falka // odwiedzony 16159 razy // [pi_the_movie szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (23 sztuk)
01:11 / 20.05.2011
link
komentarz (0)
Opowiadanko na dzisiaj
Szarość. Impresja




Pierwsza wizyta w późnojesiennym lesie.
Jakże bardziej poruszającym od środka lata!
W lecie, gdy słońce ostro przyświeca, wszystko jest zbyt jasne, czytelne, przejrzyste.
Zbyt nieskomplikowane.
Eksplozja zieleni nie wymaga zastanowienia się.
Teraz, w pełni jesieni, mogę do woli badać fakturę nagich drzew, widzę każdą gałązkę.
Mgły snują się, obejmując horyzonty, czyniąc wszystko tajemniczym.
Magiczny świat unurzany mleku i chłodzie.
Weszłam na ambonę i wpatrywałam się w las, jakbym go zobaczyła po raz pierwszy.
Wielkie, szare, nagie, gładkie drzewa rosły rzadko.
Z ziemi wyrastały pnie drzew wyciętych dawno temu; wychylały się spośród kanonady zeschłych liści.
Drzewa stały spokojne, nieszarpane wiatrem, siwe.
Weszłam wysoko, by lepiej im się przyjrzeć.
Stojąc w progu mojej podniebnej chaty patrzyłam w nieskończoność szarych szeregów.
Ze zdziwieniem zauważyłam, że szarość może być piękna.
Mogłabym gapić się na drzewa godzinami.
Jestem teraz taka spokojna, kiedy o tym piszę...

Spod lasu obserwowałam wszystko dokoła.
Wszystko było spowite subtelną kołderką mgły.
Niebo wysłane było szarością i nieskazitelną bielą chmur.
Przez ich zasłonę przebijało się słońce, lecz nie wyglądało normalnie.
Miałam wrażenie, że to księżyc świeci w środku dnia.
Nad czarnym horyzontem wsi, spowitym mgłą, unosił się ten księżyc bez plam niczym jasne oko słowiańskiego boga.
Zaszłam bardzo, bardzo daleko w las.
Wreszcie znalazłam taką drogę, gdzie las zdaje się nie kończyć.
Zawsze, gdy obierałam inne drogi, las się kończył.
Lecz tym razem szłam i szłam i nie mogłam znaleźć granicy między lasem a pustką.
Nazbierałam mnóstwo dowodów tej wędrówki.
Suche liście, gałęzie, kolce. W domu ułożę z nich bukiet.
Każda naga, czarna, ciernista gałązka to jedno wspomnienie.
Powkładam je do wazonów, spiszę na papierze i zapomnę.






2001





2011:






To tak a propos takiego ładnego miejsca, które znalazłam w opolskich lasach. Niedługo po napisaniu
tego utworzono tam rezerwat pod nazwą Tęczynów. Miejsce w opowiadaniu nie należy do rezerwatu, leży tuż obok
i dlatego podniebna chata już nie istnieje, zawaliła się i zgniła w wilgotnej ziemi, a połowa z opisanych
drzew została wycięta. Mam przyjaciół wegetarian, którzy nie jedzą mięsa, bo nie chcą uczestniczyć w
krzywdzeniu zwierząt. A mnie to kompletnie nie rusza: mięso pyszne jest i basta. Powiedział pewien
seryjny morderca, odsiadujący w Polsce dożywocie, z którym wywiad przeczytałam w gazecie; to jest jak
z krowami zmielonymi w MacDolnaldzie: nikt o tym nie myśli. Ale gdy pewnego dnia, parę lat po napisaniu
impresji, zaszłam do tego miejsca i zobaczyłam wycięte drzewa, poczułam fizyczny ból. Dziwne, że nie obchodzą
mnie żywe, biegające zwierzęta, obchodzą mnie drzewa.
A mimo to zużywam kilometry papieru toaletowego.
Dziwne, prawda?