01:52 / 30.04.2002 link komentarz (2) | Przyjaciele moi, proszę Was, nie pytajcie już czemu jestem dzisiaj "nie w sosie", bo to nieprawda. Dzisiaj jest spokój. Ale w sobotę. W sobotę to się dopiero działo...
W głowie ni to pustka, ni to chaos, nie mogłem sformułować żadnej w miarę sensownej myśli. Zastanawiałem się czy przespać ten dzień, czy zmęczyć się i wypocić bałagan nagromadzony w głowie. Los przyszedł mi z pomocą i podsunął lepsze rozwiązanie. Wyjazd do domu. Taki szaleńczy nieco, na kilka godzin tylko, w zasadzie tam i z powrotem.
Po drodze uświadomiłem sobie jak dawno temu musiałem jechać ostatni raz najkrótszą drogą do domu. Ile to już czasu minęło, pół roku? Może więcej. W każdym razie na tyle dawno, że zdążyłem zapomnieć jak wygląda ta trasa. Zapomniałem jak pięknie ona wygląda. Nie żebym nie wracał w ogóle, tylko że najczęściej pociągiem, albo późną nocą jedną nogą już w śnie, albo małą obwodnicą z drugiej strony. Więc tym razem podróż miała posmak drogi w nieznane. A świat poza miastem wyglądał pięknie. Natura już w odcieniach dojrzałej zieleni, niebo nasycone błękitem; z jednej strony zamknięte późnopopołudniowym słońcem, a z drugiej nadciągającą burzą. Jechałem ku słońcu, ale burza deptała mi po piętach i w końcu mnie dopadła gdzieś z boku. Stanąłem w szczerym polu by się przyjrzeć tym zmaganiom słońca z burzą. A pachniało tak intensywnie, że wdychałem tą czystą radość w płuca, żeby mnie rozgrzewała od wewnątrz. Stałem i patrzyłem, zbytnio mi się nie spieszyło bo nie miałem nic lepszego w planach. Czekałem aż spadną pierwsze krople deszczu. Nie trwało to długo. Postanowiłem uciec burzy, wsiadłem znów za kierownicę. W radiu Chris Rea smęcił "Looking for the summer". Idealna piosenka na mój nastrój, zapragnąłem żeby leciała aż do samego domu. Nie pozostało nic innego jak wcisnąć pedał do oporu, ale mimo tego szaleństwa i tak się nie udało; widziałem już przed sobą przedmieścia miasta, gdy wybrzmiewały ostatnie takty.
Podróż do domu działa oczyszczająco. Z chaosu i bałaganu w głowie zaczął się wyłaniać jakiś konkretny kształt. Zdarzenia ostatnich dni, tygodni, a może nawet i miesięcy ułożyły się w wyraźne przesłanie, mocne postanowienie: TARUS, CZAS WYDOROŚLEĆ. CZAS NA ZMIANY.
|