kris3k // odwiedzony 50515 razy // [sunwave nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesi±ca! (0 sztuk) | wszystkie (248 sztuk)
23:45 / 05.05.2002
link
komentarz (0)
No to mozna by wreszcie napisac kilka slow - jak bylo....
Jak juz nadmienilem.. bylo zaaajeeebiscie :,0)
Przyjechalismy na miejsce we wtorek okolo 19....
Rozpoczelismy nas zpobyt (tzn nasza 6 osobowa ekipa,0) od poszukiwania TV z tv4 - poniewaz grala liga mistrzow.. a kumple - maniacy footbolu :P W naszym obiekcie byl telewizor... ino kuna... antena sie zwalila...
Wiec postanowilismy wyruszyc w "miasto" w poszukiwaniu baru, lub pubu z tv....
Porazka... tv byly... tylko za cholere tv4..... zwiedzilismy wszystko....w jednym - restauracji szarlotka - byl tv4! ino cholerka prawie robili disco i odlaczyli dekoder... i kapa :P
Postanowilismy, ze zostajemy na disco... lookniemy za jakims stuffem, czy cos....huh.... srednia wieku gdzies kolo 15-u :P
+ kilku lysych kolesi w odswietnych dresikach.... to znak, ze trzeba wracac.... jako, ze bylo juz lekko po 23.... nic tylko poznac obiekt blizej i spac.
W srode - piesza wyprawa na gore Żar. Uhhhh.... to niby tylko 8km w jedna strone... ale to podejscie... o w morde.... lekko sie zdziwilem... odsloniety stok, strome podejscie.. a w sloncu dobijalo 30-ki ....
Mialem dosc... bylem pewien ze nie wejde... no ale nasi podopieczni - z bolem wchodzili... wiec nie wypadalo pokazac, ze sie juz nie umie...Wszedlem... wszyscy zdobyli szczyt.... Wracalismy normalna droga asfaltowa... czyli trasa sie wydluzyla o jakies 3km...
Po powrocie, siedlismy do obiadu... po obiedzie.... nie umialem stanac na nogi...huh.... tak mnie lydki i uda piekly i stwardnialy, ze nie moglem stanac na prostych nogach... ciezki to byl wieczor... a w perspektywie kolejna wyprawa na Magorke...
Czwartek przebiegl pod znakiem opalania nad jeziorem, zakopow i grania w pilke...1 raz od 7 lat gralem w noge - lol... i szlo mi nawet.. nie liczac tego, ze 2 razy wyp....lem pilke do rzeki :P Oczywiscie musial mnie jakis maly gowniaz ochlapac... mial mi podac pilke... rzucic... no to rzucil.. lobem i walnela w wode metr przed moimi nogami....huh - nie ma to jak orzezwienie :> pozniej sami wpakowalismy sie do wody... zimno jak cholera... ale co tam... byc nad jeziorem miedzybrodzkim i nie wpakowac sie do niego? - porazka.
Strasznie mi sie podobalo w miedzybrodziu.... troszke sie pozmienialo odkad tam bylem 7 lat temu - drugi brzeg jeziora wieczorem oswietlony - jak w chorwacji.... piekne widoki... raj dla wszelkiej masci paralotniarzy, pilotow szybowcow, windsurferow....oraz amatorow gorskich wypraw - zyc, nie umierac.
Gdy schodzilismy z gory Żar, tak sie troszke rozmarzylem... widzac te piekne domy - polozone wysoko... cudowne widoki na jezioro i gory.... miec taki domek letniskowy... zaszyc sie w nim na tydzien... - cieple papcie, herbata.... na podworku biegajacy pies - najlepiej haski... u boku ukochana kobieta.... i tak sobie pozyc w ciszy... no moze nie do konca...(samoloty,0) ale bylo by pieknie, szczegolnie zima...ehhh... marzenia, piekna rzecz... tylko, zeby sie spelnily - trzeba tez cos dac z siebie do nie?:,0)

W piatek - wyprawa na magorke, szlakiem czerownym 2,45h.... poczatek - byl fatalny, znowu same strome podejscia... juz to czarno widzialem....heh - jak w piosence Balcara "czarno wszystko widze, bo czarne mam mysli.." mlodzi zaczeli wymiekac.... kilku nie chcialo dalej isc, nie mieli sil... wiec probowalismy ich jakos podbudowac...nawet sie udalo.... pozniej, zaczela sie juz lepsza trasa. lagodniejsza....
Taktyka byla taka, ze kazdy idzie swoim tempem - nasza 6-ka zabezpieczala tyly, zeby sie nikt nie ostal w tyle.... Iru¶ zarzadzil przerwe, okazalo sie, ze 4-ka, ktora szla przodem, oddalila sie zbytnio i nie wiedzielismy, ktorym szlakiem psozli na rozstaju drog.....yhhh. No to text do nas... panowie, kto ma najwiecej sily?.... idzcie drugim szlakiem i znajdzcie ich... heh... niezle musielismy drogi nadlozyc.... ale dorwalismy ich po jakis 10min. Ale zebrali opierdol... najpierw od nas, pozniej od Irusia... i nalezalo sie....
Dalej - tzn na szczyt dotarlismy wszyscy bez zadnych incydentow :}
Pierwsza rzecz... to do schroniska po zimna Warke.... mniam.... az mi sie zapomnialo, ze 20min predzej pilem red bulla, a tego sie ponoc nie miesza... ponoc - bo przetestowalem i moge powiedziec, ze miesza sie :}
Wrocilismy jak zwykle okrezna droga.. ale luzik.... bylo fajnie, razem z kumplem adamem - troszke zostalismy w tyle, jakies 15m za grupa...zeby sobie pogadac... patrzymy, a tu fiat bravo... a w nim 2 sliczne dziewczyny... wymiana usmiechow... patrzymy... a bravo sie za nami jakies 30m zatrzymuje.... i wsteczny.... tak stanelismy.... i mysleli - wrocic sie do nich, czy nie? no i one widzac, ze stoimy... odjechaly :( a szkoda....
Wracajac do czwartku, na kolacje zaplanowano grill... mielsimy go zrobic na 20.... grill bez piva - to nie przejdzie of course... wiec po zapasy do sklepu, do picia bylo nas tylko 3. I dobrze, im mniej pyskow do spolki - tym lepiej.... z poprzedniego dnia zostaly nam jeszcze 2 z 2 szesciopakow, ktore kupilismy, wiec tylko dokupic reszte... 10 tyskich :P i gosciu w sklepie - moj ekonomiczny idol... policzyl nam za 10 piw 12,40 :P hehehe... a my.... zorientowalismy sie dopiero w domu... ze cos tanie te piwa - 1,24 za butelke :,0)grill byl udany, Iru¶ wyrazil zgode, ze mozemy pic - oczywiscie ten, kto ma powyzej 18-ki... i ze nie mamy pic tak ofem przy mlodych....wiec zaczelismy grillowanie, o 22, jak nasi mlodsi koledzy skonczyli... dolaczyl sie do nas tamtejszy ksiadz - a wlasciwie braciszek :] niesamowity czlowiek.... pelen luz.... siedzielismy cos do 1 przy piwkach, kielbaskach, kartoflach z popiolu.... sluchajadz jego dowcipow i zwijajac sie ze smiechu - bylo czadowo....
Obawialismy sie tego piatku i wyprawy w gory.... troszku jednak wypilismy tego :P no ale jak juz wspomnialem wyzej, doslzismy bez problemow - pomagajac jeszcze chlopca w noszeniu plecakow :]
Dzien wyjazdu - sobota, to marszowy spacerek na zapore w Tresnej... i godzinka nad rzeka... alez sie opalilem... huh....tylko nie nogi - bo cholera spodenek z domu nie zabralem :( nic... nogi dosmaze na rowerze :>

Wrocilismy okolo 19... mialem isc na impreze urodzinowa do Kasi... zaprosila mnie... ale po 1 nie mialem sil, po 2. marzylem o kapieli...
W domu wszystko po staremu - czyli nie ma zle.

Dzisiaj podbudowany moja rosnaca forma - wybralem sie na rower - 23km... i tez nie bylem zmeczony :,0):,0):,0) chcialem isc dalej.. ale burza sie rozpetala i deszcz leje do teraz...
Nic to, jutro w planach 30km.... moze z Kasia? :,0) kto wie.....fajnie by bylo....;,0):,0):,0)

To takie moje male postanowienie po powrocie - zadbac o forme. Podlamalem sie troszke tym, ze na Żar nie umialem wejsc... zdecydowanie trzeba mi wiecej ruchu. Rower to 1 rzecz, 2 to basen...I moze do Marciniaka na silownie raz w tygodniu... tez by szlo...

A teraz pozostaje obejrzec "Art of war" w TV i spac... jutro na angol na 13:15... yh... 5 dni nie siedzialem w aucie :P jestem na glodzie.....