23:48 / 18.06.2002 link komentarz (0) | Dziś zbieranie ostatnich wpisów do indeksu; ze mną było jeszcze dwóch spóźnionych studentów, którzy pracę zaliczeniową podobnie jak ja przysłali w ostatniej chwili e-mailem. Konsternacja na korytarzu: "Czy ktoś wie, jak ONA wygląda?". Nie chodziliśmy na wykłady, w gabinecie trzy panie. Która to z nich? I jak nie dać po sobie poznać, że się nie wie? Żarty: koło nazwiska na drzwiach powinna być fotografia. "I próbka głosu po naciśnięciu guziczka", żartuje O.
O. jest hippisowy. Wynajmowane przez jego i kolegów mieszkanie jest przesiąknięte zapachem trawki. Na wakacje jeździ pracować na Zachód, najczęściej do Holandii. Nie myśli o praktykach w poważnych firmach, nie dał się porwać wyścigowi. Jest jednak bardzo zaradny i łatwo zdobywa sympatię; nie zdziwię się, jak sobie w życiu poradzi lepiej niż niektórzy yuppie z naszego roku. Łączy nas to, że na końcu czwartego roku nie znamy imion i nazwisk większości osób z naszej grupy. Grupa nie jest zła, ale przyszliśmy na studia mając już swój zewnętrzny krąg znajomych o satysfakcjonującej nasze małe wymagania liczebności i nie wymagający rozszerzania. Trzeba przyznać, że mimo naszego olewania życia grupy, są dla nas mili, gdy trzeba podzielić się materiałami lub w inny sposób wspomóc lesera.
Chodziłem trochę po sklepach. Kupiłem kilka ładnych rzeczy, frustruje mnie niemożność znalezienia ładnej papeterii. Wszystko, co jest, jest dla dzieci lub z przesłodzonymi motywami kwiatków albo dziko kolorowymi, młodzieżowymi, "coolerskimi" wzorami. Z kolei te poważniejsze to jedynie dobrej jakości, biały lub kremowy papier. Chcę powrócić do korespondencji snailem. Zajmowałem się tym w liceum, korespondując z rówieśnikami ze świata. Japonki przysyłały mi małe origami, ich listy były wykaligrafowane, wszystkie jakby tym samym, ujednoliconym charakterem pisma. Z Afryki mam splecioną z nitek opaskę na nadgarstek w kolorach rasta, z Nowej Zelandii zasuszony kwiat. Sam też słałem takie drobne upominki. E-mail na to nie pozwala; ogranicza do słów, podczas gdy forma też jest ważna. Daje przyjemność świadomości, że ktoś zadał sobie trud stworzenia małego dzieła wyłącznie dla adresata. Nabierało to szczególnego smaku, gdy adresat był z kraju na tyle odległego, że spotkanie było mało prawdopodobne. Powolne tempo korespondencji czyniło listy długimi i treściwymi; z jednym mieszkającym we Francji Wietnamczykiem wymienialiśmy listy pisane na kilkunastu katkach A4, ozdobionych rysunkami i innymi elementami. Skargę na komary opatrywaliśmy rozgniecionym na kartce komarem, mazaliśmy klejem kartkę i posypywaliśmy ją piaskiem z plaży. Papier pachnie, ma swoją teksturę i daje pole do kreatywności. Wiele z tych osób miało e-maile, ale nie przechodziliśmy na ten rodzaj korespondencji. Za szybkość trzeba by było zapłacić zbyt wysoką cenę.
|