breaking_good // odwiedzony 30321 razy // [nlog/Prozac/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (151 sztuk)
09:35 / 06.08.2014
link
komentarz (0)
09:23 / 23.07.2014
Chuj w dupę.. Znowu budziłam się z dusznościami w nocy, do rana czułam się, jakby mi ktoś wepchnął w mordę szmatę i kazał tak oddychać. Czuję się jak z krzyża zdjęta. Ten pokój mnie zabija, on mnie wchłania i wysysa ze mnie całą energię. Nienawidzę koloru ścian, tego ohydnego dywanu i jebanego łóżka (choć jest wygodne). Wkurwiają mnie meble, a koszt ich zmiany przerasta moje możliwości. Ale zastanawiam się, czy nie wolałabym ich wyjebać i po malowaniu ścian trzymać rzeczy w pudłach.. Duszę się tutaj, psychicznie i fizycznie. Codziennie rano budzę się i nie chce mi się niczego ogarniać, wszystko bym odświeżyła, przemalowała i postawiła nowe rzeczy. Tak bardzo tego potrzebuję. Ble.

23:29 / 21.07.2014
Nie umiem ze soba wytrzymac, jest we mnie tyle zlosci.. Nie umiem sie pogodzic z tym, co zrobilam w swoim zyciu, wiem, ze konsekwencje sa dozywotnie i nieodwracalne dla innych. Zmarnowalam tyle czasu.. a nadal popelniam te same bledy. Czasami czuje sie jak Syzyf.

21:25 / 17.07.2014
Jest mi dobrze, przyjemnie, spokojnie, bezpiecznie, jestem zadowolona i szczęśliwa. Czuję się coraz lepiej we własnym ciele i umyśle. Dopiero, gdy się nad tym zastanowię, zauważam, że różnica jest ogromna. Przede wszystkim jestem jedna. Jestem większość czasu sobą. Coraz rzadziej wpadam w jakiekolwiek skrajności. Z czasem jest coraz lepiej i łatwiej. Są oczywiście chwile, kiedy wracam do piekła i wydaje mi się, że nic się nie zmieniło, nic nie ma sensu, wszystko się zawaliło, a świat skończył.. ale już nawet w ich trakcie mam przebłyski, że choć tak mocno to czuję, to nie do końca prawda i najpewniej jestem w jakimś stanie. Robię różne rzeczy i to nawet systematycznie. Nie jest to tak spektakularne jak podczas okresów manii, gdy byłam bogiem, ale trwałe (choć ciągle boję się o tę trwałość). Czasami denerwuję się, kiedy mam w sobie mnóstwo energii i euforii, a Bartek mnie przygasza, ale też widzę, że dobrze mi to robi. Energia rozkłada się równomiernie i tak powinno być, takiego rytmu powinnam szukać. A nie albo 100% albo 0%. I jak wspomniałam - dobrze mi ze sobą. Jeszcze nie czuję się pewna siebie w wielu sytuacjach. Zazwyczaj radziłam sobie w nich w toksyczny sposób, używając zestawu cech osobowości "innej mnie". Ale czuję, że do tego dochodzę. Zaczynam czuć rytm i co w tym wszystkim chodzi. To jest rzeczywistość, prawdziwe życie, takie, którego zawsze chciałam. Droga, której zawsze szukałam. Nigdy bym się tu nie znalazła, gdyby nie Bartek. Zawdzięczam mu życie.

12:30 / 30.06.2014
Ostatnimi nocami zaczęły mnie nawiedzać koszmary, ale to, co było dzisiejszej nocy poraziło mnie. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak źle spałam, budziłam się co chwilę i nie umiałam spać długi czas. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam tak popierdolone sny. Po zaśnięciu śniła mi się wojna, brałam w niej udział. Oglądamy teraz \"Kompanię Braci\", więc nie zdziwiły mnie akurat te koszmary. Zaskoczyło mnie, że kiedy się położył spać, ja się obudziłam i nie mogłam spać ponad godzinę. A później koszmar za koszmarem. Pozostając chyba w klimacie wojny, śniło mi się, że mojemu kotu coś się dzieje, rozciąga go coś powoli od środka, powoli pękają skóra, ścięgna i kości.. flaki, wszędzie flaki. Pobudka. I znowu. Jedziemy autem, potrąciliśmy psa, wydobył się z niego przerażający skowyt. Chciałam go zabrać do weterynarza, ale nie można było go ruszyć, bo by zdechł, a nikt nie chciał przyjechać na miejsce. I zostałam tak z nim, trzymając mu łeb, słuchając jak piszczy i cierpi - nie mogłam go puścić, bo wtedy by umarł, nie umiałam już go trzymać, byłam bezsilna, nie wiedziałam, co robić, napięcie sięgnęło zenitu.. Pobudka. I następny. Śni mi się dziadek w latach świetności tak, jak go pamiętam. Scena jakiegoś pożegnania. Wszyscy w rzędzie - moja Mama, Tata, Babcia jedna i druga i dziadek. Wszystkich przytulam po kolei i całuję w policzek. Gdy przychodzi kolej na dziadka następuje niezręczna sytuacja, zawahanie, zmieszane spojrzenia, dziwne odczucia w nas oboje, w końcu niekomfortowe przytulenie. Dziadek powiedział, że nie chce umierać i nigdzie się nie wybiera. \"Pokazał\" mi obraz siebie starego, szarego, zmęczonego, w szpitalu pod kroplówką, z trupią twarzą, zapadnięta i sińcami pod oczami, i powiedział: to nie ja. Pobudka. I dalej. Spotkałam się z Mariuszem, Mariuszem cierpiącym oczywiście. Standardowe już poczucie winy było tym razem wzbogacone o najwyższy stopień uczucia \"co ja zrobiłam!\". Siedzimy, rozmawiamy i jak z Bartkiem ustaliłam - postanowiłam go podpuścić. Powiedziałam, że nie układa mi się zbyt dobrze w związku. To wystarczyło, żeby Mariusz się rozpruł. Powiedział, że wie o tym, że to tylko etap, że nie sądził, że tym razem to potrwa tak długo. Z pogardą i wyższością rzucił, że nie wie czemu ten koleś znikąd tak długo został, ale to nieważne. Otworzył ramiona i powiedział, że cały czas czekał i że mogę już wrócić. Przeraziłam się tym i zamarłam. On patrzył na mnie z coraz większym zaskoczeniem na twarzy. Powiedziałam: Bartek to nie etap.. Wtedy Mariusz zbladł i mogłam oglądać wszystkie jego emocje bardzo wyraźnie - smutek, żal, dramat i tragedię.. Jakby dopiero teraz zrozumiał, co się stało i że ja nie wrócę. Ogarnęło mnie te przemożne poczucie winy. Nic nie mówił, ale ja czułam, jak go potraktowałam, zraniłam, zabrałam całe życie, z którego teraz nic nie pozostało. Stał przede mną zupełnie inny, niż na początku snu - był przeżuty i wypluty. Poczułam to szczegółowo i dokładnie, odpowiednio długo, żeby stało się to koszmarem nie do wytrzymania. Pobudka. Następny. Spotykam się z Olą i staram się wciskać jej wielkie kity, jakie ona mi wciskała tyle lat, ale nie udało mi się, bo ktoś ją uprzedził przed tym i znów zaśmiała mi się w twarz. Poczułam się upokorzona. Chciałam nazwać ją fałszywą pizdą, ale nie umiałam mówić. Wzięłam zamach, żeby uderzyć ją w twarz, ale nie mogłam wyprowadzić ciosu. A ona się śmiała. Chciałam w końcu chociaż szczerze porozmawiać, ale gdy zaczęłam mówić - zniknęła. Pobudka. Dalej. Rozmowa telefoniczna z moją panią psychoterapeutką. Wygarniałam jej błędy, które popełniła i powiedziałam, że zawiodła, ale do niej to nie docierało, broniła się i była dumna, nie osiągnęłam satysfakcji, przegadała mnie. Rzuciłam telefonem. Pobudka. I najgorszy na koniec - incepcja. Spędzam czas z Bartkiem, normalnie, w pokoju, bardzo realnie i przyziemnie. Mamy obejrzeć film, ale nie możemy zdecydować który. Okazuje się po czasie, że ten wybór jest na miarę życia i śmierci. Widzę to w jego oczach - oczekiwanie, strach, złość, przerażenie. Wiem, że mam teraz powiedzieć tytuł, od którego wszystko zależy, muszę dobrze wybrać, ale nie wiem już nic. Ryzykuję i w panice mówię tytuł zupełnie bez sensu i czuję, że powiedziałam nerwową głupotę, ale słowo padło, nie da się cofnąć. On wpada w szaleńczą rozpacz, połączoną z gniewem i zaczyna mówić, jak go wykończyłam i że tak zmiażdżony nigdy wcześniej się nie czuł.. Nagle czuję, jak nadchodzi TO uczucie. Te złe, krzywe, które zalewa jak smoła. Chcę się przed tym bronić, odwlec je, ostrzec go, ale czuję, że przegrywam tę walkę. Rzucam się na niego z piłą i tnę mu brzuch i klatę i całe ręce, krzyczę, że nienawidzę siebie i nie wytrzymam dłużej, że nie jestem zła na niego, tylko na siebie i nie chciałam go pociąć, po czym podcinam sobie gardło. Pobudka. Siedzimy w pokoju tak jak siedzieliśmy, mam deja vu i pamiętam, co się stanie. Opowiadam o tym z przerażeniem Bartkowi, on jest wstrząśnięty i mnie uspokaja, jestem w jego ramionach i nagle przeżywam znowu tę masakryczną scenę z piłą, tylko tym razem odcinam się i widzę siebie i jego, jakbym stała obok, oglądam to jak widz. Koszmar. Pobudka. Tym razem przebudziłam się i okazało się, że przysnęłam sobie, kiedy czekałam na niego, aż wróci ze sklepu. Tym razem siedzimy w pokoju, ale jest inaczej, realniej, już wiem, że to nie sen i opowiadam mu, co mi się śniło. Uspokaja mnie i mówi, żebym poszła z nim do kuchni. Idę, otwiera drzwi i widzę, że jego twarz jest straszna i wiem, że to nie koniec, że wszystko co opowiadałam tak długo, to też sen i patrzę do kuchni, a tam pełno krwi i jego biała, rozszarpana koszulka na ziemi. Pobudka. Obudziłam się, jest noc, duszno w pokoju, tak, to nie jest sen, już pamiętam, miałam ciężką noc, koszmary, a ten ostatni mną wstrząsnął. Postanowiłam obudzić Bartka, bo byłam roztrzęsiona. Zapaliliśmy światło i opowiedziałam mu, jakie to wszystko było straszne, ta noc, ten ostatni sen z nim.. Powiedział, jak to on, że to był tylko sen i jestem już bezpieczna, że on to on, jest naprawdę, żywy, zaczął żartować i rozśmieszać mnie, zgasiliśmy światło i wtuliłam się w niego szczęśliwa. Uczucie ulgi nie trwało długo. Poczułam, że robi się dziwnie, że coś jest nie tak, przeszyły mnie dreszcze po plecach, przeleciał ogromny strach. Wyciągnęłam lewą rękę, którą go obejmowałam i wiedziałam, co będzie, gdy go dotknę. Poczułam mokry, poszarpany materiał i zobaczyłam jak leży pocięty w tej białej koszulce. Dostałam spazmów, nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje, pytałam go, jak mógł mnie oszukać, przecież zapewniał mnie, że to nie sen. A on był zdezorientowany i smutny, powiedział, że sam nie wiedział. Poczułam, że znów się budzę. Powiedziałam mu to, że to wszystko się nie wydarzyło, że on nie istnieje i tak naprawdę leży obok mnie i śpi i zaraz się z nim zobaczę, ale boję się, że to znowu będzie sen. Płakałam, że nie chcę tego znowu przeżywać. że nigdy się nie obudzę naprawdę. On płakał i mówił, że nie będzie tego pamiętał, że to się nie wydarzyło i żadna z tych rozmów nie jest prawdziwa. To był dramat. Pobudka. Obudził mnie telefon. Odwołałam spotkanie z koleżanką. On przebudził się przed chwilą, o 12, powiedziałam mu, że miałam koszmary i piszę o nich do niego. Wstałam i piszę, bo bałam się znowu zasnąć i śnić..