mariposa // odwiedzony 185214 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (610 sztuk)
07:46 / 03.03.2002
link
komentarz (0)
Pierwszy dzien pracy. Gdyby nie to, ze pracuje nad wewnetrzna rownowaga i spokojem, chyba bym usiadla na kupie brudnych naczyn i gorzko zaplakala. Eh, no nie bylo tak zle.

Zacznijmy od tego, ze jak przyszlam, to nie bylo menadzera. Poszedl sobie. Nie bylo komu pokazac mi o co biega, wiec po prostu robilam to, co nakazywala logika. Niestety, logika okazuje sie pojeciem wzglednym i ta moja zupelnie nie pokrywa sie z logika ludzi zatrudnionych w artbar. Nic to, chuj, mysle sobie, co najwyzej znowu zrobie z siebie polmozga i wylece w hukiem, phi, tak jakby to byl pierwszy raz. Robmy swoje. Przyszedl jakis gosc imieniem Brad i pokazywal mi przez bite pol godziny, jak mam prawidlowo ukladac sztucce na stole. Boga kocham, musialam kciukiem odmierzac odleglosc od kieliszka do talerza i tak dalej. Hueh, bzdura kompletna. Potem pojawili sie moi znajomi, nie wiadomo skad. Kocham ich nad zycie, ale nie kurwajebanamac w pierwszy dzien pracy. Najpierw Jester, mieszka po drugiej stronie ulicy i po prostu mnie zobaczyl. Wpadl z dzikim wyciem, jak to on i rzucil mi sie na szyje. Reszta kelnerow, ludzi kulturalnych i opanowanych, zmierzyla mnie wzrokiem, ktory ciskal pioruny. Polazl, po uprzednim upewnieniu sie, ze przyjde na jego koncert (13 kwietnia, BOZE, zdarzyl mnie juz zaprosic przynajmniej 17 razy,0) i ze przyprowadze wszystkich ludzi, ktorych znam, wlacznie z mama, tata, doktorem i nawet tymi, ktorych nie cierpie. Pracuje sobie spokojnie (czyt. Opierdalam sie, bo nie dali mi nic do roboty, ale wolalam na wszelki wypadek sprawiac wrazenie osoby profesjonalnej, itd.,0). Puscily mi nerwy, kiedy jakas cizia, ktora przypominala mnie do zludzenia, zazyczyla sobie, zebym zrobila cos, czego nie potrafilam zrobic BO NIKT MI NIE POWIEDZIAL JAK. Zamnkelam sie w kiblu z petem i piwem, wysaczylam i reszta wieczoru minela we wzglednym spokoju. Na pol godziny przed koncem zmiany wpadl nagle Josh i Lyam, jak zwykle glosni, jak zwykle w jakis pieprzonych goglach i za duzych plaszczach. Ah, Josh mial jeszcze filcowy kapelusz. Miodzio, opinie mam juz wyrobiona. Wrocilam do domu jak do Mekki, strzelilam sobie setke czystej i obejrzalam Bridget Jones (nie szukalam, samo sobie lecialo w TV i az sie prosilo, zeby obejrzec jeszcze raz,0). Taki dzien. A na sam koniec R. okazal sie totalnym chujem i zlamasem, ale nie bede sie na ten temat rozwodzic, bo po prostu nie warto. Poza tym wstydze sie, ze znowu dalam sie nabrac. Zreszta moze to jakas pomylka i wcale nie powinnam go oczerniac bez wejrzenia w sprawe bardziej doglebnie. Ehhh....zycie stinks.