No i Co? | n-log - strona główna
notki: ostatnie 20 | ostatni miesiac | wszystkie
2005.06.09 21:48:07
link
komentarz (23)
Praski hajs

Po długiej przerwie wracamy z ciągłą i płynną aktualizacją ‘NoICo?’. Wybaczcie za ten suchy sezon, naprawdę nie było to zależne od nas aż tak bardzo jakby mogłoby się wydawać . Czynniki zewnętrzne wzięły górę, czego efektem było totalne zaniedbania nlog’a. Minusy obrócą się w plusy z racji ciekawych wydarzeń, które z pewnością wpłynęły na pobudzenie weny. W ciągu ostatnich tygodni wiele się działo i jak to podsumował Pogo „życie wyraźnie przyspieszyło”. W moim przypadku może nie był to jakiś wielki rozpęd, ale na pewno uległo modyfikacjom przez.. nazwijmy to zmiany percepcyjne . Zapewniam, że w obecnej chwili już wszystko wróciło do normy, czego dowodem jest ta oto aktualizacja.

Nie będę zachowywał zasad chronologicznych, gdyż w nielicznych przypadkach „chronologia” może być pojęciem względnym. Dlatego zacznę od okoliczności najbardziej aktualnych i w moim przekonaniu godnych uwagi.

O całym zamieszaniu związanym z Hip-Hop Pragą dowiedziałem się stosunkowo późno. Podczas audycji S2 poinformował, mnie i cała rzeszę słuchaczy o tym plenerowym festiwalu. Nie ukrywam, iż byłem zaskoczony udziałem TeTrisa w tej imprezie. Zaskoczenie to było bardzo pozytywne z racji rywalizacji jaka czekała na deskach praskiej muszli. Undergroundowa obsada uczestników, z których każdy miał zaprezentować jeden utwór stanowiła dla mnie nie lada ciekawostkę. Dlaczego? Bowiem trudno jest w ciągu kilku minut pokazać cały potencjalny kunszt, tym bardziej stając naprzeciwko praskiej publiczności. I nie musze tu niczego koloryzować, tamtejsi ludzie mówią sami za siebie. Kilkunastu wykonawców i różnorodność styli kontra Praga. Chwilami atmosfera jak na stadionie piłkarskim gdzie dominowały hasła związane ze stołecznym klubem. Do tego dodajmy trochę okrzyków anty-policyjnych, tuzin pitbulli i możecie sobie wyobrazić ten prawdziwy hip-hopowy klimat. Taki nastrój sprzyjał co poniektórym, innym raczej nie pomagał i naprawdę podziwiałem próby nawiązania kontaktu z publiką w wykonaniu nie-warszawskich mc’s. Czasem na takie okazje przydał by się galowy dresik i łatwo przyswajalne chwytliwe hasła. Ja osobiście dziwnie się tam czułem, chociaż z upływem kilku kwadransów znalazłem strategiczne miejsce do obserwacji i starłem się uważnie wszystkiemu przysłuchiwać. Cała szesnastka oceniana była przez pięcioosobowe jury w składzie: Monika Dąbrowska (Radiostacja/MTV), Kowal (Ślizg), Łyskacz (MOR.W.A), Lexus (Radio BIS), C.N.E. (Viva). Trzeba też wspomnieć, że było o co walczyć. Pula nagród wynosiła 6 tysięcy złotych (plus tysiąc nagroda publiczności), a zwycięzca zgarniał połowę tej stawki. Oczywiście pieniądze to jedno, a miejsce na pudle drugie.. ale skoro jedno z drugim się łączy to należało dać z siebie maksimum umiejętności i profesjonalizmu, aby zawalczyć o wspomniane profity. Kto dał ten dał - jedni dupy, drudzy ognia. Na tej pierwszej płaszczyźnie - na pewno Echo i wielkie rozczarowanie ich występem. Rozumiem, że w grę wchodził tylko jeden utwór do zaprezentowania – tylko dlaczego akurat taki? Skoro ma się tylko jeden strzał do wykorzystywania to po co próbować popełniać samobójstwo i przy okazji nie trafiać? Do chłopaków z Echo mam wielki szacunek i sentyment, lecz to co zaprezentowali całkowicie mnie nie przekonało. Forma występu także utrzymana w podobnej stylistyce (spójna z bitem ) - statyczność, sztywność i plecakowy image.. chociaż akurat ten tobołek na plecach Pudla jeszcze zrozumiem - w końcu to Praga i wszystko najlepiej mieć przy sobie. Jednak trochę energii, koncertowej żywiołowości by się przydało - u siebie w mieście można czuć się dużo bardziej naturalnie. Naturalniej na pewno czuł się Reno, szkoda tylko, że hypeman’i jakoś nie mogli zgrać się z liderem - zbyt wiele chaosu i małych błędów, co w efekcie dało bardzo średni występ. Jednego z hypeman’ow na przykład mógłby odstąpić za to Massey’owi, który dawno powinien wiedzieć, że koszykówka i koncerty rządzą się tym samym prawem: słabo gra się samemu. Dziewczyny z białostockiej Vizy także mnie nie urzekły. To wszystko już było, chyba pora poszukać jakichś bardziej ‘hip-hopowych’ ścieżek.

To tyle, jeśli chodzi o rozczarowania, porażki i zawody. Koniec żalenia się, czas przejść do pozytywów, więcej bowiem było plusów niż minusów. Na praskim festiwalu cała rywalizacje rozpoczęła Ania Sool, w wyniku losowania musiała jako pierwsza wejść na scenę by zaprezentować swój utwór. Zrobiła to ostro i z charyzmą, nie zostawiając na AwersEj suchej nitki. Dobry disstrack, dobre wykonanie, niema co ukrywać - to najlepszy jak do tej pory kawałek Chorzowskiej panienki. Także Majkel sprawdził się w roli hypeman’a dopowiadając swojej dziewczynie co pikantniejsze kwestie. Następnym punktem godnym uwagi był występ trójmiejskiej ekipy Pierwsza Flotylla. Byłem pod wrażeniem szczególnie profesjonalizmu tej młodej ekipy. Długo ćwiczyli ten koncertowy „układ” co zaprocentowało w finałowej prezentacji. Słychać ogranie i myślę, że drzemie w nich duży potencjał. Mam nadzieje, że za rok będą gotowi na wydawanie warszawskiego hajsu. Z charakterystycznych graczy na uwagę zasłużył też Eskaubei i całkiem dobrze brzmiący na żywo utwór „Chcę być Michaelem Jordanem rapu”. Wole ten numer w wersji live niż w domowych głośnikach, co potwierdza teorie kawałków typowo koncertowych. Podobnym utworem w sensie koncertowego ‘uderzenia’ zadebiutowali panowie z MiB. Ewidentnie dali rade i mimo, iż typowy rap uliczny nie jest moim ulubionym gatunkiem to ich występ pozostał mi w głowie. W ostatecznym rozrachunku to Oni zdobyli trzecie miejsce i zainkasowali czek na tysiąc złotych. Skoro już jestem przy finalistach, to o pierwsze miejsce „bili” się TeTris i Dwóch Warszawiaków. Trochę tak „niesprawiedliwie” dwóch na jednego, lecz za reprezentantem WieszOCoChodzi stali jeszcze Trzyker, Pogo i dj Tort. Warszawiacy mieli w zanadrzu cały band z żywymi instrumentami plus doświadczenie z przed roku, ale Tet mimo tych silnych argumentów wystartował z „Solo” i wywalczył tym samym dogrywkę. W doliczonym czasie „poSzukał” wsparcia, co w efekcie przyniosło zasłużone zwycięstwo. Z mojej perspektywy zagrał bardzo profesjonalnie i z dużą dozą naturalności. Bez zbędnego populizmu i sztuczności starał się nawiązać jak najlepszy kontakt z publiką. Współpraca z hypeman’ami i dj’em jeszcze mocniej podkreślała „zawodowstwo” TeTrisa. Szczególnie końcówka festiwalu, czyli występ laureatów to esencja stylu WieszOCoChodzi. „Psycho” do bitu Promoe, a następnie rewelacyjnie zagrana „Pamięć” z freestyle’owa zwrotka nawiązująca do tematu utworu i praskich okoliczności. Szczerze zaskoczony byłem faktem, że Praga bawiła się świetnie. Bob Marley’owskie „Get up, stand up, stand up for your rights! Get up, stand up, don't give up the fight!” ruszyło najbardziej oporne tyłki, a tekst „Pamięci” zmiękczył najtwardsze głowy. Ukoronowaniem całej imprezy był koncert Grammatika, którego nie dane było mi jednak zobaczyć. Musieliśmy wracać do Białego i nasz dzielny kierowca Robercik dowiózł nas szybko i bezpiecznie.

W ciągu tych kilku godzin spędzonych w Warszawie, wydarzyło się jeszcze wiele ciekawych sytuacji. Nie jestem w stanie wszystkiego opisać, lecz muszę przyznać, iż mimo początkowych problemów z adaptacja, bawiłem się momentami świetnie. Trochę inaczej wyobrażałem sobie ten cały „konkurs”, chociaż [pamiętasz Chociaża? – przyp. kurekta] z drugiej strony oczekiwania i nastawienie często powoduje mniejsze lub większe rozczarowania. W tym przypadku było ich kilka, lecz zdaje sobie sprawę, że to tylko moje subiektywne zdanie. Praga to kolejny etap na hip-hopowej drodze TeTrisa. Nie wiem jak to wszystko potoczy się dalej, tym bardziej patrząc na to z troszkę innej perspektywy. No cóż czas pokaże, a skoro czas to pieniądz to wart jest tyle, ile ręka, która go trzyma. I jak to głosi japońskie przysłowie „pieniądz to żagiel w kieszeni”, ja dodam od siebie... w kieszeni ma się małe żagle.

Roball