2012.10.08 01:52:01

Coraz bardziej zaczynam się obwiniać o niektóre rzeczy. Że pierdolę relacje międzyludzkie to w sumie nic już nowego, ale boli mnie to, że na spierdolenie tych relacji nałożyło się trochę innych mało przyjemnych wydarzeń, które niestety potęgują poczucie winy. Właśnie teraz, gdy powinienem być oparciem to nawet nie wypada za bardzo mi się odzywać. Mimo, że było czasem nudno, to lubiłem tą monotonię i taką powoli stateczność, budziłem się rano, była obok, zasypiałem, też była. Zamawialiśmy jedzenie, czasem coś ugotowaliśmy i jak był czas to oglądaliśmy filmy. Teraz znów poniósł mnie melanż, znów jakieś obite pyski i zachlapane czyjąś krwią spodnie czy buty. Ile jeszcze tak można? Nie dziwię się, że matka się tak martwi, bo raczej drugiego syna zamkniętego w zakładzie karnym raczej by nie przeżyła. Już teraz ma problemy z sercem. A ja zamiast być bardziej odpowiedzialnym (kurwa, ja mam 27 lat!) to cieszę się jak dzieciak, że nas było dwóch, ich pięciu a i tak rady sobie nie dali. Takie wieczne dowartościowywanie się rzeczami, które są naprawdę śmieszne... a nawet i żenujące. Nie wiem czemu tak, bo nigdy nie byłem przesadnie zakompleksiony, nie wiem czy w ogóle miałem jakieś kompleksy... Generalnie potrzebuję wyjazdu, potrzebuję resetu, bo to wszystko mnie zaczyna przerastać... za dużo się wydarzyło, ojj za dużo...

komentarz (4)

link