempo, zauważyłeś?
Ostatnie cztery lata mojego życia to nasze małżeństwo. Spotkało nas wiele momentów mistycznych, najpiękniejszych, ale były głównie tragedie. Niezwykłe jest to, że w zasadzie nie dotyczyły naszej relacji. Z drugiej strony wszystko zmieniły. Nie wiem, jak doszliśmy do tej chwili. Wiem natomiast, że już nie chce w tej historii nic zmieniać. Chciałabym nadal snuć opowieść, ale już nie o podwórku. Bajki bywają rozczarowujące.
|