2011.10.12 03:07:57

Generalnie nie mam chyba siły na to, aby czekać czy coś z tego będzie... Wydaje mi się, że jeśli osoba (nawet taka, która zakończyła całkiem niedawno 5letni, toksyczny związek) decyduje się na to by z kimś być to wchodzi to świadomie i jeśli mimo wszelkich starań nie potrafi poczuć nic więcej niż zwykłe 'naprawdę bardzo Cię lubię', to już na pewno nie poczuje niczego więcej w momencie kiedy nie ma mnie obok. Błędem było to, że tak szybko w to weszliśmy, bez jakiegokolwiek dłuższego poznawania się, docierania się... ot byliśmy na siebie skazani ze względu na to, że tak wzajemnie się adorowaliśmy. Adorowaliśmy... właśnie, LIŚMY... Ona chce odsapnąć, ja muszę pogodzić się z myślą, że nie jesteśmy dla siebie, ale muszę to zrobić nie dlatego, że chcę tego, ale dlatego, że tak będzie lepiej, po prostu. Nie mogę żyć nadzieją, że panna, która co prawda podobała mi się od momentu jak tylko ją pierwszy raz zobaczyłem, może sobie o mnie przypomni i rzuci mi się w ramiona, jak my kurwa spotykaliśmy się dwa miesiące! Co to jest przy tych 5 latach, które spędziłem z Karo? Jestem przekonany, że już nigdy nie przeżyję tego z kimś innym, bo była to miłość mojego życia. Nie pierwsza, nie ostatnia, ale miłość mojego życia. Pojawiają się następne dziewczyny, które poznaję, ale tak szybko jak one się pojawiają tak szybko znikają i po tym wszystkim na chłodno jestem w stanie stwierdzić, że tylko Karo mogłaby skinąć palcem i stanąłbym u jej progu w Glasgow. Nie Magda, nie Aga czy Ola, które były przed nią. Nie Wiktoria, która była po niej, a już na pewno nie Martyna, którą znam 3 miesiące, więc na litość boską nie mogę sobie wpierdalać w głowę tego, że z Martyną mogłoby być coś pięknego skoro ona nawet nie dała nam szansy na to, by coś takiego stworzyć... Nie mogę mieć też do niej o to pretensji, bo sam wiem jak ciężko po tak długim okresie otworzyć się na kogoś innego. Nie żałuję, że ją poznałem, nie żałuję tego, że spróbowaliśmy i nam nie wyszło, ale żałuję jednego... tego, że akurat w to wszedłem w tak ciężkim dla niej okresie, przez co nie było szans na przeżycie jakiejś miłości... Nie powiem, że nie tęsknię za nią, bo to gówno prawda... ale tak samo tęsknie czasem za Wiki i odwiedzam jej profil na facebooku całkiem regularnie, żeby się dowiedzieć co u niej, bo sama odpisać mi nie chce... A już w momencie, kiedy znów pojawiam się na akademikach Akademii Pomorskiej to fleszbek naprawdę fajnej wiosny 2011 roku sprawia, że teraz częściej zaczynam myśleć o Wiki jak o Martynie... Nie wiem, trochę to dziwne, bo wydaje się, że nie potrafię się określić z uczuciami... z jednej strony mówię o Karolinie jako największej miłości, żeby tęsknić za Wiktorią i Martyną jednocześnie... Nie wiem z czego się to bierze... Może z tego, że serce mam duże i potrafię i nie boję się kochać, ale wiem jedno, że na Martynie świat się nie skończy. Tak samo jak nie skończył się na Wiktorii, a już tym bardziej nie skończył się on na Karolinie...

numer na noc:
Mr. Probz - Drivin

komentarz (2)

link