cess // odwiedzony 83575 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (140 sztuk)
11:43 / 25.10.2004
link
komentarz (5)
sposrod wielu moich dziwnych nawykow rodem z Dnia Swira ten jest chyba najdziwniejszy. Przecietny Iksinski czyta recenzje filmowa, by wiedziec czy chce isc na film, by moc osadzic na podstawie kilku, czesto lakonicznych zdan, czy dany obraz spodoba mu sie i jest godzien 15, 20 czy 23 zlotych. Ja czytam recenzje juz po filmie. Przed filmem sprawdzam wylacznie ilosc gwiazdek, kto napisal recenzje (na podstawie tego wnioskuje, ze ta sama osoba wystawiala ocene, chociaz znajomosc mediow od srodka powinna mnie juz dawno wyleczyc z takiego przekonania), nastepnie ide do kina, a po powrocie do domu czytam wlasciwa recenzje. Kiedy mam watpliwosci czy isc, siegam po wywiad z aktorem, a czesciej rezyserem, zdarza sie tez i tak, ze zacheci mnie sam tytul badz niemoznosc obejrzenia innego filmu w ustalonym przeze mnie czasie.
Co mi to daje? (takie czytanie recenzji post factum) Po pierwsze- nie ogladam filmu majac z gory narzucona interpretacje, czy wnioski, po drugie czesto lapalam sie na tym, ze czekalam na jakis moment filmu, ktory zostal w recenzji opisany. Na przyklad cala 8 mile czekalam az zostanie ukazana "droga do slawy i kariery bialego rapera", a w koncu film o czym byl?- kto widzial, ten wie...
Blogoslawienstwem jest ta niewiedza, bo kiedy jakis Mossakowski (moj ulubiony recenzent) pisze , ze po smierci X, Y robi costam, a tymczasem pierwsze 40 minut filmu X zyje, to ja mam w dupie, ze on zyje, tylko czekam, az kipnie. Podswiadomie.
Jest jeszcze wiele innych zalet, ale nie o to chodzi.
Dzis w toalecie znalazlam tegomiesiecznego Aktivista (jestem kolekcjonerem wszelkich darmowych gazet i magazynow, zwlaszcza kiedy staraja se byc trendy) i przeczytalam sobie recenzje "Preg". Obejrzelismy ten film dzien przed wyjazdem do Katowic, wcale nie dlatego.
Byl bardzo dobry i bardzo traumatyczny. Na tyle mnie wyczerpal ppsychicznie, ze racjonalnie myslec o nim i o przekazie moglam dopiero nastepnego dnia rano. Po prostu po wyjsciu z kina kazda mysl konczyla sie wybuchem histerii. Ale to kwestia nieopanowania hormonow. Uroczy film dla przyszlych rodzicow.
W kazdym badz razie w Aktiviscie ktos napisal, ze ojciec byl psychopatyczny. To nie jest "Mala ksiezniczka", gdzie aniol wcielony jest ponizany przez zlych do szpiku kosci ludzi "bo tak". Przez caly czas trwania filmu siedzialam z tym smutnym przekonaniem, ze ojciec chce dobrze, tylko nie umie inaczej - i to jest najgorsze. A mlody bohater? Spojrzmy na to za pomoca faktow- nie ma matki, nie ma woli do nauki, nie uwaza na lekcjach, myslac o niebieskich migdalach , czy tam polskich pilkarzach, nie dojada, slucha glosno muzyki, chce wyciagnac maksimum z tego okresu niewinnosci. Ojciec? Zostal sam z dorastajacym synem, ma pocucie, ze chcialby wychowac kogos wartosciowego, ze takie jest jego zadanie, jesli mu nie sprosta, okaze sie byc slaby, a przeciez mezczyzna nie moze byc slaby. Po prostu uzywa zlych srodkow, bo nie zna innych. Najgorsze z tego wszystkieg sa takie przeblyski- kupuje synowi magnetofon, pomaga mu w pracach domowych, stara sie jakos nawiazac wspolny jezyk. A zaraz potem zamienia sie w potwora z batem- skorzanym, lub skreconym z obelg.
I tak sie razem nakrecaja w tym domowym piekielku. Ale ojciec absolutnie nie jest psychopatyczny. Chyba, ze inaczej definiujemy to slowo- co nie ejst wykluczone...

Z innej beczki.
Od kilku dni czuje sie najchujowiej, bo "przywileje ciazy" czyli zawroty glowy i napady dusznosci oraz oslabienie nakladaja sie z przeziebieniem. Dlugo i wytrwale sie bronilam, glownie psychicznie , tlumaczac sobie, ze nawet jesli sie rozchoruje, nie bede mogla wziac sobie wolnego nawet na dwa dni i polezec troche. Nie da rady- zamkniecie numeru, szkola. Teraz zaknelismy numer, jest juz nawet w kioskach, nastepne zajecia pod koniec listopada i jakby to powiedziec, nie ma tego podswiadomego dopalacza. Wiec momentalnie zlapalam kaszel, bole gardla, dodatkowe oslabienie. I siedze w domu leczac sie antycznymi sposobami czosnku, cieplego mleka, miodu i soku malinowego. Jeszcze nie jest tak zle, zeby robic sobie syrop z cebuli (ukochany syrop dziecinstwa, znienawidzony na starosc z tego samego powodu), ale ogolnie meczaco. W nocy snia mi sie koszmary, poczynajac od porodu, poprzez setki nieszczesliwych wypadkow, a na smierc w ruinach WTC konczac. Skad smierc w ruinach WTC? To podswiadomosc. Czytam "Windows on the world" i przezywam meczarnie psychiczne. Z drgiej strony ksiazka jest zbyt ciekawa, by porzucic ja wylacznie z powodu sennych koszmarow (jako dziecko wcale nie mialam koszmarow po filmach, ani po ksiazkach, zaczelam je miewac rownolegle z dorastaniem, wszyscy tak maja?). WIec czytam jak minuta po minucie ludzie uwiezieni w twin towers walcza o zycie i z jednej strony chcialabym, zeby im sie udalo, z drugiej wiem jaki jest final, widzialam wszystko w telewizji, przesiedzialam przed szklanym ekranem cale 1, 5 godziny od momentu, w ktorym ktos ze znajomych powiedzial "ej na CNN jakis film puszczaja o samolocie, ze sie wbil w wtc", az do momentu, kiedy nie wytrzymalam. To byl pierwszy raz, keidy swiadomie ogladalam jakies historyczne wydarzenie. Widzialam jak jakas 40-stoletnia prezenterka mowi, ze przed chwila w jedna z wiez wbil sie samolot, jak jest przerazona a za chwile za jej plecami wbija sie drugi samolot, siedzialam jak zahipnotyzowana i jedyne , co mogloby oddac nastroj to bylo swojskie "O KURWA!" Prezenterka zamilkla i zaczela plakac. operatora zamurowalo, caly newsroom stacji telewizyjnej oszalal. I jedyna mysl, jaka mi przyszla do glowy po tym jak juz obie wieze runely, to to, ze bedzie wojna. III wojna swiatowa, bo przeciez ten koles, ktory rzadzi Stanami nie jest normalny. Luby byl w podrozy, wracal wlasnie z bulgarii, wyslalam mu panicznego sms`a. Zrozumialam co czuli moi rodzice zyjac w czasach zimnej wojny, zwlaszcza w tym momencie, kiedy dwoch chlopcow po dwoch stronach oceanu siedziala z dlonmi nad Czrwonymi GUzikami. Tymi guzikami, ktore mialy odpalic pociski z ladunkiem atomowym. Ale niewazne, W kazdym badz razie sni mi sie po nocach jak sie mecze i dusze w dymie topiacych sie konstrukcji, opuchniete gardlo bardzo urealnia te imaginacje.
Jest swego rodzaju perwersja uzywanie do tej ksiazki zakladki z japonska sentencja "piekno wymaga czasu".
Chyba, ze nie brzmi to dla nkogo poza mna ironicznie. Wtedy stwierdze, ze moje poczucie humoru jest skrzywione.


*to samo, tylko, ze troche inne