19:31 / 15.06.2002 link komentarz (1) | Zacznijmy od poczatku... pobudka o 6 rano.. po co?! postanowiłem wybrać sie na streetball, wsumie jakas odmiana co nie?? no dobra. w pociagu dostalem kare od starej, chamowatej, chyba zmeczonej *systemem* konduktorki. chciala mi dojechac 110 zl za brak *prologacji* na legitymacji (czyt. nie podbita legitymacja,0), ale ja wysmialem i kazala zaplacic caly bilet. pierwsze pytanie ktore uslyszalem od niej: "dlaczego nie chodzisz przez caly rok do szkoly?!?!", to nie bylo smieszne, to bylo zalosne. dojechalismy na 8 i wpadlismy na rynek. nikogo nie bylo, ale od 10 zaczynali zbierac sie ludzie. oczywiscie gral moj najlepszy czlowiek, Pawel ze swoim mega dobrym team'em. jedlismy w mega oldskulowym *barze mlecznym* gdzie krolowaly talerze nie wymieniane od 20 lat i miedziane, krzywe sztucce, ale to co, bylo tanio. moj czlowiek dostal sie do finalow i teraz jak robie ten wpis, pewnie mocno gra tam i trzymam kciuki, piona Pawel ! uff opalilem sie, jestem mega zmeczony i to bylo dobre 8 godzin, piatka dla Pawla, Marcina, i reszty teamu. |