12:30 / 16.08.2002 link komentarz (0) | A dzisiaj, idac przez moj ulubiony skwerek, zobaczylam z daleka pana z pieskiem (czytaj: zabojca wielkosci krowy,0). Piesek stoi i podejrzliwie mi sie przyglada, pan malo zainteresowany, poszedl gdzies sobie.
Pomyslalam, ze nie moge okazac strachu, wtedy rottwailer odczepi sie i znow zajmie rzuciem skorzanego kaganca (po kija takie cieniutkie kagance, moj jamol by sobie z nim spokojnie poradzil,0).
I WTEDY psiur wystartowal do mnie. Biegnie ociezale, ale szybciej niz bylabym w stanie uciekac, tuput, tuput... Zdretwialam, cale zycie przewinelo mi sie przed oczami, ciekawe czy bedzie co pochowac, troche glupio zostac w XXI wieku zjedzonym przez dzikie zwierze, JA NIE CHCE UMIERAC.....
A to bydle trzy kroki przede mna wyhamowalo, podnioslo leb, pomachalo szczatkiem ogona i morda mu sie usmiechnela (autentycznie, kto ma psa, ten wie, ze potrafia sie usmiechac,0).
I tak sobie stoimy, ja wychodze ze stanu przedzawalowego, on sie cieszy. Wreszcie dobiega jego pan: Bardzo pania przepraszam, Reks juz jest stary i troche slepy, myslal, ze pani jest moja corka, bo pani podobna do niej.
Spoko, ponoc trzeci zawal jest najgorszy. Jeszcze dwa razy...
|