mjuzik // odwiedzony 34316 razy // [gas_werk szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (24 sztuk)
20:57 / 24.04.2006
link
komentarz (0)
Muj Wydafca: Kilogram Records [1]: Trzaska / Wirkus

O obu artystach można by napisać wiele, każdy z nich przeszedł długą drogę w swej twórczośći. Zarówno Mikołaj Trzaska, jak i Paul Wirkus niejedno muzyczne oblicze mają. Pierwszy z nich kojarzony jest z narodzinami yassu, z którego to nurtu wywodzi się wielu uznanych muzyków. Oficjalnie lideruje Łoskotowi, stale działa z braćmi Olesiami, współpracował ze Świetlickim, Ostrowskim (tym z Bexa Lala), jak również współtworzy, wraz z Jarosławem Grzesicą, Trzaska Seed Electronic Ensemble.
Paul Wirkus - kiedyś, dawno perkusista w punkowym Karcerze, potem spotkanie z Marcinem Dymiterem i powoli już chyba legendarna płyta "Fudo". Arysta bardzo płodny, wydawał wiele solowych płyt, które często przechodziły niezauważone. Działa na polu minimalnej (przede wszystkim jeśli chodzi o środki, gdyż w wyrazie jego muzyka jest bogata, choć stonowana) elektroniki, ale nie porzuca swego instrumentu - czego dowodem nagranie na dwie perkusje z Maciem Morettim - "Na baterie" i koncerty podczas Unsound on Tour.
Co wydaje mi się ciekawe i co łączy obie postacie to w pewnym sensie - późny sukces. Choć zarówno 'późny', jak i 'sukces' są tu słowami niedokładnymi, jedno bardziej od drugiego. Faktem jest, że w przypadku Wirkusa uznanie, jakie już wcześniej mu się należało [czemu nikt nie wychwala "Mimikr"?], przychodzi za sprawą "Inteletto d'Amore" wydanego w 2004 przez pododział Staubgold - Quecksilber.
Trzaska natomiast powoli wchodzi w obieg międzynarodowy, nagrał najpierw płytę z sekcją Petera Brotzmanna - "Unforgiven North". Natomiast niedawno wyszedł album "Malamute" sygnowany jako North Quartet, gdzie nie tylko jest sekcja Brotzmanna, ale również legenda saksofonu we własnej osobie. Polak wszystkie swoje płyty wydaje we własnej oficynie - Kilogram Records, która zawsze dba o edytorską stronę wydawnictw, także każdemu albumowi towarzyszy staranna oprawa graficzna (zwykle dzieło Macia Morettiego), która dopełnia część dżwiękową. W przypadku "Nocy" na okładce widzimy zarys granicy polsko-niemieckiej, z zaznaczonymi przejściami granicznymi, który jest stylizowany na jakąś gwiezdną konstelacje. W swej oficynie wydał też projekt Tomasza Gwincińskiego "Moon Music" i swoją kolaborację z Mazolewskim, Morettim, no i przede wszystkim ukraińskim pisarzem Jurijem Andruchowyczem, zatytuałowaną "Andruchoid".

Album "Noc" jest muzyką do spektaklu według tekstu Andrzeja Stasiuka, pod tym samym tytułem, który jest koprodukcją Düsseldorfer Schauspielhaus i Starego Teatru w Krakowie. Ponieważ przedsięwzięcie jest jakoś powiązane z ideą integracji, współpracy unijnej i tak dalej, muzykę też mieli stworzyć wspólnie artyści z dwóch krajów. Do pary Trzasce dobrano Paula Wirkusa, który w tej sytuacji jest reprezentantem niemieckiej strony.
Płyta jest dość krótka, wypełniona lapidarnymi minaturkami, które charakteryzują się ażurową wręcz konstrukcją. Zdecydowanie jest to muzyka w małej skali, do brania pod lupę - słuchania uważnego. Składa się z drobnych fragmentów, ostrych (ale bez bólu), wcinających się, klików i pojedycznczych sygnałów maszynek eletronicznych, jakby nadawanych z oddali, dochodzących z kosmosu. Jeśli pojawi większa porcja dźwięków to wydaje się, że służą one zaznaczeniu jakiegoś obszaru, odmierzeniu czasu. Trochę delikatnego obstukiwania perkusji. Do tego proste frazy klarnetu, z rzadka saksofonu.
W obu przypadkach wyciszone, ani śladu ekstatyczności. Uspokojone, uspakajające, trafne, trafiające. Jeśli na tym albumie doszło do zderzenia (dwóch wrażliwości dźwiękowych), to na szczęście zarówno muzycy, jak i słuchacz wychodzą z niego bez szwanku. Przypomina to trochę "M.=addiction" Dictaphone, ale jest o kilkanaście stopni chłodniejsze.
Jest w tym wyrafinowanie, szkoda, że nie ma całościowego ładu, że utwory nie tworzą w jakiś sposób narracji. Ale to zakrawa na nadmierne marudzienie - również incydentalność tych kompozycji frapuje tak mocno, by nadstawić ucha.

[powyższy tekst jest troszkę zmienioną wersją recenzji, którą można znaleźć tu]

Z albumu "Noc" polecam zwłaszcza utwór Kölnerstr. - skupione solo Trzaski na klarnecie
Trzaska/Wirkus - Kölnerstr.
Natomiast Odessa prezentuje charakterystyczną dla całego albumu filigranową, ledwo wyczuwalną pulsację.
Trzaska/Wirkus - Odessa.

[Odnośnie poprzedniego wpisu, bo może nie wszyscy czytają komentarze, a chcieliby się czegoś dowiedzieć. Otóż tu znajduje sie zmasterowana wersja albumu wspominanego ostatnio. Na margniesie, jest to pierwsze wydawnictwo datowane na 2006 rok, choć naprawdę wyszło krótko po bożym narodzeniu. W większości kompozycji po prostu lepiej słychać dźwięki, sa może one nieco mocniejsze, sprawiają wrażenie mniej kruchych, więc osoby które nie znają tego albumu bardzo dobrze, nie wyczują może znaczącej różnicy. Ale na próbę polecam numer 4, gdzie pojawiają się nowe dźwięki, wcześniej nieobecne.]