18:55 / 03.06.2002 link komentarz (0) | zabawna sprawa. gadalem z k.
troche mam mu za zle, ze jak bylem w sobote pograzony w rozpaczy, to nie dzwonil, i nie przypominal, ze jednak zaprosili mnie na dzialke. Ale troche mu
wybaczylem, jak opowiedzial, co sie tam dzialo.
Otoz mianowicie, nazwijmy go k2, ma dzialke pod
warszawa - zwykla sprawa. Zwykla sprawa jest tez,
ze z dzialki owej wciaz cos ginie, bo na codzien
nikogo tam oczywiscie nie ma. k2, pracowity chlopak,
przywiozl sobie pociete drewno na ognisko. Porabal
je w rowne polana, po czym ulozyl w piekna pryzme
tuz przy swoim domku. Ku wielkiemu zaskoczeniu, po
tygodniu stwierdzil ze tak trywialna rzecz, jak drewno, znikla. Poszedl po rozum do glowy i "przypomnial" sobie, ze poznaczyl je sprayem. I tutaj sprawa na chwile "przyschla" albowiem rozpoczela
sie impreza. Impreza - jak to impreza. Glosna muzyka,
rozwydrzona mlodziez, ognisko. A jak ognisko, to i
paliwo do niego - ktorego brak zaczal wkrotce im dosc
dotkliwie doskwierac. I wtedy k2 stwierdzil, ze znajdzie jednak swoja wlasnosc. Szukac daleko nie musial, bo drewno lezalo grzecznie na dzialce u
sasiada za plotem (a to bydlak, a mowili mu dzien dobry,0).
Na szczescie (sasiada,0) nie bylo go akurat wtedy co
umozliwilo transport drewna na wlasciwa strone plotu
ponownie. Ale jako ze towarzystwo wzmocnione juz
etanolem, to wytransportowali tez jego wlasne drewno.
A potem lawke ktora porabali i spalili - i nie pomoglo
ze nejbor wkopal ja w ziemie. A kiedy lawka juz splonela, zdemontowali (to eufemizm; wlasciwym slowem
jest rozpierdolili,0) drewutnie, ktora spotkal ten sam
los, co lawke.
Ech, jakaz szkoda, ze MNIE tam nie bylo...!
|