11:53 / 20.08.2002 link komentarz (2) | O zesz, cholera!!!
Z psem do wetery-rzeznika wybrala sie mama. Oto meilowa relacja:
" (...,0) Przed przychodnią dla psów kolejka jak u pediatry.
Nika dostała takich herz-klekotów, że bałam się o jej serce.
Inni właściciele psów śmiali się i starali się pocieszać ją i mnie.
Wreszcie po pół godzinie wchodzimy i okazuje się, że nie ma weterynarza / urlop/, tylko dwóch praktykantów,
Nic nie wiedzieli na temat tych dolegliwości, chcieli, żebym to ja podała im nazwę leku, który mają jej podać.
Zaproponowali jej zastrzyk, żeby przestała się drapać, a leczenie dosłownie "możemy zaproponować leki, ale to będzie metoda prób i błędów".
Kiedy odmówiłam, zaproponowano mi wizytę u psiego dermatologa w innym miescie lub czekanie na powrót lekarza, będzie w poniedziałek- ale z tego co wiem to większość pacjentów odsyłano na poniedziałek."
Niech mi ktos wytlumaczy, jak to mozliwe. Przeciez na ogol zwierzaki KOCHAMY, wiec chcemy, zeby ich lekarze podchodzili do problemu w powaga i troska. Praktykanci, dobre sobie... Jak zdechnie, to zaden problem, zawsze mozna kupic drugiego, nie? W morde, ja to mam pecha do weterynarzy, kazdy potrafil tylko brac kase i robic biedaczce krzywde. Wcale sie nie dziwie, ze tak sie bala.
Tak na dobra sprawe, kasa chorych zabiera mi calkiem niezla forse co miesiac, a ja i tak nie sie nie lecze. Chcialabym, zeby byla mozliwosc scedowania choc czesci niewykorzystanych przeze mnie funduszy na bezplatne leczenie mojego zwierzecia.
|