laflen // odwiedzony 26438 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (107 sztuk)
20:51 / 24.01.2016
link
Minął rok. Rok który przećpałem, w którym się zadłużyłem, straciłem wszystko i wszystkich.
Nawet w psychiatryku byłem.
I nawet w psychiatryku nie znalazłem miejsca dla siebie. Nie wiem czy takie istnieje. Nie pamiętam kiedy ostatnio kogoś tuliłem, kiedy słyszałem czyiś głos, kiedy byłem z kimś na piwie.
Ale żyję. Mija już któryś tydzień w którym nie biorę, łykam kolorowe tabletki mające pomóc mi w życiu, dające sen. Ciężki epizod depresyjny+zaburzenia osobowości z przewagą cech schizoidalnych.
I w kółko powtarzam sobie, że to ma sens. Że nie przegrałem, że wyzdrowieję, nadejdzie wiosna, wrócę do Anglii, spłacę się, od października zacznę studia w innym mieście, nauczę się rozmawiać z ludźmi, pójdę do pubu z przyjaciółmi w którym poznam smutną kobietę z oczami jak ipekakuana i zrozumiemy się, pijąc wódkę do rana i oglądając wschód słońca, gdzieś na końcu świata, pokochamy życie.
I pójdę na polonistykę, będę czytał dużo mądrych książek, pisał, potem osiądę w ładnym mieście, zostanę nauczycielem, przez 45 minut będę opowiadał mądre rzeczy o ludziach większych ode mnie, a potem będę miał przerwę na papierosa. Zawód w którym co 45 minut następuje przerwa na papierosa to dobry zawód.
Albo stoczę się do końca, przećpam w piwnicy obok Twojego miejsca zamieszkania, uśmiechając się jak nigdy, będąc najszczęśliwszą osobą która spadła na dno.
Albo spity krzycząc jak nie krzyczał nigdy nikt wybuchnę. Tak po prostu.
Żyję pomiędzy. Spora biblioteczka książek, maksymalny wynik IQ według mensy, uwalone studia, nałóg. Doszedłem do ściany, stoję sam i czekam na moment by ruszyć.
Odkładam moment by ruszyć? Może.
Ja po prostu chciałem być szczęśliwy...przy okazji popsułem wszystko co mogłem, a szczęścia nie poznałem. Szkoda.
A właśnie. W psychiatryku będąc zagrałem osiem meczy w szachy, 7 wygrałem, 1 zremisowałem.
12:28 / 20.10.2015
link
Jejku jejku. Wróciłem do Polski.
Wróciłem to trochę duże słowo. W trakcie ataku paniki przedawkowałem leki. Dwukrotna dawka śmiertelna czegośtam, wpizdu kwetiapiny żeby to przespać i wizyta w szpitalu z halucynacjami. Chyba jestem ciężki do ubicia.
Niemniej kuzyn kazał mi wracać do Polski, mój pokój został wynajęty komuś innemu, no i jestem. Zadłużony jak chuj.
Sam nie wiem co teraz.
Plan optymistyczny to wyzdrowienie, terapia, leki, dojście do siebie w ciągu 2-3 miesięcy, powrót do Anglii, pójście do pracy, spłacenie długów i odłożenie na studia.
Ale sam nie wiem. Nie potrafię myśleć trzeźwo, cały się trzęsę, jestem niespokojny, panikuję. Chcę się uspokoić i boję się, że już nie będę w stanie.
Zapomniałem kim jestem. Czy ciągle mam tę inteligencję i błyskotliwość która pozwalała mi żyć, poznać miłość, zdobyć szacunek, czy jestem już tylko popłuczynami po sobie samym, zniszczony opiatami i alkoholem wrak który stracił miłość.
Żyję, oddycham, choć już chyba nie walczę. Samo wstanie z łóżka sprawia mi problem, każda kolejna godzina to męka tak duża, że zebranie sił do walki brzmi niemożliwie.
No cóż.
19:04 / 29.08.2015
link
Cześć.
Zagubilem sie. Wiesz, gdy bylem mlodszy nie utrzymywalem kontaktu z rowiesnikami. Mogłem rozmawiać z dwunastolatkami, a mogłem rozmawiać przez internet z osiemnastolatkami. Dużo lepiej gadało mi się z nimi.
Próbowałem cos ułożyc z ludźmi w moim wieku, serio. Zawsze jednak czułem ze cos nie gra. To były dzieci, kiedy oni grali w chowanego, ja czytałem ksiazki. Kiedy oni ekscytowali się dyskoteka, na których grupka ludzi wykonuje dziwne ruchy do słabej muzyki, ja nie potrafilem. Gdy jednak udało mi się cos zbudować, wszystko zostało zniszczone gdy mój kumpel przelizal dziewczynę o która walczylem tak dlugo.Nie mogłem się z nim dłużej zadawać, a inni woleli trzymać z nim niż ze mną. 3 lata piłem sam jak kretyn. Codziennie na dworcu, z 4 piwami lub tanim winem, whatever. Słuchałem muzyki i zatapialem się w samotności.
Potem chciałem to skonczyc. Nie pasuje do tego świata, po prostu. Z jednej strony jestem dość inteligentny, oczytany i w ogóle. Z drugiej jestem a społecznym wrakiem. Uchodze za gbura to zresztą dość śmieszne. Ludzie są świecie przekonani ze się wywyzszam, ze uważam się za kogoś lepszego.A ja po prostu nie potrafię z nimi rozmawiać. Tylko tyle i aż tyle. Potem kodeina, która w moim przypadku jest respiratorem. Przywraca mnie do życia, daje mi możliwość życia z innymi ludźmi. Tak, jestem wrakiem na opiatach i co z tego? Nigdy juz nie uloze sobie życia z nikim. Miłość ma różne formy, wybacz patos. Mogą to być ładne nogi Twojej kobiety, może to być Jej uśmiech, cokolwiek. Dla mnie to zawsze było wyroznianie się. Uwielbiam poznawac ludzi podobnych do siebie. Inteligentnych i zagubionych, walczących z życiem. Tylko kto chciałby zadawać się z tak zniszczona osoba jak ja? Ci bystrzejsi wiedza, ze lepiej mnie unikać. Miałbym przestać brać? Byłem taki sam gdy byłem wolny od uzależnień, wiec to nie ma znaczenia.
A teraz jestem w Anglii, samotny jak zawsze, zmęczony tym wszystkim jak nigdy.
Ok, poplakalem sobie, wracam pracować na magazynie.
A co u Ciebie?
22:36 / 01.08.2015
link
Cześć, żyję. Jakoś żyję.
Od 3 tygodni w Anglii, od tygodnia dumny pracownik magazynu. Najniższa krajowa+trzeba płacić za dojazdy, ale lepsze to niż nic na początek.
Nie brałem miesiąc. I co? Skoro aż tyle nie biorę to jestem już zdrowy i mogę sobie raz. I drugi, trzeci..
I tak tydzień w plecy i branie pieniędzy od rodziców(bo takie drogie to życie w Anglii, ułoży się jeszcze) czy pożyczam od znajomych. Dałem dupy.
Przez to zaspałem do pracy. Jak najszybciej wziąłem taksówkę i obyło się bez przypału, choć hajs wydany na taksówkę był równy dniówki którą zrobiłem. Cokolwiek.
Jestem w podobnym miejscu co w zeszłym roku. Wtedy w Anglii, problemy z alkoholem, teraz znów tutaj, choć używka inna. Wpis zeszłoroczny z Anglii pisany był pod wpływem alkoholu, ten pod wpływem trawy. Zaczynam kolejną próbę rzucenia, zobaczymy.
I przeszedłem Pokemon X. Są spoko. Czas na kolejną próbę ogarnięcia się i zostania dużym chłopcem. Magazyn mnie potrzebuje!

https://www.youtube.com/watch?v=icJj0ziLieU&index=2&list=PL219D613C4AF8215B

fajnie weszlo.
09:12 / 08.07.2015
link
Hyc hyc hyc.
Z pracą nie wyszło. Za tydzień wyjazd do Anglii, może uda się coś załapać. Magazyn pewnie, ale raczej nie będę wybrzydzał. Byleby zająć czymś głowę i coś zarobić.
Od lutego ćpałem kodeinę, z najdłuższą przerwą 3dniową, a wtedy i tak cisnęło mnie na tyle, że pożyczałem pieniądze od każdego i sprzedawałem wszystko co mam na allegro. Trochę szkoda mi Super Smash Bros na 3DSa :[
Później próby samobójcze, gdybym nie obudził przypadkiem rodziców to raczej by się udała.
Depresja kompletna, niewychodzenie z łóżka w ogóle. Żeby wyjść do głupiej łazienki musiałem się mentalnie przygotowywać.
Od 10 dni nie biorę. Ciągle mam ochotę, ale coraz mniejszą. Wczoraj pierwsza wizyta u psychiatry, dostałem antydepresanty.
Śmiesznie się czuję, do tej pory jeżeli ćpałem musiałem wypić dziennie te 2 piwa, jeżeli nie - przynajmniej 4.
Wczoraj wyszedłem na piwo, wypiłem Warkę Radler Free i kubek herbaty ;p
Teraz albo nigdy.
10:52 / 15.06.2015
link
Jej, mój emo blog żyje. Cieszę się, strasznie lubię przejrzeć starsze wpisy. Właściwie na przestrzeni lat nie zmieniłem się w ogóle. Wyjątkiem są ostatnie miesiące, nabrałem dystansu. Dalej jestem smutnym chłopcem, ale teraz potrafię się z tego śmiać.
Anglia się udała, w 2 miesiące spłaciłem 4000 zł długu i odłożyłem 5000zł na laptopa, chyba całkiem dobry wynik. Cieszę się o tyle, że startowałem z przegranej pozycji. Domownicy dzielili się na tych którzy mieli bekę i chcieli zobaczyć jak pracuję, oraz na tych którzy się bali że nie dam rady zapłacić czynszu. Do tego jeden chłopaczek w dresie który miał do mnie jakis problem. Ostatecznie przywiozłem najwięcej, a dres mnie dość polubił. Przywróciło mi to sporo wiary.
Potem studia z których zrezygnowałem. Cóż, zdałbym warunkowo semestr, może nawet rok. Zdałem sobie sprawę jednak, że wyrzuciliby mnie w przeciągu 2 lat, miałem problem z pierwszą analizą matematyczną, więc dużo cięższe przedmioty matematyczne by mnie zabiły.
Potem pół roku picia, uzależnienia się od kodeiny i staczania się.
No ale tak właściwie to wszystko jedno. Mam wrażenie że mam przed sobą jeden strzał, albo znajdę pracę i zacznę się ogarniać, albo przećpam i stoczę się do końca. Cóż, za 2 dni rozmowa o pracę jako informatyk, mam nadzieję, że uda mi się strzelić celnie.
Cóż, to co napisałem nie brzmi jakbym faktycznie uzyskał dystans ;p No ale szczęście, że nlożek wstał jest tak duże, że musiałem cokolwiek skrobnąć.
A i ostatni Pyrkon ssał. Fajnie, że tyle ludzi, że się rozrosło, życzę twórcą jak najlepiej przecież. No ale jeżeli zamiast spędzać czas na socialu wolę pochodzić na prelekcje i dowiedzieć się czegoś ciekawego, a nie mogłem się dopchać na kurwa żadną, to ciężko o inny wniosek.
I trzymajcie ładną piosenkę!
https://www.youtube.com/watch?v=fTqlOqXtNDo
Jej, strasznie chaotycznie piszę...to chyba ze szczęścia :P
06:56 / 14.08.2014
link
Pew. Cośtam żyję, dość. Siedzę w Anglii żeby dorobić. Sam nie wiem czy to wyjdzie czy na ile ma sens, ale po 20 latach chyba dobrze mi zrobią 2 miesiące w Anglii, potem 10 we Wrocławiu na studiach. Dostałem się na UWr, informatyk w końcu dość.
Fajna sprawa. Tak myślę, wiadomo że co noc mam dośc, chcę wracać, pierdolić to wszystko bo tęsknie. Nawet nie wiem za czym, po 20 latach w swoim łóżku i psem obok, z rodzicami w pokoju obok nagle czas to wszystko zerwac w pizdu i dorosnąć. Wypadałoby, niby. Na pewno ten dystans pomaga mi nabrać(nomen omen) dystansu do tego śmiesznego życia na wypiździewie, do tych kłótni, miłostek, problemów czy czegokolwiek o czym pisałem te lata w notkach wcześniej. To w jakiś oczywisty sposób kurczy się przy problemie zarobienia na czynsz czy dopierdoleniu normy(pozdrawiam pracę w Tesco). To jakoś kurczy się przez dystans, przez to że jestem grubo ponad tysiąc kilometrów od tego, że cięzko żeby dotykały mnie osoby oddalone tak daleko. Z drugiej strony tak, jestem dymany ciągle, dziś się nawet na piwo umówiłem z kimśtam i jak zwykle nie wyszło, no ale tak właściwie, co z tego.
Główny problem z moim czymkolwiek bierze się z tego że dość wcześnie poznałem "internet". Majac 12 lat pisałem na gg z 16latkami który wydawali mi się kimś cholernie doroslym i dojrzałym. Ale poznałem wtedy ludzi którzy mieli w sobie coś, fakt że ja byłem ciekawostką raczej mnie chyba dobija. Bo teraz rozmowa z kimś to jakiś, kurwa, wyczyn. Naczy rozmawiam z ludźmi, dogaduję się nawet, chyba moja łatka na tę chwilę to "inteligentny, pierdolący czasem głupoty", ale to nie to. Te rozmowy są przewidywalne, nie dotyczą niczego co jest jakimś sensem, kurwa nie, nie próbuję silić się na ubranie prostych rzeczy w ładne słowa, ale inaczej się nie da, dokładnie to samo co notka wcześniej. Rozmowy opierane na spłycaniu wszystkiego jak się tylko da i nic więcej niż suche fakty i proste opinie ("głupie" "fajne", pierdolcie się). To jak usłyszałem, że "Marian, ty zyskujesz w internecie". Bo w internecie rozmawiamy o książkach, filmach i wszystkim, a w grupie ludzi gadamy o najebce, jakiś śmiesznych akcajch czy czerstwych żartach. Więc, jeżeli tego oczekujesz po rozmowach ze znajomymi, to czemu imponują treści wykraczające dość ponad? Kpina żart i cała reszta, nic więcej.
Choć zabija mnie głównie chyba podzielna uwaga. Pozdrawiam Krzysiu, może to czytasz choć pewnie nie, ale jak mialem beke z Twojej jednostronnej uwagi, tak ostatecznie jej zazdroszczę. Bo nie potrafię poświęcić się w większym stopniu na pikowaniu kurwa palet, nie potrafię na czymkolwiek bo zawsze coś mnie musi wkurwiać. Muszę mieć w głowie wszystkie zjebane akcje, wszystkie rzeczy które poszły trochę kurwa nie tak, muszę mieć demony(że tak to ładnie nazwę) które będą mnie rozpraszały całe kurwa życie.
A w ogóle to pijany jestem, takie tłumaczenie przed pewnie sobą, jeżeil jakieś glupoty się wdarły.
Pozdrawiam, co tam?
20:43 / 21.02.2014
link
Noż kurwa. Miałeś kiedyś na pewno jakąś lekturę w szkole której nie chciało ci się czytać, ale nie było wyjścia. Pomijalo się wtedy czasem opisy przyrody, ale nigdy dialogi. Dialogi które stanowią główną potęgę książki, czy dobrego serialu.
Dialogi których już się nie prowadzi.
Mamy dwadzieścia lat(ja i parudziesieciu rowniesnikow w klasie z którą spędzam sporą część tygodnia), nie będziemy już bardziej twórczy, bystrzejsi, bardziej inteligentni. Bardziej doświadczeni, może trochę mądrzejsi, tyle.
Więc co się stało, że szczyt rozmów to ocena z polskiego, sprawdzian z matmy, relacja z weekendowego picia(bo nachlanie się jak szmata to powód do dumy, wiadomo) i tyle. Nie chodzi mi o prowadzenia filozoficznych debat w każdym możliwym momencie, ale na prawdę czy stać nas na tak mało? Tworzymy potem rozmowy
-co tam?
-nic.
tak jakbyśmy kurwa bali się przyznać do myśli. Dlatego że nikogo nie obchodzą? Mnie obchodzą, chcę wiedzieć co druga osoba myśli czy czuje, a nie że nakurwila się w niedzielę.
Szczyt to rozmowy o "polityce" przy piwie gdzie nikt się na tym nie zna, ale odchodzi klepanie mariusza maxa kolonki z pamięci jak mantre. Nic swojego, nic od siebie, szczyt "własnej"opinii to cytowane autorytetu.
Mam znajomego, już nie w klasie, ale na przerwie się spotkamy. Właściwie nie zgadzam się z nim w niczym, jest dość mocno wkrecony w reptilian, iluminatow, negowanie ewolucji. Ale zawsze z chęcią się z nim pokloce, nawet jak nigdy nie dojdziemy do porozumienia to będzie to chociaż ciekawe. Inny punkt widzenia, coś co na ogół spotyka się z problemem(toc też wyznaję nie swoje poglądy gdy pyta o nie ktoś kto jest łysy, ma dres i zajmuje się jebaniem policji) uważam za coś twórczego, rodzącego dyskusję.
Z drugiej strony, sam nie wiem na ile sam umialbym rozmawiać. Większość ludzi których mijamy mam a niewartych uwagi. Wybacz, tak mam, po prostu.
Do tego na ile możemy się tak właściwie zrozumieć. Wszystko co mówimy jest odbierane przez pryzmat odbiorcy, jego przeżycia i podejście. Jest tysiąc rzeczy które chciałbym powiedzieć ale zwyczajnie nie potrafię.
Teraz chciałbym tylko uwierzyć, że nie tylko ja tak mam.
21:46 / 15.02.2014
link
Kończę się.
Niby ostatni weekend ferii, a każdy dzień spędziłem na piciu. Chyba nie potrafiłbym przestać.
Chyba nie potrafię żyć w ogóle.
Tylko że ja żyję w taki sposób. To żałosne, gro ludzi wrzuca teraz statusy na facebooka, o ich introwertyzmie, samotności, braku kogokolwiek i smutku. Tylko że wstaną rano, pogadają z kimś przez facebooka, wyjdą z kimś na piwo, cokolwiek. A ja wstanę rano, będę patrzył w niemy ekran jak zawsze, pogram w coś i pójdę się zachlać sam na dworcu.
Boję się. Nigdy nie bałem się śmierci tak bardzo. Ateizm, w gimnazjum to było coś, byłem lepszy, fajniejszy, mądrzejszy i bardziej kontrowersyjny. Bzdura. Po prostu straciłem jakąkolwiek wiarę, że to wszystko ma sens i tyle. Ta ulotność, ten brak sensu tego co piszę, bo za te paredziesiąt lat, które w tej chwili mogą wydawać się \"czymś\" to gdy miną będą tylko \"ale szybko zleciało\" mnie dobija.
Dość, chcę wytrzeźwieć, znaleźć sens, oparcie, cokolwiek, kogokolwiek.
Nie mam sił.
Swoją drogą, setny wpis. Trochę beka, założyłem ten blog żeby móc spojrzeć w tył, wystrzec się błędów sprzed lat, czegoś nauczyć, cokolwiek, sam nie wiem.
Jak na to patrzę, jak patrzę na siebie sprzed tych 4 lat i widzę, że jestem prawie taki sam, to mnie chuj strzela.
22:07 / 31.12.2013
link
Wpizdu, kolejny sylwester spędzony na siedzeniu samemu i piciu żubrów w puszce.
Ten rok w plecy, nie zawiązałem żadnych znajomości, straciłem parę, typ którego znam od przedszkola przećpał się i ma mnie w dupie, teraz siedzi z jakimiś nowymi przyjaciółmi waląc "czeszący grzebień" czy innego "sztywnego misze". Inna "przyjaciółka" też w plecy, okazała się atencyjną kurwą, boże patrzcie, GRAM W GRY, a fanclub na tym jej się narobił jak chuj. Puste to jak ja pierdole.
Stara przyjaciółka z do której przyjechałem jako 16 latek, śpiąc u znajomego z neta i u mamy dziewczyny kuzyna, spędzając w ciągu 3 dni 24 godziny w pociągu też wyjebała na mnie. Na początku ok, potem znalazła faceta to miała mnie w dupie pół roku(chociaż jestem jej "jedynym przyjacielem" etc. kurwa, jak bardzo rozmija się to co ludzie mówią z ich czynami to szok. Oczywistość, banał, nudny frazes, ale dalej mnie to boli, jakoś nie potrafię dorosnąć do tego by zaakceptować te oczywiste prawdy). Odezwała się niedawno, że jej bardzo mnie brakowało itd.(rzuciła faceta) Teraz znowu urwie kontakt, poznała faceta w końcu, więc po co jej ja? Zresztą obraziła się, gdy chciała mnie uczyć życia i mówić co mogę a co nie. Odparłem

"Zrobiłem dużo, nawet nie wiesz ile. Ciągle walczyłem, wciąż próbuję, ludzie z którymi miałem jakikolwiek kontakt odeszli, chociaż walczyłem o każdego z nich. Niektórym przestałem być już potrzebny(jak np Tobie), niektórzy wpadli w narkotyki i zwyczajnie jestem już zbędny. Więc nie mów mi do czego mam prawo, a do czego nie, bo to Ty mnie zostawiłaś po roku opowiadania, że jestem Twoim przyjacielem, odbierając sobie tym samo prawo do pouczania mnie. Sama robisz z siebie "dzieciucha" "nieporadnego kota" i nagle uczysz mnie jak żyć i sobie radzić z czymkolwiek? Zdecyduj się może jaką pozę przyjmujesz, bo w tej chwili przyjmujesz taką jaka jest wygodna. Chcesz żeby cokolwiek uszło Ci płazem i wziąć kogoś na litość? Ok, jestem "nieporadnym kotem". Chcesz kogoś pouczyć? Robisz z siebie mentora który bóg wie co przeszedl. Trochę konsekwencji."
co zagrzebało kontakt chyba ostatecznie. Bardziej jak pogrzebanie trupa w sumie.
Poza tym jedyna kobieta którą się na prawdę jarałem też znikła. Jaram wciąż, jedyna miała tak piękny umysł, błyskotliwość, ciętość, brakuje mi tego u ludzi dla jakakolwiek inteligencja to niepotrzebna rzecz, co najwyżej powód by komuś kto ją posiada wpierdolić. Spotkałem ją w tym roku, dalej mam wyryty w mózgu jej wzrok, musiałem wyglądać strasznie żałośnie.
A potem zapiłem, ech, tak że wracając z konwentu w Krakowie w pociągu jakieś dzieci miały wycieczke szkolną akurat. Dosiadły się, w przedziale byłem ja i jakiś 23 latek. Zaczęły do nas rozmawiać, gdy zaczeły strzelać ile mamy lat to tamtemu typowi dały 20 lat, a mi 30 lat(mam 19, bleh)

Jestem w związku niby. Niby, kurwa, sztuczne to jak chuj. Nie chcę być z tą osobą, wciąż pamiętam jak lizała drugiego, nawet jak to było 2,5 roku temu mam ten obraz przed oczami, jego pogryzioną szyję, jak robił mi koło dupy, jak przez tę całą sytuację straciłem wszystkich kumpli. Po prostu nie powinniśmy być już razem, ale nie potrafiłbym zamknąć tego rozdziału.
Poza tym ona jest jedyną osobą która się mną jara, uważa mnie za kogoś więcej, stoi przy mnie. Zresztą sama się wyprowadziła do Łodzi studiować medycynę i ma tylko mnie. Nie potrafię jej zostawić samej, martwię się o nią.
W kurwe, bezsensowny ten rok, marny jak cholera.
Za rok matura i egzamin zawodowy, studia wpizdu poza miejscem zamieszkania, albo na rok do roboty do Anglii co by przed studiami dorobić.
Może moja szansa?

Szczęślwiego!
18:47 / 25.12.2013
link
A kurwa.
Jeszcze z ostatnią osobą z którą jako tako miałem kontakt musiałem pozrywać znajomość.
Ziomek którego znam od podstawówki, zaczął się bawić dopalaczami. Jego sprawa, fakt, martwiłem się jakośtam po ludzku bo wyjebał na wszystko, ale co niby mogłem? Sam jakoś nie potrafię się powstrzymać od picia, zresztą jego sprawa, kim ja niby jestem, żeby mu czegokolwiek zakazywać. Choć fakt, mówiłem mu kilkakrotnie by się ogarnął, by odpuścił trochę, wyszło jak zawsze.
Tylko od dłuższego czasu zawsze gdy proponowałem się gdzieś ustawić, pogadać, to "zimno" "ciemno" "mam przemoczone buty", po czym widziałem go jak zapieprzał 6 kilometrów bo gdzieś była "chujnia" "mocarz" czy inny "sztywny misza"(jestem ogromnym fanem nazw tych środków). Gdy go widuję to w gronie jakiejś skonczonej patologii naćpanego(oczywiście gdy gdzieś odejdą, to ciśnie ich, że są zjebani, że idioci itd. Szkoda tylko, że z nimi widuje się dzień w dzień, a gdy go naprawdę potrzebowałem to miał mnie w dupie).
Pierdole, sztuczne te znajomości jak tylko się da.

W ogóle większość mojego marudzenia cały ten czas oparta była w jakiś sposób na relacjach damsko-męskich. Sam nie wiem. Może jakoś pogodziłem się z tym, że ziomków raczej nie znajdę, nie lubię imprez, nie lubię po innych cisnąć za plecami, nie mam ochoty łazić do centrum handlowego i robić sobie zdjęcia w sklepowych przebieralniach (serio, zajęcie kurwa współczesnych 19 latków. W podstawówce byłem zapatrzony w to, że po wbiciu pełnoletności wszystko się jakoś ułoży, ludzie w końcu dorosną, będą bardziej rozsądni. Jak kurwa mogłem się aż tak pomylić?)
.Poza tym zawsze ludzie z którymi trzymałem byli tymi za którymi stanąłbym w ogniu, ale sam oczekiwałem chociaż trochę wsparcia gdy na prawdę popierdoli się u mnie. Popierdoliło się i nikogo tu nie ma.

Czwarty miesiąc jakoś nie gadam już z kumplem, z którym kiedyś potrafiliśmy rozmawiać dzień w dzień, dogadywaliśmy się świetnie.
Wyjeżdżał na studia, byliśmy umówieni na piwo. Nagle dowiedziałem się, że odpada, bo boi się zakończyć rozmowy ze swoją dziewczyną, która czyni mu zarzuty o to, że on pierwszy kończy rozmowy.
Dziewczyny, do której się wprowadził po wyjeździe, z którą od następnego dnia miał spędzać pierdolony każdy dzień, kiedy my chuj wie kiedy się zobaczymy. Tylko dlatego zostawił mnie samego z sześciopakiem na dworcu kolejowym, kurwa.
22:37 / 08.08.2013
link
" A co mam powiedziec? Ze jestes dla mnie cholernie wazny? Ze chcialabym zebys tu byl? Ze nie moge zniesc jak sie meczysz i cierpisz..? I tak mi nie wierzysz bo ja przeciez klamie.. Wojtek, Jestes glupi. Jestes glupi bo nie widzisz jak mi na Tobie zalezy. "
Se oram mózg wiadomościami sprzed lat
Właśnie straciłem ostatnią osobę z którą rozmawiałem. Nie mogłem, nie wytrzymałem tego pierdolenia że chce.mi pomoc, żebym szedł do psychologa, że zachowuje się jak autystyczny dzieciak. Z drugiej strony boję się że zapije jak codzień i zadzwonie do niej i tak.
Kurwa, upadek jak chuj, bez świadków, bo nikogo to.
02:21 / 28.07.2013
link
Krakon kurwa. Abstrachujac od chujowosci konu i braku czegokurwakolwiek to dojebal mnie motyw z laską znów. Kurwa truizmy, werter do potęgi a przecież nawet go nie lubię . Ale liczyłem na nią, pisałem od niej wcześniej, napisała.co bym wbił tu to wbilem i nic. Chuj nie rozmowa przez czas krótki jak chuj. Jaralem się nią, byłem pewien że mam przed sobą piękny umysł, jak mało który i co? I nic, myliłem się, ale ciężko wyjebac. Znajomości są jak ogień, jakoś tam się odpalaja czasem różnym ogniem. Czasem się tlą małym ogniem powoli dogasajac, czasem ogień się trzyma, ale ciężko przeżyć gdy musisz wpierdolic wiadro wody w ognisko które miałeś w sobie bo to był bezsens. Chujowa metafora ale jedyna dla mnie teraz.
23:25 / 03.07.2013
link
To jest pojebane. Osoba coś odpierdoli a potem ma wyrzuty że wypominasz.
To chyba normalnie, żę jak nie masz w dupie osoby która ci odjebała cokolwiek to masz to w głowie ;x.
23:27 / 22.06.2013
link
13-06-22 22:59:03 :: xxx
bo mogę to powiedzieć z ręką na sercuu

13-06-22 22:59:19 :: xxx
nie byłabym tym kim teraz jestm gdybym Ciebie nie znała

13-06-22 22:59:24 :: xxx
naprawdę

13-06-22 22:59:48 :: Ja
Dlaczego?

13-06-22 22:59:48 :: xxx
bo chyba mnie troche ukształtowałeś

13-06-22 23:00:00 :: xxx
zawsze w pewnych sytuacjach mi imponowałeś


A i tak wszystko strzelił chuj, jak zawszę.
21:50 / 12.06.2013
link
"jest jeden mały problem, wariuję"
21:35 / 01.06.2013
link
Absurd. Ledwo się trzymam, żę niby alkoholik kurwa.
Alkoholizm? Co to w ogóle za termin. Każdy z was, z nas, każdy kurwa zna osobe która się stoczyła przez alkohol. Każdy ma ojca/wujka/dziadka, kogokolwiek, który był alkoholikiem, niby.
Też ponoć jestem, była się o mnie martwi, nie martwiła się wtedy kiedy lizała się z innym, więc jakiekolwiek zmartwienie z jej strony traktuję z dystansem.
Teraz też jestem pod wpływem, stąd i ta cała notka.
Zastanawiam się, co mnie niby tak bardzo różni.
Frazesy "jestem inny" "różnie się" są puste, ale kurwa. Staram się przecież, piję z każdym, nie śmieję się w twarz ludziom którzy pierdolą banały i idiotyzmy. Nie wykazuję swojej wyższości, jestem kurwa taki sam jak oni przecież.
A jednak nie potrafię z nimi się utrzymać. Nie potrafię utrzymać się z nikim, ciągle jestem sam, ciagle pije sam.
Gadałem z kuzynem, spytałem czemu tak wkurwiam innych, napisał mi że jestem inteligentny i wygadany, a to przeszkadza innym.
Ale przecież się z tym nie pokazuję, nie robie z siebie chuj wie kogo, jestem taki sam jak oni.
A jednak nie potrafię, nie potrafię być z nimi, być takim samym jak oni.
Ale staram się, szuakm ciągle swojego miejsca, ostatnio skończyło się to tym że dostałem w mordę i stałem się swojego rodzaju atrakcją dla nich.
Absurd i nonsens..
22:31 / 26.05.2013
link
Nie kminię tego za chuj.
Jestem normalnym typem w sumie, nawet mam farta ponoć. Kuzyn pytał się mnie ostatnio jak to możliwe, że jeszcze nikt mi nie wpierdolił, chodząc do szkoły gdzie jest spory odsetek dresiarstwa/techno boyów, a ja mam przecież długie włosy(pedał c'nie) i zdarza mi się być pyskatym dosyć mocno. Szczęście chyba, nie wiem.
Ale jestem normalny, lubię czytać książki, oglądam seriale, gram, piję z każdym wszystko. Nie czuję się w żaden sposób lepszy, a nawet słuchając niektórych głupot przy których chce mi się śmiać siedzę cicho, z uprzejmości.
A jednak za chuj nie potrafię się dogadać z nikim, na ogół piję sam. "Czuję się niezrozumiany", to puste jak cholera, ale tak jest. Właśnie miałem rozmowę z jakimś typem z klasy, pustą zresztą dosyć. Coś mi zarzucał, odparłem jego pseudoargumenty i nic, żadnej sensownej reakcji, poza jakąś bardziej rozwiniętą wersją "NIE BO TY".
Jakaś aura chyba. Na pewno masz osoby które Cie wkurwiają samą swoją obecnością. Chyba mam to co oni, chociaż wywołuję jakieś inne emocje, a może samą swoją obecnością nie wywołuję ich w ogóle, nie wiem.
Niemniej ciężko jak sam skurwysyn, a to że jutro się okażę czy zaliczę niemiecki nie pomaga. Nagle przy tym wszystkim ten niemiecki stał się cholernie mało ważny, bleh, powinienem, ale nie potrafię się na tym skupić.
17:42 / 19.04.2013
link
Czuję się dziwnie, sam nie wiem. 80% ludzi uważa że jest inna niż 80% społeczeństwa, takoż i ja, pewnie Ty, czy ktokolwiek. Zastanawiałem się nad tym w jaki schemat się wpasowuje. Czuję się jak ludzie skaczący w tej chwili z mostu, z okna, 5 sekund przed skokiem. Jak Clint Eastwood w Gran Torino. Jak pies który szczeka zabiegając o atencje, chcący coś przekazać, dostając kość by zamknął morde, która ma mu starczyć. Tylko mi jakoś ni chuj starczyć nie może.
Zastanawiałem się na ile się zmieniłem przez ten cały czas, po tym jak z paroma osobami musiałem zerwać znajomości, byłem zdradzany i takie tam. Wydaję mi się, że gdyby nie to, stałbym i tak tu gdzie stoję teraz. To w sumie pozytywny wniosek, w innym wypadku oznaczałoby to chyba jakąś porażke z kimś innym.
Nie lubię przegrywać, tak jakoś.Chociaz z drugiej strony, sam nei wiem.
21:44 / 12.04.2013
link
Kurwa, czytanie rzeczy które pisałem rok-dwa temu i są dokładnie tak samo aktualne jest przerażające.
Problem z dziewczyną przybrał inny wymiar, teraz po prostu zabijam jakoś samotność pisząc cośtam i rozkminiając, bez wczut, bez nakręcania się czy czegokolwiek, takie zajmowanie mózgu. To jakaś paranoja chyba, analizować wszystko, dochodzić o co tak naprawdę drugiej osobie chodzi, co ma na myśli.
Tym bardziej po zakończeniu rocznego związku jakośtam ciężko, doszło do mnie że nie potrafię wybaczyć zdrady. Żałuję tylko, że od tamtej pory była wobec mnie naprawdę fair, a sam nie chcę jej zranić. Ale nie potrafię, no kurwa po prostu nie potrafię.
Konsekwencje z powodu utraty wszystkich ziomków dalej ciążą, dopóki nie uda mi się jakoś wyjebać z tego całego środowiska na widok którego zbiera mi się na wymioty.
Jakaś kompletna depresja mnie dopadła, taka najbardziej skurwysyńska, gdzie nie mam sił się podnosić, robić nic, po prostu nie obchodzi mnie cokolwiek. A to jest najgorsze, chyba, wkurwiając się wiedziałem że coś czuję, a teraz po prostu nic, pustka.
Ale nic no, przecież próbuję się podnieść jakoś, a przynajmniej odzyskać trochę spokoju. Niby najlepiej byłoby się skupić na tej śmiesznej informatyce, czy na technikum, zrobić mature, wyjebać na studia na drugi koniec Polski, a może z ogarnięciem życia w ten sposób przyjdą i inne zmiany? Nie wiem, pieprzenie i tak przecież będę miał to w dupie pewnie, niezależnie od wielkości motywacji, która i tak w tym wypadku jest tylko prawdopodobieństwem.
Zresztą, zobaczymy.