lirykp // odwiedzony 397923 razy // [nlog/Only oil/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (1058 sztuk)
16:14 / 23.05.2010
link
komentarz (0)
Milito, Milito i finito


„Diego Milito, lala lala lala, wygramy, a gola strzeli Diego Milito, lala lala lala. Diego Milito, lala lala lala” – tak włoscy kibice śpiewali jeszcze przed finałem Ligi Mistrzów z Bayernem. W przyśpiewkach pojawiało się jeszcze jedno nazwisko – Jose Mourinho. Ci dwaj to ulubieńcy fanów Interu.
Ten pierwszy, strzelając dwa gole, został bohaterem finału. Gdy skierował piłkę do siatki w pierwszej połowie włoski spiker trzykrotnie krzyczał: „Diego Alberto!”, a Włosi odpowiadali mu gromkim „Milito”. Gdy Argentyńczyk trafił w drugiej połowie, spiker wpadł w ekstazę. Bodaj pięciokrotnie już nie krzyczał, a wydzierał się do mikrofonu: „Diego Alberto!”. I jeszcze głośniejszą dostawał odpowiedź z niebiesko-czarnych sektorów.
Milito pokazał w finale wielką klasę. Najpierw z zimną krwią wykorzystał stuprocentową sytuację, a później nie dość, że znów się nie pomylił, to sam ją sobie stworzył. Wkręcił w ziemię Daniela van Buytena, jak nie tak dawno temu, w meczu reprezentacji Polski i Belgii, zrobił to niejaki Radosław Matusiak. Na konferencję pomeczową Argentyńczyk przyszedł prosto z murawy. – Pójdę pod prysznic i zaraz do was wracam – powiedział. – Diego, zostań, prosimy – padło z sali. Milito nie dał się długo prosić. Na początku zaznaczył, że to zwycięstwo Inter odniósł we włoskim stylu, chcąc z pewnością podkreślić włoski charakter Interu, w barwach którego w finale pojawił się… jeden Włoch. I to w ostatniej minucie.
Milito podziękował kibicom, pochwalił Jose Mourinho i stwierdził, że jego cała rodzina jest bardzo szczęśliwa. To z pewnością prawda, gdyż przecież niewielu jest braci, którzy świętowali wygranie Ligi Mistrzów. I to w dwóch różnych klubach, bo Gabriel cieszył się rok temu po triumfie z Barceloną.
Milito, Milito i finito. Drugi gol był dla Bayernu zabójczy. I decydujący, co podkreślił po meczu szkoleniowiec mistrzów Niemiec, Holender Louis van Gaal.
„Finito” powiedział także Jose Mourinho. - To był najprawdopodobniej mój ostatni mecz w roli trenera Interu – powiedział. Ciągnięty za język na różne sposoby, nie zdołał wydusić z siebie, że będzie od nowego sezonu szkoleniowcem Realu Madryt. Taki obrót sprawy wydaje się jednak praktycznie przesądzony.
Co do Mourinho. Nie lubię jego pyszałkowatości, jego wyniosłości, jego stylu bycia. Po meczu z Bayerem był jednak wyluzowany i nie miał w sobie nic z bufona. Ot, miły, sympatyczny człowiek, który osiągnął sukces i który potrzebuje nowych wyzwań. Te jego zadziorne wypowiedzi to z pewnością element przedmeczowej taktyki. Mourinho chce skupić na sobie uwagę, to na pewno. Ale chce także, by nienawiść przeciwników skupiła się na nim, a nie na jego podopiecznych. Mourinho można nie lubić, ale należy się przez chwilę zastanowić, jaki cel mu przyświeca. Można go nie lubić, ale za to, jakim jest trenerem i jakie osiągnął sukcesy, trzeba go szanować. Cel uświęca środki, czyż nie tak? A Mourinho osiągnięcia celu jest (prawie) gwarantem. Wie o tym doskonale Florentino Perez, więc Portugalczyk, uwielbiany w Madrycie, z pewnością na dłużej na Santiago Bernabeu osiądzie. Niech drży Barcelona, niech drży cała Europa… Są powody…