cess // odwiedzony 83560 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (140 sztuk)
09:39 / 19.11.2004
link
komentarz (2)
"Jesli poznanie Paryza wymaga trzech miesiecy, New York mozna zwiedzic w ciagu trzech godzin, a wszystko tramwajem"
(fragment listu z 1910 roku zamieszczony na końcu książki Dubravki Ugresic "Amerykański fikcjonarz")
Przytaczam, bo szczerze rozbawil mnie ten fragment, majac w perspektywie obecne rozmiary "wielkiego jablka" (idiotyczne okreslenie, ale przynajmniej wiadomo skad sie wzielo).
Ostatnio odbywamy z Lubszym podroze do przeszlosci. Sentymentalne. Bo kiedy ma sie 21 lat, to czas zajac sie definitywnie umieraniem i wspominaniem lat szalenstwa.
21 lat mial Luby kiedy sie poznalismy i wydawalo mi sie, ze jest taki dorosly, taki powazny, rozwiniety emocjonalnie przyszly ojciec moich dzieci i towarzysz do konca zycia. Teraz ja mam 21 lat i widze, ze skoro ja nie jestem powazna , nie czuje sie odpowiedziala, emocjonalnie nie tyle dorosla,co rozchwiana, a jeszcze 2 miesiace temu wpadalam w panike na sama mysl, ze jestem byt mloda na dzieci- i teraz widze, iz zgodnie ze zlosliwie umieszczona nad tablica w sali matematycznej sentencja "zawsze jest inaczej, niz myslisz". Nie lubie tego cytatu, winny jest on moich niepowodzen na polu matematyczno-fizycznym( bo przeciez nie moj wyjatkowo niescisly i chaotyczny umysl) zasiewajac zasrane ziarno watpliwosci podczas kazdej kartkowki. O ile interpretacji wierszy, analiz lektur, czy wzorow zwiazkow organicznych zawsze czlowiek mogl byc pewien, to wyniku zadania nigdy. Paradoks? Wystarczylo podczas przerwy stwierdzic, iz na 20 osob obecnych podczas kartkowki 19 uzyskiwalo kompletnie odmienne wyniki, a jedna, ktora otrzymala wynik zbiezny z kims innym, okazywala sie siedziec po prostu za blisko. Ale mialo byc o podrozach sentymentalnych, a nie dramatycznych.
Za sprawa "Powrotu do przyszlosci". ktory Luby zazyczyl sobie na imieniny. Po pierwsze czesc pierwsza nie odbiega ani od obecnych standartow plynnej akcji, ani od wspolczesnej estetyki efektow specjalnych. Widzialam tn film, kiedy bylam bardzo mala i bardzo mi sie podobal. Zwlaszcza Michael J.Fox. Nie tak bardzo jak Harrison Ford w Gwiezdnych Wojnach, ale uszedl w tlumie od biedy. I biegalam po domu wymachujac modelem samochodu, ale robilam to takze po kazdym odcinku "Zmiennikow".
Za sprawa "Bleak Output 2004" Noona. Wszystkie albumy Mikolaja, ktore mamy w domu sa kupione. Mimo, ze moglibysmy zwrocic sie do Tytusa, jakos nigdy nie mam oporow, zeby wydac na nie pieniadze, czy to z racji szacunku do samej osoby tworcy, czy to z racji szacunku dla jego tworczosci. I az milo sie robi, kiedy przegladamy wkladke. Zazwyczaj rzadko wydajemy pieniadze na polskie plyty. Zazwyczaj je dostajemy. I kiedy we wkladce "dostanej" plyty czytamy ze kopiowanie to tamo, ze dziekuje, ze kupiles. To nas to nie rusza, bo wiemy, ze to nie do nas.
Za to jak bierzemy reedycje Output, to przynajmniej mamy poczucie dobrze spelnionego obowiazku i wiemy, ze tym razem slowa sa skierowane do nas wlasnie. I kiedy potem w domu wlaczamy plyte, i wracaja wszystkie wspomienia, robi sie na prawde przyjemnie. Nie ze wzgledu na same obrazy z przeszlosci, bo mnie na przyklad ta plyta towarzyszyla podczas samotnie spedzonych godzin w pokoju, we Wroclawiu, kiedy gapilam sie w szybe, za ktora jesienny wiatr pomiatal topolami (na pierwszym planie) i odjezdzaly do nikad pociagi (na drugim planie). Przyjemnie sie robi, bo sama sila oddzialywania muzyki jest niesamowita. i tyle.
Za sprawa "Bridget Jones 2". wiem, wiem, glupie i sentymentalne kino, powinnismy w ramach pokuty pojsc na nocny przeglad kina skandynawskiego lub wykupic karnet na wszystkie filmy festiwalu klasykow kina radzieckiego, ewentualnie przezyc chwile orgazmu mentalnego karmiac sie do poduszki 5 najlepszymi filmami Ingmara Bergmana. Zrobimy to, a potem pojdziemy na balkon i bedziemy krzyczec na cale osiedle "Jestesmy niegodni!". Ale poki co stalo sie i obejrzelismy druga Bridget, chociaz przyznam , ze nie bylo latwo. Po 30 minutach reklam podpasek chcielismy uciec, a potem przyszlo zobojetnienie i doczekalismy filmu zwisajac z foteli z glupkowatymi minami. To juz nie chodzi o to, ze dwojka nie jest gorsza od jedynki. Jedynka mi sie nie podobala, bo nie byla filmem dla singli. Nie poszlam na nia do kina z chlopakiem, bo nie mialam chlopaka, z reszta od czasow szczeniackiej milosci mialam uraz do chodzenia do kina zchlopakiem, albowiem kiedy zaprosil mnie owczesny absztyfikant na film romantyczny pod tytulem "Kula" oznaczalo to, ze musialam sobie zaplacic za bilet, a ja nie jestem feministka i mam w dupie rownouprawnienie. I kiedy ide do kina z facetem, to on ma placic za bilet, skoro zaprasza. A skoro nie zaprasza, to co to za facet.
Wracajac do "jedynki" nie bylam nawet z gronem przyjaciolek, ktore mialy wowczas podobne niedobory w meskich partnerach. Sadomasochistycznie poszlam na ten film sama. I byl straszny. A teraz bylismy we trojke i bylo jak trzeba.


Pojechalismy tez wczoraj obejrzec szpital na Inflanckiej. Co sie porobilo, ze czlowiek jedzie obejrzec szpital, czy chce tam isc. Z drugiej strony place, wiec wymagam, a wole placic przy jasno ustalonych zsadach, niz meczyc sie, wciskac koperty, czekoladki, kawki , sluchac co chwila chrzakania poloznej czy innej takiej.
Na Inflanckiej oddzial porodow rodzinnych wyglada jak hotel. Przytulne pokoiki z prysznicem, drewnianym lozkiem, wyposazone w stolik do przewijania, wanienke, lozeczko, szafe. Pokoj porodowy tez ma jedno lozko. Wszystko wyglada bardzo przytulnie. Odwiedziny 24h na dobe. A wszystko to za 500 zl plus dodatki. Poniewaz uleglam presji srodowiska matek i ojcow oraz autorow ksiazeczek, ulotek i pracownikow fundacji pokroju Rodzic po ludzku, doszlam do wniosku, ze porod to nie wyciecie wyrostka , tylko wydarzenie emocjonalno-fizyczne, wiec niech chociaz nieprzyjemnosci zostana zminimalizowane.

Zastanawia mnie tylko jedno- po co ludzie placa skladki na ZUS. Skoro pood w panstwowym szpitalu i tak jest platny, u dentysty panstwowego za friko mozna wyleczyc tylko 4 pierwsze zeby (nie ma to jak wielka czarna plaba na froncie), a jak czlowiek chce, zeby go znieczulili przed zabiegiem srodkiem, na ktory nie jest uczulony i tak sam musi zalatwic taki srodek...
Wiem, jest szereg wypadkow typu zawal, wylew, postrzelenie i inne takie, ktore pokazuja w telewizorze, jak sie wlaczy dwojke(tam zawsze leci "Na dobre i na zle", kolega z redakcji zdradzil mi pewien sekret- ten serial jest podstawa programowa TVP2), przy czym wszyscy dookola powtarzaja, ze jak sie chce miec dobra opieke, to i tak nalezy zalatwic to za pomoca dodatkowych srodkow. Ale co to , kurwa, znaczy "dobra opieka", ze salowa przyjdzie podac srodek przeciwbolowy, kiedy sie ja zawola, a nie po 4 godzinach? Czy, ze lekarz spojrzy pzychylniejszym okiem?
Rozumiem, sluzba zdrowia jest wiecznie niedofinansowana. CHodzi mi o to, gdzie w takim razie podziewaja sie te pieniadze, ktore zaczna mi zabierac, kiedy zaczne pracowac na etat, a nie tylko na umowe o dzielo, czy inna taka...

*tu też