No i Co? | n-log - strona główna
notki: ostatnie 20 | ostatni miesiac | wszystkie
2005.05.04 17:09:10
link
komentarz (53)
Wielce Banalny Werdykt




Pierwsze oficjalne Wolno-stylowe Grand Prix Warszawy przeszło do historii. Po kilku tygodniach można pokusić się o jakiś chłodny i zdystansowany osąd (który jednak, jak sądzę, nie będzie wcale taki obiektywny). Zresztą - jak można mówić o jakimkolwiek obiektywizmie skoro w przypadku WBW liczy się bardziej kontrowersyjność i brak argumentacji..? Tą kwestię zostawmy na koniec, bo jeśli zaczynać - to od początku :).

Jak zwykle impreza miała miejsce w przecudnym przybytku rozpusty jakim jest Przestrzeń Grafenberga. Wieczór rozpoczęły pre-eliminacje, na których można było zobaczyć i usłyszeć – wbrew pozorom - nie tylko freestyle’owych MC. Pojawili się ludzie z różnych branż - szczególnie dominowała „rozrywkowa”. Co lepsze przeważającą większość stanowili chłopcy z kabaretu, często kabaretu żenady, debilizmu i braku jakichkolwiek umiejętności. Po rundzie kwalifikacyjnej odetchnąłem z ulgą, gdyż nawet znane postacie nie zaprezentowały w niej nic szczególnego.

Wśród finałowej szesnastki znalazło się kilku totalnych debiutantów, dzięki którym ten turniej nabrał wyraźnego kolorytu. Jednak nie na aspekcie samych rymów czy poszczególnych postaci chciałbym się skupić – niestety często to nie te czynniki grają pierwsze skrzypce na tego typu imprezach. Otóż najbardziej niewymiernym elementem na zawodach wolno-stylowych jest sam system oceniania zawodników.
Czasem naprawdę trudno zrozumieć jakimi przesłankami kierują się jurorzy w kwestii oceniania umiejętności i - oczywiście - werdyktu. Nie czepiam się w żaden sposób prywatnych gustów arbitrów – raczej samej formy orzeczeń, która w wielu przypadkach była bardzo niejasna. Podczas zeszłorocznych eliminacji ten problem został rozwiązany w sposób bardzo prosty i klarowny. Indywidualne przydzielanie not od (1-6) przez każdego z sędziów było czymś o wiele bardziej opiniodawczym. Po notach można było zorientować się który MC był lepszy - i o ile. Takie podejście do zawodów w moim mniemaniu było jak najbardziej uczciwe. Nawet subiektywna publika po informacji zwrotnej w postaci „cyferek” jasno „dostrzega” wynik. Poza tym indywidualność przydzielanych not wystawia wyraźne świadectwo jurorom; oni sami chcą uchodzić za dobrych fachowców, wiec jawność osądów jest tym bardziej na miejscu. Taki np. japoński nicpoń próbuje być uważany za wiarygodnego sędziego, a przyglądając się wszelkim werdyktom, mam duże wątpliwości czy ten chłopczyk jest jakimkolwiek autorytetem w tej dziedzinie. Nie chce tu wyciągać jakichś rażących błędów, bo nie walczę o zmianę już ogłoszonych decyzji, jedynie ubolewam nad systemem orzeczeń, który pozwala jurorom na prawie wszystko. Szczególnie, gdy padają słowa w stylu: „aby pokonać mistrza należy Go znokautować”.. Większej bzdury dawno nie słyszałem. Odwoływanie się do analogii bokserskiej i walki o tytuł jest co najmniej trochę nietrafne. Dlaczego? Ponieważ, w specyfice walk freestyle’owych to właśnie mistrz powinien nokautować - w przeciwnym wypadku opowiadać się powinno po stronie pretendenta.. to on doprowadza do sensacji.. i to on zagraża mistrzowi. Jeśli mistrz nie jest w stanie osiągnąć wyraźnej przewagi nad przeciwnikiem to jest to tylko jednego problemem – i nie stosujmy tu zasad bokserskich – dyscypliny te radykalnie się różnią.
Drugim ważnym aspektem jest regulamin, który stworzono chyba tylko po to, by po prostu _był_. Wszelkie wypunktowane zasady można złamać, najlepiej argumentując ten fakt hasłem typu „pieprzyć regulamin”.. W takim razie nie rozumiem celu istnienia takowego – bo albo są jakieś prawidła, do których będziemy się stosować - albo lepiej, żeby ich po prostu nie było. Decyzja o dogrywce Pogo vs Duże Pe całkowicie mnie zaskoczyła – w moim odczuciu białostoczanin przegrał i to dosyć wyraźnie. Po co więc sztuczna respiracja? Dla odmiany po jednej z dwóch (sic!) dogrywek debiutujący Pogz ewidentnie uzyskał przewagę.. Doprowadzając do takich sytuacji jurorzy automatycznie postawieni są w – nazwijmy to - nieciekawym świetle.. żeby nie powiedzieć w „gównianym”, skoro sami sobie srają w oświetlający ich reflektor, po czym podcierają dupy regulaminem.
Nie mam zamiaru usprawiedliwiać osób, które mają być przecież kompetentne, tym bardziej, że nie pełnią swojej funkcji po raz pierwszy. To w ich gestii powinien leżeć rzetelny i obiektywny sposób arbitrażu. Zamiast tego mamy raczej coś na kształt sędziowanie skoku w dal na oko. Potrzebna jest widoczna, punktowa skala oceniania, bo wartościowanie „białe-czarne” zupełnie nie zdaje egzaminu. Do tego dochodzi jeszcze jeden komiczny aspekt - czas poszczególnych rund. Gdy w finałowym starciu oponenci mieli jechać po dwie minuty od razu pomyślałem „Polak potrafi”.. szkoda tylko, że do tych dwóch minut freestyle’u nie dodawali 0,7l gorzkiej żołądkowej. Nie trzeba być wielkim znawcą wolnego stylu by wiedzieć, iż czas większości prestiżowych walk na świecie to 60 sekund. Pora, żeby niektórzy zrozumieli, że lepszy jest niedosyt niż przesyt.

Wielka Bitwa Warszawska w swojej trzeciej odsłonie ma więcej niedociągnięć niż jej pierwsza edycja. Skoro regres jest tak widoczny znaczy to, że czas podjąć zdecydowane kroki ku zmianom. Tym bardziej ze podczas dwóch najbliższych rund eliminacyjnych można troszeczkę „popracować” nad konwencją arbitrażu. Wiem, że wiele osób najchętniej zmieniłaby po prostu skład sędziowski - moim jednak zdaniem mija się to z celem.. chociaż musze przyznać, że jednego z jurorów z chęcią bym „podmienił”. Nie mogę przekonać się do pewnych stanowisk i opinii tego pana. No cóż, zawsze są jakieś osobiste antypatie i jak to powiedział Jimson „toleruje nie znaczy, że lubię”.

Finał Wielkiej Bitwy Warszawskiej (czy też Wolnostylowej) dokładnie za miesiąc i wiadomo już, że będzie to bitwa na naprawdę wysokim poziomie. Martwi mnie niestety „aspekt sędziowania”, gdyż nie potrafię sobie wyobrazić rzetelnego i jasnego systemu ocen, bez osobistych faworyzacji zawodników i bezsensownych dogrywek. Ciężko mi zrozumieć podejście, gdzie machlojki, własne interesy, lokalny patriotyzm, naciągany obiektywizm, sztuczne wyrachowanie i ignorancja grają pierwszoplanowe role. Z drugiej strony wierzę w tegoroczną WBW i mimo wielu powyższych wątpliwości wiem, że zawodnicy, klimat, spontaniczność, zdrowa rywalizacja i dopingująca publika staną w opozycji do „arbitralnych wad”, jakie towarzyszą tej imprezie od jakiegoś czasu.

„Zważcie jegomość - odparł Sanczo Pansa - że to, co tam się ukazuje,
to nie żadne olbrzymy, ino wiatraki.”
Miguel de Cervantes Saavedera

No cóż - trzeba tam być i zobaczyć, kto w tym roku przetrwa pięć pojedynków. Nie ukrywam, że liczę na swoich ludzi i jestem pewien ze uporają się z tymi „olbrzymami”.

Roball