zapiski_z_ostatniego_wagonu // odwiedzony 11097 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (38 sztuk)
18:51 / 21.09.2010
link
komentarz (0)
* 2010-08-29 | (18:25) Warszawa Centralna - Sosnowiec Główny (20:45) | InterCity *

Słońce powoli opada ku zachodowi. Kobieta trzyma dłoń na nazbyt wydętym brzuchu. Delikatnie przesuwa ją w górę i w dół. Jest w ciąży. Czyta książkę pt. Intruz. W przedziale jesteśmy tylko we dwoje (troje? czworo?... nie wiem ile dzieci urodzi). Ma podręczną walizkę typu neseser, średniej wielkości torbę podróżną i reklamówkę firmy Smyk wypchaną po sam szczyt. Nie wiem czy ktoś ją odprowadził. Czekała tu na mnie, w wagonie 8., miejsce 95.
Siedzimy przy oknie. Po jej stronie, na półce stoi mała woda mineralna - smakowa, pomarańczowa. Kobieta szuka czegoś w swojej czarnej torebce, otwiera wieczko jakiś pastylek. To gumy, zielone Orbit. Jeszcze przez chwilę w powietrzu unosi się ich zapach. Mentol delikatnie muska mnie po nosie. Na ten ułamek sekundy powietrze staje się jakby czystsze, świeższe.
Siedzę przodem do kierunku jazdy. Słońce błyska mi w oczy, przedziera się przez samotne drzewa, rzednące zabudowania. Pan w pomarańczowej koszulce polo zapytał się co chcemy. Obydwoje wybraliśmy herbatę. Nadal trącam ją mieszadełkiem. Pisząc obserwuję jak jej tafla odbija się ścianek kubka, drga, chce w nim zostać, walczy ze zmiennym przyspieszeniem, z bezwładnością. Dolewam cytryny. Opakowanie otwieram mieszadełkiem, przecinam je. Później wlewam i dokładnie wypłukuję. Wyjątkowo słodzę. Mieszam tylko dwa razy. Wyciągam torebkę, a całość przykrywam wieczkiem. Lubię te ich małe serwetki. Odkładam ją na bok. Ciasteczko zostawiam na później. Jest 18:46. Wyjechałem bez opóźnienia 21 minut temu. Oczko.
***

Lekko zamglone łąki, słońce ukryte za horyzontem, kobieta spoglądająca za okno. Mgła nie jest duża. Jak mleczna rzeka delikatnie unosi się nad ziemią. Może się wydawać, że to tylko smuga na okularach, że wystarczy mały podmuch, przetarcie zaparowanych szkieł by wszystko rozpłynęło się odkrywając ukryty świat. Niedomknięte drzwi lekko wybijają swój rytm, rytm drgającej w butelce wody, rytm jazdy. Świat za oknem (szybą) wydaje się tak punktowo zurbanizowany. Gdzieś, na peronie obok, stoją zapomniane wagony, gdzie indziej, ledwie chwilę później, mężczyzna w niebieskim palcie jedzie na rowerze. Powolne ruchy rozpędzają go polną drogą. Torowisko, ten wyrwany naturze trakt wciąż musi z nią walczyć. Poprzycinane mniej i bardziej drzewa. Trawa wykoszona na szerokości metra, może dwóch i ta przebijająca się przez stos kamieni sypanych pewnie jeszcze przez wojsko, może w społecznym czynie. Kobieta patrzy za okno. Widzi opuszczone drogi z przerdzewiałymi znakami, widzi samotne słupy elektryfikujące jakąś wieś gdzieś daleko stąd, widzi pola i lasy i ten wydarty naturze pas. Zmrok coraz głośniej puka przez okno. Jest 19:53.
***

Kobieta w ciąży je kanapkę z WARSu. Podgrzewana, z dostawą na miejsce. Jej zapach unosi się po przedziale. To chyba tuńczyk.
***

Gwiazdy jeszcze nie przebijają się przez granatowe już niebo. Światła latarni coraz śmielej błyskają nam na zewnątrz. Jak znudzone podróżą dzieci machające wszystkim w koło. Już blisko. Za chwilę będziemy. Jest 20:33.