vincent // odwiedzony 50019 razy // [znowu_cyan nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (110 sztuk)
15:13 / 27.05.2002
link
komentarz (5)
Wspominam dziś E.; sposób mówienia jednej osoby, z którą zamieniłem kilka słów, przypomniał mi ją. Miała w sobie naturalną poddańczość, skupiona w pełni na mnie śledziła pilnie moje ruchy, zachowania, żeby błyskawicznie podać ogień lub papier i długopis, okryć mnie. Było to inne niż zwyczajna uprzejmość występująca między przyjaciółmi - to była uległość kogoś, kto pragnie doznać roli niewolnika. Przyjąłem grę, nigdy nie zawierając jawnej umowy pana z niewolnikiem praktykowanej w BDSM; choć biurokratyczne podejście daje duże możliwości uczynienia z samej biurokracji elementu gry, związki, w których reguły są ustalane bez słów mają urok naturalności. E. należała też do osób, które nad seks i orgazm wynosiły erotyczne doznanie, które Melania zdefiniowała jako dreszcz - przyjemność doznawana przez lekki dotyk, sensację ochłodzenia wciąganym powietrzem wnętrza zwilżonego przedtem językiem ucha, przebiegnięcie palcami po unerwionych miejscach skóry w sposób dający do zrozumienia, że nie jest to zaproszenie do czegoś więcej, ale całość tego, co zostało tym razem ofiarowane. Obdarzałem ją tego rodzaju pieszczotą rzadko, utrzymując ją w wygłodzeniu mojego dotyku. Dla osób postronnych charakter naszej relacji był trudny do zauważenia; gdy wyjeżdzała za granicę, wyraziła pretensje, że nie chciałem pójść na całość w kierunku dominacji mimo jej zaproszeń do tego - zostala okrzyczana, że nie ma prawa żądać spełniania swoich zachcianek - moją wolą było psychiczne dręczenie właśnie wstrzymywaniem się. Psychiczne dręczenie mnie i jej. Ciekawe, co robi w Niemczech - czy weszła w łatwo tam dostępny świat sceny BDSM i oddaje się odgrywaniu zdefiniowanych scenariuszy, czy tęskni za relacjami takiego rodzaju jak nasza, czy je tworzy...

Oddałem referat z filozofii; jest moda na wciskanie filozofii na wszelkie kierunki niehumanistyczne, moda zupełnie bezsensowna; napisałem o pitagorejczykach. Mistyka liczb, matematycy zabijający jednego z nich, który nie dochował tajemnicy i zdradził przyjacielowi spoza szkoły istnienie pierwiastka z dwóch, liczb niewymiernych; ich odkrycie było przerażające dla tych, którzy doszukiwali się dającej się dokładnie zdefiniować harmonii opisywalnej liczbami we wszystkim. Wszystko składa się z liczb, wszystko się da nimi przedstawić; przewidzieli raytracing. Judaistyczna kabała - oniryczne wizje Księgi Henocha zawierające dokładne dane liczbowe opisujące szczegóły objawienia, opis duchowych prawd przez kod liczb. Wchłonięcie idei przez gnostyków, ezoteryka różokrzyża, parafrazy z nauk Pitagorasa w filmie "Pi" i indeksy giełdowe. Tfu; wolę z dwojga złego psychologiczno-socjologiczny bubble talk o charyzmatycznych przywódcach niż pisanie referatów z filozofii.