cess // odwiedzony 83577 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (140 sztuk)
15:02 / 19.01.2007
link
komentarz (3)
Nie ma czasu, nie ma czasu.
Pewnie jest o tym jakiś piękny wiersz Stasiuka może. Żeby jeszcze "Kurwa" było. Po literacku.
Lubięwiersze Stasiuka. Od małego. Jak skończyłam lat 14, więc to już będzie z 10 lat, zatem od małego.
Jak i Charlesa Bukowskiego i Wojaczka. Dekadenckie. Nieprawdaż?
A przy tym wszystkim z nieskrywaną przyjemnością czytam sobie Leśmiana. I tych rosjan, nie poetów, pisarzy. Fajne chłopaki.
Ale to nie o to chodzi. Po studencku, rozkminiam pozytywistyczne zakwestionowania metafizyki od Comte`a do Koła Wiedeńskiego i gdzieś na boku znalazłam wzór na uczenie się. Co ma jedno z drugim? Nie pomoże mi skuteczniej się nauczyć, bo ja swoje już umiem, a , że dostanę 2+ na przykład to nie z powodu nieumienia, tylko błędnego umienia, jasne. A jak widzę wzór matematyczny na każdą pierdołę, od fotosyntezy (kto miał takie ładne slajdy matematyczno-fizyczne o fotosyntezie, z takim kołem, w liceum niech podniesie rękę na raz, teraz. ) po ilośc planet w kosmosie zamieszkałą przez istoty inteligentne Franka Drake`a książkę- kto czytał, ten wie).No ale potrzeba matematycznego kodowania całej wiedzy jest ścisłym efektem pozytywistycznej koncepcji nakowości. Całe liceum zastanawiałam się kto jest winny zmatematycyzmowaniu zamatematycznieniu zesraniu wzorzystemu całej naszej encyklopedycznie ściśniętej licealnej wiedzy? Pitagoras? Euklides? Inny chuj z Miletu? Nie. Banda brytyjsko-niemiecko-austriackich zwyrodnialców, którym zbrzydł romantyzm, obmierzła intelektualna anarchia post FrancuskoRewolucjonistyczna .
Ja mam słabość do Brytyjczyków, nie taką, jak moja licealna koleżanka córka znanego, ale nie tak abrdzo reżysera, do Włochów, ale narodowi Brytyjskiemu jestem skłonna wiele wybaczyć i w wielu kwestiach faworyzować, ale chłopaków od XIX wiecznego empiryzmu przydałoby się wysłać do Australii. Nabraliby tam ogłady, pokory, uszanowania dla duchów i nauczyliby się fanego, luzackiego języka. I odechciałoby się.

Matematyka jest absolutnie zbędna w moim życiu. ZNaczy wiem, że teraz jak piszę na klawiaturze, to magiczna moc matematyki zamienia moje uderzenia na ciągi zer i jedynek w impulsach elektrycznych i tam się różne cuda cudeńka dzieją w srodku niewidzoczne gołym okiem i to wszystko on-line i w stereo na moim monitorze i zarazem w internetowym notatniczku się pojawia. Wiem też, że to nie skurczone stado muzyków siedzi w radiu, tylko matematyka z fizyką, i te wszystkie płyty dvd i cd. To też matematyka i jak oglądam zdjęcia moje aparatem zrobione to matematyka wszystko zrobiła, bo już nie ma błony światłoczułej, córki fizyki, tylko takie różne matematyczne piksele.
Ale za to jak ide do sklepu to nigdy nie wiem ile pieniędzy zapłacę w kasie, chociaż mam ceny produktów na półkach, nie jak w Maroku, i cyfry po zsumowaniu tworzą liczby, a one jeszcze większe i większe, narastają w miarę jeżdżenia wóżkiem obciążanym z każdą mijaną alejką, no ale nie umiem się skupić na cyfrach. Umiem się skupiać na literach, fenomenalnie skupiam się na dźwiękach artykułowanych paszczowo (po tygodniu przebywania za granicą umiem mówić zagranicznym językiem, pod warunkiem, że nie jest to Maroko), ale na cyfrach nie umiem. Straszne są. Jeszcze z tymi plusami, spoko, ujdą, ale te z tymi kwantyfikatorami, całkami, funkcje nawiasy kanciaste. Przerażające. Jak mam wysoką gorączkę i zamykam oczy widzę śnieżące tło a na nim matematyczne wzory. Po amfetaminie to samo się działo. Bardzo traumatyczna jest cała matematyka. Jest tyle ładnych języków, a te wszystkie działania to dla mnie "kurwa ja pierdolę"- zupełnie zbędny wybryk. Jednych to cieszy i uważają, że w odpowiednich proporcjach to jak poezja, inni bez tego języka żyć nie mogą, a ja cenzuruję swoje życie z tej matematyki. Jasne?