12:35 / 28.07.2002 link komentarz (0) | Nie ma już nas. Jest tylko Ona i ja.
W piątkowe popołudnie zadzwoniła do mnie z zapytaniem dlaczego nie odpisałem na SMSa i czemu nie odzywam się do Niej. Może to był zły pomysł, ale powiedziałem o wszystkim. O tym, jak się czuję w tym związku i co mi nie pasuje. O tym, jak ciąży mi cała odpowiedzialność za niego. Czułem, że albo to wszystko wygarnę teraz, albo nie będę miał już absolutnie żadnej szansy na uratowanie związku. I tak w sumie miałem rację. Mówiłem przez kilka minut i czekałem na jakąś rekakcję. Jedyna jaką udało mi się uzyskać po wyrzuceniu tego z siebie, to histeria, płacz, albo jakiś podobny dziwoląg. Kilka minut po zakończeniu rozmowy dostałem SMSa z zapytaniem, czy przyjadę. Odpisałem, że owszem. Jak rzekłem, tak zrobiłem. Przywitała mnie całkiem spokojna i nawet trochę wesoła. Trochę mnie to zdziwiło. Zaczęliśmy rozmawiać po tym, jak już się poprzytulaliśmy w kuchni podczas robienia herbaty, czyli tak właściwie już na łóżku Jej rodziców. W pewnym momencie stwierdziła, że to wcale nie jest prawda, że nie rzucała żadnymi pomysłami na wyjścia itp. Powiedziałem, że doliczyłem się trzech razy. Później doliczylem jeszcze propozycje wyjazdów, które mi wytknęła. Wyszło na to, że jest tak średnio raz na miesiąc. Na co padła propozycja: "No to chodźmy po oligocenkę". W tej chwili miałem po prostu ochotę wstać i wyjść do domu. Jednak powiedziałem, że nie o to mi chodziło i zacząłem tłumaczyć od nowa. Było kiepsko z tym wszystkim. Efektem był płacz i chęć wyjścia gdziekolwiek. Przy tym Ona ciągle twierdziła iż sobie cały problem wymyśliłem. Koronnym argumentem na to stwierdzenie był fakt iż było to w czasie, gdy Jej nie było. Co gorsza, to nie był pierwszy problem, o którym twierdziła że jest wymyślony. I nie chodzi mi tutaj tylko o problemy naszego związku, ale o większość problemów, jakie w ogóle miałem. Chore...
W końcu jednak wyszliśmy po tą oligocenkę. Efekt był taki, że Tygrysiczka ciągle mówiła o tym, że nigdy nie sądziła iż się rozstaniemy itp. itd. Pomogłem w noszeniu tej wody, po czym wyszliśmy jeszcze do sklepu. Już wtedy byłem zdecydowany, że jeżeli nie powie ani słowa na temat i pomysłów jego rozwiązania, to po prostu sobie pójdę. Nie odezwała się ani słowem. W drzwiach sklepu, powiedziałem że muszę już iść. Reakcja była natychmiastowa: "Jeżeli chcesz ze mną zerwać, to przynajmniej powiedz mi to prosto w twarz". I na nic zdały się wcześniejsze tłumaczenia, że gdybym chciał zerwać, to mnie by tu w ogóle nie było, tylko bym sobie poszedł z kimś na browar, albo coś zamiast siedzieć i z Nią rozmawiać. Stałem lekko zszokowany przez 2-3 sekundy, po czym Ona weszła do sklepu. Chciałem już iść za Nią, ale stwierdziłem, że po raz kolejny nie będę tego robił. Powiedziałem sobie, że jeżeli ktoś nie chce ze mną nieść odpowiedzialności za związek, to nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Zwłaszcza przy takich reakcjach. I wtedy po prostu odwróciłem się i odszedłem. Od tamtej pory żadnego SMSa, sygnału, ani nic w tym stylu.
Może i źle zrobiłem. Nie wiem... wiem tylko tyle, że gdyby zadzwoniła i powiedziała, że chce mi pomóc, zostałbym i próbowałbym dalej. Jednak Ona dalej żyje według swojej książeczki, która nie pozwala na wyciągnięcie ręki na pomoc własnemu facetowi, bo to on ma być silny i ze wszystkim sobie radzić. To boli, ale od piątku zaczęło mi przechodzić. Może ma w tym także swoją zasługę to, że w końcu wyszedłem do Proximy, ale z A. Tam sobie pogadaliśmy o tym przy zajebiście rozweselającym drinku ( likier korzenny Gal*** + Baile(i?,0)ys + mleko ,0) i potańczyliśmy. Pomogło. Może nie na długo, bo w sobotę rano i dzisiaj rano mi to wróciło trochę, ale już słabiej. Zwłaszcza po wczorajszym, jak dojechałem na trening FC Valkiria i tam sobie pobiegałem we wszystkie strony ( zwłaszcza za JeRzym ;,0) a później po prostu rozwaliłem się w cieniu i leżałem. I gadałem. Ogólnie było miło, zwłaszcza że dzięki temu zaczynam zapominać o bólu. Szkoda tylko, że nie o osobie. W końcu Ona teraz na rok jedzie do Niemiec i nie będzie pewnie chciała się nawet skontaktować. Chciałbym utrzymać jakieś przyzwoite kontakty, ale nie wiem, czy będzie to w ogóle możliwe.
Hmm... właśnie coś mi się przypomniało... opowiadała mi kiedyś jak była z pewnym zabawnym całkiem facetem. W tej chwili jest Jej najlepszym przyjacielem. Spytałem się dlaczego z nim zerwała. Odpowiedziała krótko i dosadnie: "Bycie z takim człowiekiem jest zabawne przez kilka pierwszych miesięcy, ale później staje się nie do zniesienia. On jest super kumplem, ale do związku się nie nadaje". Ja sam tego człowieka też nie trawiłwem od samego początku. Teraz mogę to samo powiedzieć o Tygrysiczce, że jest podobna pod tym względem do tego kolesia. No cóż... może właśnie dlatego już nie jesteśmy razem? Nie wiem...
Mam tylko nadzieję, że Jej przejdę w miarę szybko i bezboleśnie. Mimo wszystko dalej mi zależy na Niej i nie chciałbym, aby cierpiała...
Dobra... spadam, bo ile można przed kompem siedzieć w taką cudną pogodę... |