15:57 / 08.08.2002 link komentarz (2) | Wczorajsza kumulacja totolotka (czy jak to sie nazywa,0) malo mnie o zawal nie przyprawila.
Z matematyki niewiele pamietam, jednak wbilo mi sie w glowe zdanie matematyczki, kiedy przerabialismy rachunek prawdopodobienstwa: Mozliwosc trafienia szostki jest mniejsza niz to, ze w Ziemie trafi ogromny asteroid
Wiec kuponow zasadniczo nie wypelniam, bo nigdy mi jeszcze na podworku asteroid nie zaparkowal.
Ale mam dusze hazardzisty, wiec jesli juz jest kumulacja - na karteczce, na prywatny uzytek, zapisuje sobie numerki i potem z czystym sumieniem moge powiedziec: ha, czulam, ze nie trafie i zaoszczedzilam siedem zloty!
Wiec wczoraj ogladam sobie jakies glupie filmidlo, a tu zaczyna sie losowanie. Rzucam sie wiec, szukam kartki, a oni juz szczesliwy numerek zdazyli wylosowac. - Kurna nie zdaze, w tym domu nie ma nic do pisania, co za bajzel, wrr... - lapie za kredke do oczu, pisze piec i szesc numerow (express i duzy lotek,0). Nigdy nie wiem, ile tych kulek tam lata, wiec wpisuje srodkowe cyfry.
Ok, podaja wyniki. Trafilam cztery numery na piec w express. Kurna i co teraz? Za chwile losowanie duzego, co ja zrobie, jesli trafie tez w duzym??? Normalnie nie potrafie wcelowac w zaden, ale ta goraczka mogla we mnie obudzic zdolnosci wrozki. I co? Ja sie powiesze jak trafie, nie bede mogla zyc ze swiadomoscia, ze ze sknerstwa nie wyslalam kuponu i zmarnowalam taka kase, chyba zjem ta kartke, zeby nie wiedziec...!!!!
Co za ulga, nie trafilam zadnego.
Hazard jest bardzo niebezpieczny.
|