|
________________________ZAMEK__________________________
(SCENARIUSZ,0)
SCENA 1
Jest późny wieczór, widać kontury zamku niknące w mroku, z niskich zabudowań sączą się strużki dymu, a w oknach migoczą światła. Pada gęsty śnieg. Tylko odgłosy lasu mącą panującą tutaj ciszę. Powoli ciemność pochłania kontury zabudowań, zapada noc.
Widać wnętrze oberży. Wystrój jest na wpół współczesny, kontrastujący z jego charakterem. W środku siedzą postacie popijając piwo w trakcie przyciszonej rozmowy. Znudzony barman ciężko opiera się o kontuar. Pali papierosa. Nagle drzwi oberży rozchylają się i do środka wchodzi średniego wzrostu człowiek opatulony w szalik. Stawia jedną z walizek wewnątrz, otrzepuje płaszcz ze śniegu, zdejmuje czapkę i rozgląda się po sali. Potem odwraca się na pięcie i wychodzi przez ciągle otwarte drzwi i po chwili wraca z drugą walizką. Podchodzi do baru.
K: Dobry wieczór. Czy można tutaj gdzieś przenocować?
Barman: Dziś nic już Pan nie znajdzie we wsi. Jeżeli to Panu pasuje może Pan najwyżej przenocować u nas gdzieś z boku, na ławie. Dam Panu jeszcze koc i poduszkę.
K: Ile to będzie kosztowało?
Barman: Powiedzmy...180.
K: Nawet nie mam tyle. Mogę dać 150.
Barman: Dobra, niech będzie.
K: Proszę mnie od razu tam zaprowadzić, jestem zmęczony po podróży.
Ktoś szarpie K. śpiącego na ławie. Wokół tłoczą się ciekawscy barman oraz bywalcy baru wypatrując rozwoju sytuacji.
Młodzieniec: Halo! Niech Pan się obudzi! Proszę Pana!
K: Co jest?!
Młodzieniec: Czy ma Pan zezwolenie z Zamku żeby tu przebywać? Wieś ta jest własnością Pana West-west i nikt nie może się tu znajdować bez jego pozwolenia. Żeby tu nocować musi Pan mieć takie zezwolenie, dlatego chciałbym Pana prosił żeby je Pan okazał.
K: Gdzie ja jestem? Czy jest tu zamek?
Młodzieniec: Czy tutaj jest zamek? Tak, owszem jest tu zamek. Zamek Pana West-west.
K: Więc trzeba mieć zezwolenie Pana West-west? Nie wiedziałem. Porozmawiam z nim jutro.
Młodzieniec: Musi Pan je mieć teraz. W tej chwili, od razu.
K: Dobrze chodźmy zatem do niego.
Młodzieniec: O tej porze to niemożliwe. Pan West-west teraz śpi.
K: Jeżeli to niemożliwe to po co mnie budzisz?
Młodzieniec: Musi mieć Pan zezwolenie i koniec! Obudziłem Pana po to żeby natychmiast opuścił Pan to miejsce!
K: Dobrze, koniec z tą komedią. Posłuchaj mnie kolego. Przy barmanie i świadkach jeżeli w ogóle będę ich potrzebował. Jestem statystykiem który przybył tu na polecenie twojego szefa. Dobrze wiedziałem że potrzebne jest zezwolenie zanim mnie obudziłeś by mi o tym powiedzieć. A teraz zostaw mnie w spokoju. Obraca się tyłem do zgromadzonych i przykrywa kocem.
Młodzieniec: Statystyk? Zaraz dowiemy się czy to co Pan mówi jest prawdą. Wyjmując z kieszeni telefon i wystukując numer. Halo, dobry wieczór Panie Fryc, Szwarcer przy telefonie. Przepraszam że tak późno dzwonię, ale mam pilną sprawę. Czy jest może Pan burgrabia? Aha, śpi. No więc, jest taki problem. Jestem teraz w oberży. Jest tu człowiek, niski, koło trzydziestki – przedstawia się jako statystyk. Czy coś wie Pan na ten temat? Tak, nie ma zezwolenia na pobyt - kiedy go obudziłem żeby poprosić o okazanie zezwolenia na pobyt zaczął się awanturować. Nie, twierdzi, że przybył tu na polecenie zamku. Dzwonię żeby zapytać czy może wie Pan coś o tym...Może Pan to teraz sprawdzić?...Aha, no tak jak myślałem. Dziękuję serdecznie, dobrej nocy. Wyłączając telefon.
Młodzieniec: No przecież wiedziałem od razu! Nikt nic nie wie o żadnym statystyku! Pewnie jest Pan tylko bezdomnym włóczęgą albo i nawet złodziejem! Dzwoni telefon w kieszeni Szwarcera. Tak, słucham. Szwarcer przy telefonie. Ściszając głos. ...a więc to pomyłka? Szef biura telefonował? Więc jak mam to teraz wytłumaczyć Panu statystykowi? Dobrze, powiem mu. Dziękuję za telefon. Dobranoc. Zbliżając się do K. Panie statystyku...Ja chciałbym Pana...K. powstrzymuje go ruchem ręki. Ciżba barowa rozpierzchła się w jednej chwili i wszyscy tłoczą się przy wyjściu starając się opuścić głowy i zakryć twarze. K. przykrywa się, zamyka oczy i zasypia.
SCENA 2
Jest mroźny zimowy poranek. K. siedzi przy stole i łapczywie je jajecznicę przygotowaną przez barmana. Ten krząta się za barem, zerkając co chwilę nerwowo w kierunku K.
K: Nie znam jeszcze tego miejsca. Można tu zarobić? Jak się odjeżdża tak daleko od żony i dziecka, to przydałoby się coś przywieść z powrotem.
Barman: Niech Pan się tym nie martwi. Krzywdy nie ma.
K: Wie Pan, ja tam do nieśmiałych nie należę. Jak trzeba to potrafię każdemu powiedzieć o co chodzi. Wkrótce przybędzie tu mój pomocnik. Znajdzie się tu dla niego miejsce?
Barman: Tak, pewnie. Ale czy nie będzie wam lepiej na Zamku?
K: Nie wiem. Może się i tak zdarzyć. Kto wie co przyniesie przyszłość. Najważniejsze żeby być niezależnym.
B: Nie wie Pan jak tu jest.
K: Możliwe. Odsuwając talerz. Wstaje, zakłada płaszcz. Wychodząc spogląda na portret mężczyzny wiszący na ścianie. Był to mężczyzna w sile wieku. Jego głowa zwisała nisko, oparta się o brodę. To ktoś z rodziny?
Barman: Nie, to właściciel Zamku.
SCENA 3
K. spaceruje przez wieś. Przechodzi obok kościoła i dostrzega grupkę dzieci której towarzyszył szczupły mężczyzna w okularach. Mężczyzna ten wygląda na nauczyciela, strofuje je i tłumaczy im coś z poważną miną. Dzieci radośnie hałasują.
K: Dzień dobry Panie nauczycielu. Piękny dzień, prawda? Dzieci momentalnie milkną i patrzą na K.
Nauczyciel: Ogląda Pan Zamek? Jak się Panu podoba?
K: Jestem tu dopiero od wczoraj. Ale podoba mi się, dlaczego miałby mi się nie podobać?
Nauczyciel: Nikomu obcemu przed Panem się on nie podobał. Odwraca się.
K: A zna Pan może właściciela?
Nauczyciel: Proszę Pana, ciszej - tu są dzieci. Jakże miałbym go znać?
K: Może mógłbym kiedyś wpaść do Pana? Zostanę tu na dłużej, a nie mam znajomych ani we wsi ani w Zamku. Czuje się samotny.
Nauczyciel: Mieszkam na Łabędziej u rzeźnika. Odwraca się i odchodzi wraz z grupą dzieci.
K. idzie dalej wgłąb ulicy, mija niskie domki zasypane śniegiem. Ulica kończy się. Wchodzi w ciemny zaułek gdzie śnieg jest jeszcze głębszy. Brodzi w śniegu, potyka się i pada na śnieg. Ciężko dysząc, robi kulkę ze śniegu i rzuca w kierunku okna najbliższej chałupy. Kulka uderza pół metra od domu. Robi następną i tym razem trafia w szybę. Wstaje i otrzepuje się ze śniegu. W końcu rusza powoli w kierunku chałupy. Wtedy otwierają się drzwi i K. ostrożnie przechyla się przez próg. Wchodzi do ciemnej, ciasnej izby wypełnionej dymem. – Pijany – stwierdza kobiecy głos z głębi sali. – Dlaczego go wpuściłeś?
K: Jestem statystykiem.
Kobieta: Aaaa,... to ten statystyk.
K: Znacie mnie?
Kobieta: Oczywiście. Niech Pan siada.
Zapada krępująca cisza.
Starszy mężczyzna (z głębi pokoju,0): Przykro mi, ale nie może Pan tu zostać.
K. wstaje i zbiera się do wyjścia: Dobrze, mogę już iść, chwilę odsapnąłem. Można wiedzieć komu mam podziękować za gościnę?
Starszy mężczyzna: Nikomu nie musi Pan dziękować. Jeżeli pójdzie Pan w prawo dojdzie pan do wsi, a na lewo – do Zamku.
K: Do zobaczenia.
Starszy mężczyzna: Wątpię.
K. wychodzi na zewnątrz, w zapadającym mroku widzi jakąś postać która szybkim, sprężystym krokiem idzie ośnieżoną drogą w stronę wsi.
K: Hej, przepraszam! Można wiedzieć gdzie Pan idzie?
Postać: Do oberży...
K: Ja też tam idę, czy mogę iść z Panem? Brak odpowiedzi. Postać oddala się bardzo szybko i ginie w ciemnościach, a K. stara się biec by za nią nadążyć.
SCENA 4
K. stoi zdyszany przed drzwiami oberży, bierze do ręki pochodnię i oświetla kaszlącą postać która stoi gdzieś przy drzwiach. K. poznaje że to postać za którą starał się nadążyć w drodze powrotnej ze wsi. Jest to szczupły, wysoki chłopak o rozbieganych oczach i rękach w kieszeniach.
Artur: Co Pan za jeden?
K: Jestem statystykiem, a ty?
Artur: Pana asystentem.
K: Jesteś tym moim pomocnikiem, który miał się tu zjawić? Dlaczego przyjechałeś dzisiaj?
Artur: Droga długa była. A poza tym to ciężko tu trafić.
K: Dlaczego nie zaczekałeś na mnie kiedy cię wołałem?
Artur: Nie miałem pewności kto mnie woła, a poza tym spieszyło mi się by do Pana.
K: Jak ci na imię?
A: Artur.
K: Znasz się na tej robocie? To znaczy statystyce?
Artur: Nie.
K: Chodź do środka. Pogadamy.
Wchodzą do wnętrza gospody. Barman podejrzliwie zerka na Artura. Jeden z chłopów zakrada się ukradkiem za plecami K i Artura.
K: Od teraz to mój pomocnik. Zostawcie nas samych.
Chłop wycofuje się lękliwie. K przyciszonym głosem do Artura.
K: Nie wolno ci z nikim rozmawiać bez mojego zezwolenia. Jestem tu obcy – zresztą ty też przez fakt pracy ze mną, więc musimy trzymać się razem. Wyciąga dłoń do Artura. Ten wyciąga swoją, lecz K. w tym momencie cofa swoją rękę. Rano musimy się zabrać do roboty. Zmarnowaliśmy już jeden dzień i nie mam zamiaru marnować ich więcej. Zadzwonisz jeszcze dziś na Zamek i umówisz mnie na wizytę.
Artur: Dobrze...Ale to niemożliwe. Bez zezwolenia nikt nie wejdzie na Zamek.
K: A kto może je wydać?
Artur: No...Nie jestem pewny, ale chyba burgrabia.
K: Natychmiast zadzwoń do burgrabiego i poproś go o pozwolenie.
Artur bierze telefon od K. i wyciska numer. Pyta o burgrabiego.
Artur: Czy to Pan burgrabia? Czy Pan statystyk może jutro przyjść na Zamek? Aha...a więc nie? To do widzenia.
K: Daj to! Sam zadzwonię...
K. zniecierpliwiony wyrywa Arturowi telefon i wyciska ten sam numer. Wokół siedzących przy stole zbiera się tłumek ciekawskich. Ze słuchawki wydobywa się przenikliwy, wysoki dźwięk który wypełnia całe pomieszczenie
K: Dobry wieczór, mówi pomocnik Pana statystyka... Tak, przed chwilą z tego samego numeru. Niech Pan zapyta kogokolwiek. Nazywam się Józef...Nooo, tak wiem Artur jest nowy, a ja jestem starym pomocnikiem który właśnie przyjechał...Chciałbym zapytać kiedy Pan statystyk będzie mógł odwiedzić zamek?... Rozumiem. Proszę posłuchać... Ale...
K. odkłada telefon z rezygnacją, a ciasny wianuszek ciekawskich chłopów rozstępuje się. Nagle drzwi otwierają się, i do wewnątrz wpada człowiek szczelnie owinięty szalikiem, w opiętym, staromodnie skrojonym płaszczu. Razem z nim do środka wywiewa nieco śniegu, słychać w tle świst wiatru. Przepycha się szybko przez zebranych. Mężczyzna kłania się K. i wyciąg zza pazuchy list.
Barnabas: Jestem Barnabas – posłaniec. Kłaniam się... Podoba ci się to? – Pyta pokazując ręką wokół po zgromadzonych w sali. K. patrzy na Barnabasa jak zaczarowany.
Barnabas: Mam list dla ciebie.
K: Poczekaj. Do oberżysty – Jedno piwo dla niego. Do Barnabasa – Siadaj.
SCENA 5
W małym pokoiku na poddaszu K. przygląda się uważnie i z niedowierzaniem listowi. Obraca go w palcach przy migotliwym świetle świecy. Przebiega wzrokiem raz po raz od początku do końca. Kręci głową z niedowierzaniem.
SCENA 6
K. siedzi przy stole w gospodzie, popijając piwo wraz z Barnabasem.
K: Przeczytałem już list. Czy ty też wiesz co w nim jest?
Barnabas: Nie. Nie wiem.
K: W liście jest napisane że będziesz przekazywał wiadomości między mną a moimi przełożonymi, dlatego myślałem że znasz już może jego treść.
Barnabas: Powiedziano mi jedynie że mam poczekać aż przeczytasz list, a potem odebrać od ciebie pisemną lub ustną odpowiedź.
K: Dobrze zatem, pisanie będzie zbędne. Jak się nazywa urzędnik który napisał do mnie?
Barnabas: Pan Klamm.
K: Przekażesz Panu Klammowi następującą wiadomość: Bardzo dziękuje za przyjęcie do pracy, oraz za specjalną uprzejmość jaka mi Pan okazał. Zastosuję się do wskazówek w liście i nie mam w obecnej chwili żadnych specjalnych życzeń. ... Powtórz.
Barnabas: Bardzo dziękuje za przyjęcie mnie na służbę, oraz za szczególną uprzejmość jaką mi Pan okazał. Zastosuję się do wskazówek w liście i w obecnej chwili żadnych specjalnych życzeń nie mam.
K: Dobrze. To wszystko. Możesz iść.
Barnabas skłania się i zbiera do wyjścia. K. podaje mu rękę. Barnabas zaskoczony przyjmuje uścisk, rozgląda się po raz ostatni po sali i wychodzi.
SCENA 7
K. biegnie przez nocą przez śnieg wołając imię Barnabasa. Potyka się i ślizga, ale ciągle z uporem próbuje dogonić Barnabasa.
K: Barnabas! Barnabas zaczekaj! Barnabas!
W końcu gdzieś w mroku widać postać Barnabasa który zatrzymuje się na dźwięk swojego imienia dochodzący z daleka. Patrzy przez chwilę za siebie i gdy rozpoznaje K. zaczyna iść powoli w jego kierunku. K. w końcu zdyszany dopada do Barnabasa.
K: Barnabas, chciałem ci powiedzieć coś jeszcze. Uważam, że to nie jest dobry pomysł żebym czekał na twoje przypadkowe przyjście w razie gdybym czegoś od ciebie potrzebował. Gdybym cię teraz nie dogonił – kto wie jak długo musiałbym czekać na twoje kolejne pojawienie się.
Barnabas: Możesz się dogadać z naczelnikiem żebym przychodził zawsze w określony dzień, o określonej porze.
K.: Może i to by nie wystarczyło bo na przykład 10 minut po twoim wyjściu miałbym ci coś ważnego do zakomunikowania.
Barnabas: Czy zatem chcesz wrócić do oberży byś mógł wydać mi nowe polecenie?
K: Nie chcę wracać do oberży, odprowadzę cię kawałek.
Barnabas: Można zapytać dlaczego nie chcesz żebyśmy rozmawiali w gospodzie?
K: Pełno tam ludzi którym nie mogę ufać.
Barnabas: Przecież możesz iść zawsze do siebie do pokoju.
K: To tak naprawdę pokój jednej z dziewczyn które tam pracują. Jest ciemny i brudny. Nie lubię tam przebywać, jeśli nie muszę. Chyba teraz rozumiesz?
K. stara się dotrzymać kroku Barnabasowi, którego postać prawie całkowicie ginie w ciemnościach. Idą więc dalej w milczeniu z pochylonymi głowami. Barnabas prawie ciągnie za sobą K. W końcu Barnabas zatrzymuje się i zaczyna wpatrywać w jedną z chałup.
SCENA 9
K: Gdzie jesteśmy?
Barnabas: W domu. Szeptem- To właśnie ta chata. W progu chaty pojawia się sylwetka kobiety.
Olga: To ty Barnabasie? Ktoś jest z tobą?
Barnabas: To ja Olgo. Jest ze mną pan statystyk.
Olga: Ten statystyk? Cofa się do środka.
K. i Barnabas wchodzą do izby. Wewnątrz siedzą dwie kobiety – siostry Barnabasa. Amalia i Olga. Obie zdrowe i rumiane, mocnej budowy. Witają się z K. skinieniem głowy, on odpowiada tym samym.
Barnabas: To moje siostry – Amalia i Olga.
K: Wstąpiłeś po coś Barnabasie? A może wasz dom jest już na terenie zamku?
Amalia i Olga patrzą po sobie. Olga wybucha stłumionym śmiechem.
Barnabas: Nie, chciałem po prostu wrócić do domu. Do zamku wybieram się dopiero jutro z samego rana, gdyż nigdy tam nie sypiam.
K: Aha, a dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Myślałem Barnabasie, że idziemy na zamek.
Barnabas: Nie powiedziałem bo nigdy mnie o to nie zapytałeś. Chciałeś mi wydać tylko jakieś polecenie więc pomyślałem ze tutaj, w domu moich rodziców będzie nam najwygodniej. Zaraz poproszę ich żeby sobie poszli, żebyś mógł to zrobić w spokoju. Poza tym Olga zaraz pościeli ci łóżko, chyba u nas przenocujesz, prawda?
K. siedzi w milczeniu wyraźnie zażenowany. Milczenie przedłuża się.
Olga: Dam Panu coś do jedzenia, a piwo przyniosę zaraz z oberży. Dobrze?
K: Czyli jest tu w pobliżu jakaś oberża? Czy mogłabyś zamiast przynosić mi piwo zaprowadzić mnie tam teraz?
Olga: Nie ma sprawy. Chodźmy zatem od razu. Ale ostrzegam pana że to gospoda urzędników zamkowych i nie będzie mógł Pan tam nocować.
K: Nieważne. Chodźmy.
Olga: A więc będziesz nocował u nas?
K: Tak, oczywiście.
K. podrywa się z krzesła, zarzuca płaszcz i zbiera się do wyjścia.
SCENA 10
K. i Olga stoją razem w nocy przed wejściem do karczmy urzędników. Jest mroźno, powietrze jest przejrzyste, na wietrze powiewa flaga z barwami Zamku. Wysokie świerki falują na tle księżyca.
Olga: Może Pan wejść tylko do części barowej. Wstęp do części mieszkalnej jest zabroniony. Gdyby ktoś zapytał to przyszedł Pan ze mną.
K: Rozumiem. To mi w zupełności wystarczy.
Wchodzą do wnętrza gospody która wygląda wewnątrz bardzo podobnie do wnętrza gospody znajdującej się we wsi. Jedyną różnicą jest rodzaj klienteli oraz detale nadające temu miejscu klasy takie jak meble i nakrycia stołów.
Za barem stoi drobna, żywa dziewczyna. Ludzie którym nalewała piwo nazywali ja Friedą. Na krótką chwilę po tym jak K. z Olgą weszli do środka ich spojrzenia spotkały się. Z Olgą Frieda wymieniła jedynie skinięcie głowy widać chyba nie darzą się zbytnią sympatią.
K. do Olgi: Zna Pani może Klamma?
Olga wybucha śmiechem i zasłania usta ręką.
K: Nie wiedziałem że to aż takie śmieszne.
Olga: Ale ja się wcale nie śmieję. Śmiejąc się dalej.
Frieda do K słysząc pytanie.: To Pan chciał się widzieć z Klammem? Niech Pan tu podejdzie.
K. idzie za bar do Friedy, która wyciąga korek z otworu w ścianie i przywołuje do siebie K. skinieniem dłoni. K. widzi przez otwór pomieszczenie wyglądające jak pokój w mieszczańskim mieszkaniu. W fotelu widać odwróconą tyłem do patrzącego męską postać siedzącą w bezruchu.
Frieda: To on. Klamm.
K: Czy on śpi?
Frieda: Nieee...On pracuje. Na pewno myśli nad jakąś ważną sprawą.
K: Jak dobrze go Pani zna?
Frieda uśmiechając się zalotnie: Można powiedzieć że bardzo dobrze...Nie pamięta Pan śmiechu Olgi? Jestem kochanką Klamma.
K: Nooo... w takim razie musi być Pani bardzo ważna osobą.
Frieda: Zgadza się. Nie tylko dla Pana.
K: Była Pani kiedyś na zamku?
Frieda: Czy nie wystarczy że pracuję tutaj?
K: Oczywiście że wystarczy.
Frieda: A zaczynałam przecież jako sprzątaczka w gospodzie we wsi.
K: Niemożliwe. Z tymi delikatnymi rączkami?
Frieda: Wtedy nikogo to nie obchodziło i tak jest do teraz...
K: Hmm...Może porozmawiamy o tym kiedyś na osobności?
Frieda jakby otrzeźwiona zbytnim spoufaleniem K. szybko zatyka otwór w ścianie i podrywa się na równe nogi.
Frieda: Wiem o Panu wszystko. Jest Pan statystykiem. A teraz przepraszam, ale muszę już wracać do pracy.
K: Pani Friedo, jeszcze jedno. Wiele z pewnością Pani przeszła, ale coś mówi mi że prawdziwa walka dopiero przed Panią. Wiem też że jest Pani tutaj ważną osobą, ale może jednak warto zapewnić sobie poparcie pozornie nic nie znaczącego człowieczka, który z czasem może mieć znacznie większe wpływy niż może sobie to Pani teraz wyobrażać...A więc może...
Frieda: Nie wiem o co Panu chodzi. Co też Panu przyszło do głowy? Pewnie chciałby mnie Pan może jeszcze odciągnąć od Klamma, co?
K: Tak, jasne! Odkryła Pani moje prawdziwe zamiary. Chciałbym żeby została Pani moją kochanką! Chyba czas już na mnie. Do widzenia...Szukając wzrokiem po sali Olgi która rozmawiała z kimś w odległej części sali. Nie mogąc jej znaleźć sposobi się do wyjścia.
Frieda: Niech Pan zaczeka. Kiedy możemy porozmawiać?
K: A czy będę mógł tu przenocować?
Frieda: Tak.
K: Czy mogę tu zostać od razu?
Frieda: Nie. Nikt nie może o tym wiedzieć. Niech Pan pójdzie stąd razem z Olgą i wróci po piętnastu minutach z powrotem. Do tego czasu postaram się wyrzucić wszystkich gości.
K: Dobrze. Do zobaczenia wkrótce Friedo.
SCENA 11
W prawie całkowitej ciemności i ciszy K. wchodzi do pustej już karczmy. Właściwie skrada się w kierunku lady. Stamtąd dopada do niego w jednej chwili Frieda.
Frieda szeptem: Tu jestem...Kochany...
Ich dłonie i usta spotykają się, uklękają pieszcząc się i całując się na kolana, a potem na zrzucone w międzyczasie ubrania. Tarzają się po podłodze karczmy. Nagle z błogostanu wyrywa ich niski władczy głos:
Klamm: Frieda! Frieda!
Frieda początkowo, jakby siłą odruchu zrywa się i zaczyna porządkować ubranie, a jednak po chwili jakby zmieniając zdanie:
Frieda szeptem: Kochanie już nigdy do niego nie pójdę ... Jestem ze statystykiem! krzyczy
K: Coś ty zrobiła? Jesteśmy oboje skończeni.
Frieda: Nie kochany, to ja jestem skończona, ale w zamian zdobyłam ciebie...Nie martw się wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Kochany, spójrz nawet Artur się śmieje.
K: Jaki Artur?
Frieda: Artur, twój pomocnik, jest tu - zobacz sam. wskazuje za niego
K. spogląda na salę i rzeczywiście na jednym z krzeseł siedzi Artur, jego pomocnik, uśmiechając się.
Artur: No witam szefie.
K: Co ty tu robisz? Jak się tu w ogóle znalazłeś?
Artur: No jak? Siedzę sobie.
K: Wynoś się natychmiast! Porozmawiamy rano!
Artur: No, ale teraz jest rano.
Frieda wstaje podchodzi do okna, rozsuwa zasłony i rzeczywiście do izby wpada zwykłe dzienne światło. Potem otwiera drzwi przez które wsypują się do sali chłopi, a na końcu Olga.
Olga szlochając: Jak mogłeś mnie tak oszukać... Pójść z tą suką... A ja na ciebie czekałam...
W tym momencie pojawia się Frieda ubrana do podróży trzymając w dłoni niewielka walizkę.
Frieda: Jestem gotowa. Możemy stąd iść.
SCENA 12
Pokój K. w wiejskiej oberży. Jest ciasny i duszny. Wewnątrz dookoła łóżka tłoczą się zakłopotany K, oraz rozpakowująca rzeczy Frieda. Jest także Artur stara się jej pomagać, ale tak naprawdę robi tylko większe zamieszanie, przekłada rzeczy z miejsca na miejsce itp.
K: Arturze, idź już stąd. Na razie nie będę cię już potrzebował. Potem pójdziemy do wójta, dam ci znać jak będę wychodził. Artur wychodzi ze spuszczoną głową, z wyraźną niechęcią.
Frieda: Dlaczego tak go traktujesz? Przecież to wierny asystent.
K. z rezygnacją: Taaak...wierny.
Wchodzi żona oberżysty i zaczyna witać się serdecznie z Friedą, trzymając za ręce i tuląc do siebie. K. zdaje się wcale nie zauważać obecności oberżystki.
Oberżystka: Kochanie, moje kochanie...Mam ci tak wiele do powiedzenia. Odpocznij teraz, porozmawiamy później. Wychodzi z pokoju
K. rzuca się na łóżko, a Frieda pada koło niego. Zasypiają tak, przytuleni.
SCENA 13
K. budzi się rozespany, odgarniając gwałtownymi ruchami z twarzy prześcieradło które ktoś na nich zarzucił. Frieda budzi się także, przeciąga leniwie i zauważa siedzącą w kącie pokoju gospodynię.
Oberżystka: No wreszcie. Czekam już tak długo. Musimy porozmawiać, sami. Wyjdź Friedo, moje dziecko.
K: Ale dlaczego Frieda miałaby zaraz wyjść? Chcę żeby była przy całej rozmowie. Zresztą ja i ona nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. A tak w ogóle to czy nie mogłaby Pani przyjść trochę później? Mam pilna sprawę u wójta. Moglibyśmy się spotkać kiedy od niego wrócę.
Oberżystka: O co to, to nie proszę pana. Ta sprawa u wójta dotyczy pewnie pańskiego zatrudnienia – to może poczekać, natomiast mnie idzie o życie mojej ukochanej Friedy. Musimy porozmawiać tu i teraz. Jest Pan człowiekiem wykształconym, człowiekiem honoru. Trzeba teraz pomyśleć co dalej będzie z wami i o gwarancjach które musi jej Pan udzielić.
Frieda schodzi z łóżka i przyklęka przy gospodyni chwytając jednocześnie za rękę i przytulając głowę do jej kolan.
K: Tak , oczywiście – myślałem już o tym. Załatwię wszelkie formalności związane ze ślubem w odpowiednich urzędach. Co do mojego zakwaterowania i płacy to muszę jeszcze najpierw porozmawiać z Klammem.
Oberżystka: To jest oczywiście niemożliwe.
K: To jest absolutnie konieczne i - do Friedy- jeżeli ja tego nie sprawię to ty mi to musisz ułatwić.
Gospodyni: Pan jest jakiś dziwny. Jak może Pan myśleć że Klamm chciałby w ogóle z Panem rozmawiać?
K. zbity z tropu, do Friedy: A z tobą rozmawia?
Frieda: Nie. Nigdy. Zatem ani z tobą, ani ze mną. Możesz o tym zapomnieć. Do gospodyni: I widzi Pani...
K: Dlaczego to niemożliwe?
Gospodyni: Zaraz Panu wytłumaczę. Wszystko Panu wytłumaczę. Pan Klamm z Panem mówić nie będzie, co więcej Pan Klamm mówić z Panem nie może. Panie statystyku, kim Pan jest? No kim? Otóż ja Panu powiem kim Pan jest. Pan jest niczym. Mówiąc o Klammie, mówimy o wysokim rangą urzędniku, a Pan nie jest ani z zamku, ani ze wsi. Jest Pan człowiekiem ponadliczbowym, który zawadza i którego zamiary nie są bliżej znane. Jest Pan człowiekiem który uwiódł naszą kochana Friedę i któremu trzeba ją niestety oddać za żonę. Klamm miałby z Panem rozmawiać? Dziwię się jak mógł Pan w ogóle znieść sam widok Klamma, kiedy Frieda go Panu pokazała, czego też nie pochwalam. Proszę Pana, Klamm nie rozmawiał osobiście jeszcze z nikim ze wsi. Frieda poczytuje sobie to za dożywotni zaszczyt że kiedy była jego kochanką wołał ja po imieniu. Że ją w ten sposób przyzywał tego nie można z pewnością stwierdzić. Że do niego dobrowolnie szła to już jej sprawa bo któż może znać jego zamiary? Dlatego nigdy nie zrozumiem jak dziewczyna która dostąpiła zaszczytu bycia kochanką Klamma w ogóle dała się Panu dotknąć. Naprawdę przypomina Pan mojego męża, jest Pan równie dziecinny i uparty jak on. Jest Pan tutaj zaledwie kilka dni a już wydaje się Panu że wie Pan już wszystko o wszystkich. Na zakończenie powiem tylko Panu jedno. Jest Pan tu ignorantem i musi Pan... po prostu proszę zachować ostrożność, aby nie zaszkodzić Friedzie, która nad czym ubolewam będzie Pańską żoną.
Oberżystka wstaje i podchodzi do K. Chwyta go za ręce i spogląda błagalnie.
K: Proszę Pani, jeżeli tak jak Pani mówi rozmowa z Klammem jest dla mnie niemożliwa, to jej nie osiągnę. Igorantem z pewnością jestem, ale rzeczywistość bez wątpienia istnieje, co jest dla mnie osobiście smutne. Ma taką ogólną zaletę, że nieorientujący się w niej człowiek na więcej się odważa. Co za tym idzie udaje mu się także więcej osiągnąć. Dlatego chętnie zniosę jeszcze przez jakiś czas swoją ignorancję i jej niewątpliwie groźne skutki. Bo przecież dosięgną one ewentualnie wyłącznie mnie, i dlatego nie musi się Pani martwić o Friedę. Jeżeli nawet zniknąłbym całkiem z horyzontu, to zgodnie z Pani opinią byłoby to przecież dla Friedy wielkie szczęście. Zatem czego się Pani tak boi? Nie boi się Pani chyba Klamma, prawda?
Daje znak wzrokiem Arturowi by szedł za nim i wybiega z pokoju. Gospodyni patrzy jak zbiega a dół po schodach najpierw K. a potem Artur.
SCENA 14
K. wchodzi wraz z Arturem do słabo oświetlonej izby. Na łóżku leży starszy mężczyzna w okularach. Na widok K. próbuje się podnieść na łóżku z wysiłkiem, ale prawie natychmiast opada z powrotem z twarzą wykrzywioną bólem. Usiłując się uśmiechać wita gości:
Wójt: Ach, a więc to nasz Pan statystyk. Proszę, niech Pan siada. Proszę mi wyjawić swoje życzenia?
K: Chciałbym Panu przeczytać pewien list jeżeli Pan pozwoli. To list od Klamma:
Szanowny Panie!
Jak pan zapewne wie, został Pan przyjęty do pracy. Pana bezpośrednim przełożonym będzie wójt, który udzieli Panu wszelkich dalszych informacji na temat wynagrodzenia. Jemu też będzie Pan składał raporty o wynikach Pańskiej pracy. Będę mieć Pana na oku. Barnabas który doręczy Panu ten list, będzie od czasu do czasu pojawiał się by zapytać o Pańskie życzenia. Może Pan liczyć na moją pomoc – zależy mi by moi pracownicy byli zadowoleni.
Wójt: Proszę Pana, jak Pan się zapewne orientuje już wcześniej wiedziałem o Pana sprawie. To że może to wyglądać jakbym nic w tej sprawie nie zrobił jest spowodowane po pierwsze moją chorobą, po drugie tym że tak długo Pan do mnie nie przychodził. Mówiąc szczerze myślałem już że Pan zrezygnował. Teraz jednak gdy Pan już tu jest, obawiam się, że będę musiał Panu wyjawić całą nieprzyjemną prawdę. Został Pan jak Pan twierdzi zatrudniony jako statystyk, jednak my żadnego statystyka nie potrzebujemy. Liczba mieszkańców wioski jest znana. Wiemy też ile osób rodzi się i umiera każdego roku, dzięki zapisom w kościelnej księdze. Do czego nasza mała społeczność miałaby potrzebować statystyka?
K: No cóż...Bardzo mnie Pan zaskoczył. Inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Wydaje mi się jednak że zaszło jakieś nieporozumienie.
Wójt: Niestety nie. Jest tak jak mówię.
K: To niemożliwe! Nie po to jechałem taki kawał drogi by być teraz odesłanym z kwitkiem do domu!
Wójt: A...to już całkiem inna sprawa. Oczywiście mogło się zdarzyć że jedno z biur wydziałów zamku podjęło decyzję o której nie wiedziało inne. Oczywiście wszystko to tylko hipotezy, bo jak było naprawdę nie jesteśmy w stanie powiedzieć. W dodatku prawdopodobieństwo że coś takiego miało miejsce jest tak małe jak trafienie przez jedną osobę dwukrotnie szóstki w totolotka. Jeżeli bowiem zdarzy się jakaś pomyłka dotyczy ona sprawy tak błahej, że szkoda czasu na jej roztrząsanie. Nigdy natomiast nie spotkałem się z pomyłką w sprawie ważnej. Mogę Panu na pocieszenie tylko tyle powiedzieć, że pamiętam jak dawno, dawno temu wyszło rozporządzenie w którym kategorycznie oznajmiano, że należy zatrudnić statystyka, a gmina ma wszelkich szczegółów z tym związanych dopilnować. Mam je gdzieś na dnie szafy pochodzi ono bowiem z pierwszych lat mojego urzędowania. Wybaczy Pan, ale nie będę go teraz szukał. W każdym razie nie może ono w żadnym wypadku dotyczyć Pana bo wybaczy Pan, wchodził Pan wtedy jeszcze na stojąco pod szafę.
K: Czy nie mógłbym sam spróbować poszukać tego dokumentu?
Wójt: Nie mam przed Panem żadnych tajemnic, ale pozwolić grzebać samodzielnie w urzędowych papierach? Nieee, tego mi zrobić nie wolno.
W tym momencie do izby wchodzi zziębnięty Artur.
Artur: Straszny mróz na zewnątrz.
Wójt: Kto to?
K: Mój pomocnik. Nie wiem gdzie mu kazać czekać, na dworze za zimno, a tu by tylko przeszkadzał.
Wójt: Niech Pan pozwoli mu zostać zresztą jak widzę to Artur, mój stary znajomy. Mnie nie przeszkadza.
K: Ale mnie przeszkadza.
Wójt: Więc pomocnik Panu przeszkadza, choć to przecież Pański pomocnik.
K: Nie, ale dopiero co się przyplątał.
Wójt: Przyplątał mówi Pan, a może jednak ktoś go do Pana przysłał. Może jednak nie jest to czysty przypadek jak się Panu daje.
K: Niech będzie że ktoś mi go przydzielił. Muszę jednak powiedzieć, że zrobił to całkiem bez namysłu.
Wójt: Bez namysłu nic się tutaj nie dzieje. Podciąga się na łóżku.
K: Nic? A moje zatrudnienie tutaj?
Wójt: Pana powołanie było głęboko przemyślane, a tylko względy poboczne tak je zagmatwały czego dowiodę wkrótce odnajdując odpowiedni dokument.
K: Odnajdując dokument? Śmiejąc się. Jaki dokument? Przecież Pan go nie znajdzie?
Wójt: A jeśli nawet. Tak to Pana bawi?
K: Nie, wcale mnie nie bawi. Rozumiem że zaszło jakieś straszne nieporozumienie którego padłem ofiarą. Proszę uwierzyć ze potrafię się jednak przed tym obronić.
Wójt: A jak Pan zamierza to zrobić?
K: Tego nie mogę zdradzić.
Wójt: Nie chcę być natrętnym. Proszę wziąć pod uwagę że ma Pan we mnie, nie chcę powiedzieć przyjaciela, ale do pewnego stopnia wspólnika. Jedynie nie mogę dopuścić by został Pan przyjęty na stanowisko statystyka. Poza tym może Pan liczyć na moją pomoc.
K: Ciągle Pan mówi o tym że mam być przyjęty. Ja JUŻ jestem przyjęty czego dowodem jest ten oto list – list Klamma.
Wójt: List Klamma – zapewne bardzo cenny i wzbudzający szacunek. Wydaje mi się jednak że jest to list prywatny, nie służbowy, a to za sprawą jego poufałego tonu. Oczywiście prywatny list Klamma znaczy więcej niż pismo urzędowe, ale nie posiada znaczenia jakie mu Pan przypisuje. Widzi Pan nie miał Pan jeszcze prawdziwego kontaktu z tutejszymi urzędami. Wszystkie te kontakty są tylko pozorne, Pan jednak w swojej nieświadomości uważa je za rzeczywiste.
K: Zatem jedno jest tylko pewne, że wszystko jest niejasne , nawet kwestia mojego stąd wyrzucenia.
Wójt: A kto tu mówi o wyrzuceniu, Panie statystyku. Właśnie ta niejasność zapewnia Panu dobre traktowanie. Oczywiście nikt tu Pana nie zatrzymuje, ale nie jest to równoznaczne z wyrzuceniem.
K: A jednak są takie sprawy które mnie tu zatrzymują:
Ofiary które musiałem ponieść opuszczając dom, długa i męcząca podróż, utrata nadziei, niemożność znalezienia jakiejkolwiek innej pracy w rodzinnych stronach i w końcu sprawa mojej narzeczonej która stąd pochodzi.
Wójt: Frieda? Wiem, wiem...Ale ona poszła by wszędzie za Panem. Co do reszty to wierzę zamek wcześniej czy później to Panu wynagrodzi.
K: Nie chcę żadnej łaski od zamku, a jedynie to co mi się należy.
Wójt zaczyna wić się z bólu. Mamrocze: Chyba będziemy musieli już się pożegnać. Znowu atak. Pan wybaczy...
K: Żegnam. Wybiega z pokoju.
SCENA 15
Przed oberżą czeka na K. młody barman. Kręci się niecierpliwie stając na drodze K. który próbuje dostać się do środka.
K: Witam. O co chodzi?
Barman: Czy masz już nowe mieszkanie?
K: Twoja żona kazała ci zapytać?
Barman: Nie, nie kazała mi. Ale jest bardzo zmartwiona tym wszystkim że nie może pracować. Jest chora i leży teraz w łóżku. Czy mógłbyś z nią porozmawiać?
K: Pozwolisz, że zrobię to później.
SCENA 16
K. wchodzi do swojego pokoju. Przy stole siedzą Frieda i nauczyciel. Frieda całuje go na powitanie, nauczyciel skłonił się lekko.
Nauczyciel: Panie statystyku, to Pan jest tym obcym przybyszem z którym rozmawiałem kilka dni temu?
K: Tak, to ja.
Frieda wychodzi z pokoju.
Nauczyciel: Przychodzę z polecenia wójta. Z tego co wiem nieuprzejmie się Pan wobec niego zachował.
K: Nic o tym nie wiem, ale miałem inne sprawy na głowie niż martwić się o maniery, kiedy zagrożona była z powodu waszej biurokracji nasza egzystencja.
Nauczyciel: Na jego polecenie spisałem krótki protokół dotyczący waszej rozmowy i wynika z niego że nie odnosił się Pan do niego z należytym szacunkiem?
K: Protokół? Spisany bez mojej obecności i po fakcie?
Nauczyciel: Tak, ale to tylko protokół na wpół służbowy bo wasza rozmowa nie była rozmową służbową. Ale nie to jest celem mojej wizyty. Przychodzę by Pana poinformować, że z nieznanego mi powodu Pan wójt okazał Panu swoją dobroć. Mianowicie do czasu rozstrzygnięcia Pańskiej sprawy zaproponował Panu stanowisko woźnego w naszej szkole.
K: Niepotrzebnie się Pan fatygował, bo posady woźnego nie przyjmę.
Nauczyciel: Zatem Pan odmawia? Doskonale, nawet lepiej. Wychodzi.
Do pokoju wpada Frieda z pełnym nadziei, pytającym wyrazem twarzy.
K: Odmówiłem!
Frieda: Co?!
Wybiega z pokoju i goni nauczyciela. Po chwili wraca wlokąc go za sobą. Zostawia go w pokoju i bierze na K. stronę. Szepcze coś do niego w pośpiechu wyraźnie zdenerwowana. Całuje K. i patrzy na niego prosząco. Podchodzą do nauczyciela.
Frieda: Zgadzamy się.
Nauczyciel: Przykro mi już za późno.
Frieda: Ale my się na wszystko zgodzimy... Proszę...
Nauczyciel: Posada została zaproponowana Panu statystykowi więc on musi się wypowiedzieć.
K: Tak.
Nauczyciel: Zostaje Pan zatem przyjęty na miesięczny okres próbny na stanowisku woźnego w szkole. Od tego momentu będę Pana przełożonym. Do Pana obowiązków będzie należało codziennie ogrzać obie klasy, odgarnąć śnieg ze ścieżki oraz dokonywać drobnych remontów w klasach i sali gimnastycznej. Za to będzie miał Pan prawo zamieszkać w jednej ze szkolnych klas, pod warunkiem że nie będzie się w niej akurat odbywała lekcja. Będzie Pan też otrzymywał wyżywienie tutaj w oberży na koszt gminy.
Odpowiednią umowę podpiszemy niezwłocznie po Pana wprowadzeniu się do szkoły. Kiedy zatem zamierzacie się przeprowadzić?
Frieda: Dzisiaj.
Nauczyciel: W porządku. Jutro rano przyjdę na inspekcję. Wychodzi.
K: Friedo, i ja będę teraz musiał wyjść, sprawdzę czy Barnabas nie ma jakiś nowych wiadomości dla nas.
SCENA 17
Wieje wiatr. K. wychodzi w mroźną noc, uchodzi kilka kroków i zatrzymuje się bo w oddali widzi majaczącą postać która zbliża się w jego kierunku. Właściwie były to dwie postacie, Artur oraz Barnabas, na którego widok K. bardzo się ucieszył.
K: Witaj Barnabasie! Czy masz coś dla mnie?
Barnabas: Tak, przynoszę list od Klamma.
K: List od Klamma! Daj go! Arturze masz latarkę i poświeć mi!
Do Pana statystyka.
Badania jakich Pan do tej pory dokonał są godne pochwały jak i praca Pańskiego pomocnika. Naprawdę potrafi Pan motywować ludzi. Niech Pan tak trzyma! Niech Pan doprowadzi poleconą Panu pracę do końca bo jakiekolwiek opóźnienie bardzo by mnie zmartwiło. Niech Pan będzie spokojny o swoje wynagrodzenie, ta sprawa wkrótce będzie załatwiona. Nie spuszczam Pana z oka.
Artur: Taaaak! Cieszy się i skacze.
K: Zaczekaj...To jakieś nieporozumienie, poza tym ten list jest napisany moim charakterem pisma. To pomyłka. Żadnych badań nie przeprowadziłem, a co wart jest Artur sam widzisz Barnabasie. Badań których nie rozpocząłem nie mogę oczywiście przerwać.
Barnabas: Ja to załatwię.
K: Barnabasie, czy mógłbyś? Teraz zaufany posłaniec jest mi potrzebny bardziej niż kiedykolwiek.
Barnabas: Oczywiście, załatwię tą sprawę. Tak samo jak tą którą dał mi Pan do załatwienia poprzednio.
K: Co?! Nie załatwiłeś jeszcze tamtego? Nie byłeś następnego dnia na zamku?
Barnabas: Nie...Musiałem pomagać ojcu. Ale w najbliższym czasie pójdę tam.
K: Co ty robisz niesamowity człowieku?! Kogo obchodzi że musisz pomóc ojcu?! Do kurwy nędzy nie zaniósł listu.
Barnabas: Proszę się nie gniewać. Ojciec mój jst już starszym człowiekiem, musiałem mu pomóc.
K: Dobrze...Nie gniewam się na ciebie...Jeżeli dam ci teraz zlecenie to czy wykonasz je jutro rano?
Barnabas: Tak, obiecuję. Zawsze wszystko robię najlepiej jak umiem.
K: Jest bardzo krótkie. Statystyk prosi o osobiste spotkanie z Klammem. Z góry zgadza się na wszystkie warunki jakie on narzuci. Informuje też że żadnych badań nie wykonał, gdyż wójt stwierdził że nie są potrzebne. Z rozpaczliwym wstydem statystyk przeczytał ostatni list i tylko osobiste spotkanie może tu pomóc. Z niecierpliwością oczekuje decyzji Pana Klamma w swojej sprawie. Teraz powtórz.
Barnabas: Statystyk prosi o osobiste spotkanie z Klammem. Z góry zgadza się na wszystkie warunki jakie on narzuci. Informuje też że żadnych badań nie wykonał, gdyż wójt stwierdził że nie są potrzebne. Z rozpaczliwym wstydem statystyk przeczytał ostatni list i tylko osobiste spotkanie może tu pomóc. Z niecierpliwością oczekuje decyzji Pana Klamma w swojej sprawie.
K: Masz nadzwyczajną pamięć. Nie będę pisał listu. Teraz okaż się też nadzwyczajny pod innymi względami.
Wymieniają uścisk dłoni i rozchodzą się w mroku.
SCENA 18
Frieda rozkłada na łóżku prześcieradło. Obok na białym obrusie stoi dzbanek, kilka talerzy. K. wstaje z krzesła i kładzie się na nim ciężko i zasypia. Noga Artura siedzącego na krześle, tyłem do łóżka skacze nerwowo.
SCENA SNU K.
ANIMACJA
SCENA 19
K. budzi się zlany potem. Orientuje się że wszystko co widział było jedynie sennym majakiem. Uspokaja oddech, powoli wstaje z łóżka. Friedy w nim nie ma. Za oknem poranna szarówka. Podchodzi do lustra, przemywa woda twarz. Potem idzie do toalety i zaczyna sikać. K. budzi się zlany potem. Orientuje się że wszystko co widział było jedynie sennym majakiem.
______________________KONIEC___________________________
|