vincent // odwiedzony 50078 razy // [znowu_cyan nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (110 sztuk)
16:48 / 27.06.2002
link
komentarz (0)
Hm... tak jakby zaczęło działać normalnie, więc się nie oprę pisaniu.

Wczoraj byłem pierwszy raz na szkoleniu komputerowym, Acheront mnie zabrał dopisując do "działu technicznego" swojej firmy. Stara się mnie wciągnąć w informatyczny świat.
Szkolenia to rzecz bardzo rozrywkowa. Rozdają i rozlosowują wiele gadżetów, częstują i pokazują prezentacje, w których w zestawieniach bezczelnie pomija się wiodącą konkurencję lub dokonuje się popularnych, naiwnych manipulacji wyglądem wykresów, na zasadzie "gdy jesteśmy troszkę lepsi od kogoś, pokazujemy mały wycinek skali, by wizualnie proporcja różnicy urosła - gdy jesteśmy gorsi, rozciągamy skalę tak, by różnica okazała się nie znacząca." Dużo kolorowych obrazków, wykresów, strzałek, ozdobników. Przedszkole.

Afera w TVP; w Teleranku pokazali pana, który zachęcał do założenia bloga i pokazywał na przykładzie swojego, jak to się prowadzi. Pokazano adres. Blog okazał się blogiem homoseksualisty, piszącego w większości o tym, jak to on sobie szuka chłopaka, jak chodzi po gejowskich lokalach itp. Autor zahasłował bloga po wybuchu skandalu, ale Google zachowuje kopie dokumentów i w ten sposób można sobie te wpisy obejrzeć. Rzeczywiście, autor ewidentnie chce sobie przez tego bloga poderwać chłopca. Podkreśla, jaki jest romantyczny, jaki samotny, jak kocha mamusię. Przy tym pisze bardzo grafomańsko, jak większość prowadzących blogi zresztą. Do poziomu niezamierzonej parodii doszło to na erephia-desmont.blog.pl.

Przepisem na grafomanię jest nadmierny patos i egzaltacja. Czasem też popadam w ten tryb. Próba uczynienia poprzez wymyślny styl rzeczy niezwykłej z rzeczy zwyczajnej i zasługującej na prosty język kończy się zwykle komicznie.

Pisałem kiedyś różne lekkie rzeczy ku rozrywce kolegów; było to za czasów, gdy paliłem nieprzyzwoite ilości marihuany i te "przedstawienia" trafiały w trawiasty, specyficzny humor, będąc z trzeźwego punktu widzenia kawałkami zupełnie bezwartościowymi. Były to absurdalne ciągi wydarzeń, dla większej parodii pisane discopolowym ośmiozgłoskowcem. W jednym z nich, po wyjątkowo dziwacznym zwrocie akcji, dzieje się coś takiego:

POSTAĆ 1:
Ten nasz autor to idiota!
Tak przesadzać ze zmyślaniem...
I przypadło nam W TYM granie...

AUTOR (pojawia się z w połowie pustą butelką wódki, zataczając się,0)
Wyście... som... pod mojom władzom...
Wyście... musieć... się poddadzą...

POSTAĆ 2:
Jest pijany. Wszystko jasne!

POSTAĆ 1:
Ja go chyba zaraz trzasnę,
by nie pisał w takim stanie!

POSTAĆ 2: (powstrzymując,0)
A co wtedy z nas zostanie?

POSTAĆ 1: (z rezygnacją,0)
Grafomani - wszyscy dranie.

Dranie. Kiedyś jako ciekawostkę traktowałem to, że Hitler był pozbawionym talentu malarzem, Mussolini nieudanym poetą i że jeszcze jacyś tam tyrani też nie spełnili swoich artystycznych ambicji. Dziś widzę w tym logikę. Kto pragnie coś tworzyć "artystycznie", ten pragnie zapanować nad ludzkimi duszami. Porwać, wzruszyć, przejąć. Gdy to się nie udaje, żądza władzy zostaje przeniesiona tam, gdzie ją łatwiej zdobyć. Czasem na wielką skalę, czasem na mniejszą. Grafoman to człowiek niebezpieczny.