Nawigacja: wszystkie notki ostatnie 20 ostatni miesiąc 

2005.01.23 03:47:05 link

To byl straszny tydzien - zaczal sie dla mnie tak na powaznie we wtorek o godzinie 8.30 a skonczyl w piatek okolo 17.00

Srodowa noc w calosci spedzilem nad poprawkim do pracy przejsciowej. W czwartek mialem zamiar wstac o godzinie 10.00 ale nie dalem rady i w efekcie wstalem okolo 12.00. W tym samym mniej wiecej czasie pojawily sie telefony z CRSu, ze cos tam padlo. Niestety nie dalem rady pojechac do CRSu od razu bo musialem isc do profesora oddac prace przejsciowa. Pojawilem sie na uczelni kolo 14.00, wypalilem prace na plycie cd, wydrukowalem, zabindowalem :) Na wydziale od razu sie lekko zdolowalem bo okazalo sie, ze nie zaliczylem kolosa z globalizacji, ktorego pisalem tydzien temu. Pozniej czekalem dosc dlugo na profesora, ale w koncu mnie przyjal. W trakcie czekania oczywiscie zadzwonili kilkakrotnie z CRSu :/ Profesor ocenil moja prace przejsciowa na 5 (bdb) wiec jestem bardzo zadowolony. Po wyjsciu z gabinetu profesora od razu pojechalem do CRSu, tu dosc szybko poradzilem sobie z problelem padnietego routera. Ktos z firmy pojechal do sklepu i kupil nowy router bo myslalem, wczesniej ze to wlasnie tu jest wina. W firmie bylo jakies przepiecie, wiele kompow sie zresetowalo, czesc sie nie zresetowalo bo zadzialal ups. Widac jakis impuls spowodowal reset routera i tym samym jego ustawien. Po ustawieniu wszystkiego wzialem router i pojechalem go oddac do sklepu ale okazalo sie, ze zapomnialem instrukcji routera i facet w sklepie nie przyjal mi sprzetu spowrotem :(

W piatek mialem jechac do pracy ale planowalem wizyte w CRSie kolo 12.00 okazalo sie niestety, ze w czwartek nie ustawilem wszystkiego tak jak nalezy i po kilku podbudkach w godzinach 8.30 - 10.00 bylem zmuszony byc w firmie do godziny 11.00. Pojechalem wiec i zostalem w pracy az do godziny 17.00. Po pracy pojechalem oddac sprzet i wrocilem do domu. Kimnalem sie jakies 1.5h i potem przyszla Magda. Wyplismy piwko i zobaczylismy film Przyjaciel Gangstera.
Sniegu napadalo niezle wiec odprowadzalem Magde do domu chodnikami pokrytymi sniegiem, Zbirek byl caly bialy ;) Dziwne w tym to, ze jak odprowadzalem Magde do domu dwa tygodnie wczesniej to byl iscie wiosenny klimat.

W sobote wstalem pozno bo okolo godziny 16.00 wiec wyspalem sie za caly tydzien. Najpierw pojechalem do kolezanki moje mamy by naprawic jej kompa niestety niezbyt wiele zdzialalem bo niechodzacy cd-rom to raczej male pole manewru. Okolo 21.30 pojawilem sie u Magdy, pojechalismy do apteki bo cos Magdy ojciec ciezko chory na jakas dziwna wersje grypy :(

Teraz spedzam czas na klikaniu na fotka.pl bo na akceptacje oczekuje okolo 2500 zdjec :/

Dzis musze napisac list motywacyjny. Znalazlem w czwartkowych Nowinach Gliwickich ciekawe ogloszenie, juz dzwonilem, porozmawialem troszke, wysle CV oraz list motywacyjny i bede czekal na odpowiedz. Mam nadzieje, ze bedzie dobrze, znowu bedzie kasa, tylko cos sie dzis tak zastanawiam po co ta kasa?

Czemu to jest tak, ze tak ciezko osiagnac mi cel, ze tak ciezko jest spelnic mi swoje marzenia (nie mam na mysli tutaj tych marzen materialnych). Nie wiem czy jakies fatum mnie przesladuje czy cos ale mam juz troche po dziurki w nosie tej calej sytuacji. Chyba szukam takiego idealnego, perfekcyjnego polaczenia ale nie wiem czemu mam dziwne przeswiadczenie, ze takiego polaczenia nie znajde nigdy. Jesli juz widze jakies promienie na horyzoncie to jednak okazuje sie, ze chmury szybko przykrywaja te promyki. Jesli niczego natomiast nie szukam to pala mnie doglebnie jakies dziwne promienie sloneczne.
Ciekawe ile jeszcze bede mial energii i checi na szukanie czegos. A moze nie warto szukac? Czasami slysze powiedzenie, ze co ma byc to bedzie. No niby tak, ale obecnie mam dosc pesymistyczne wizje tego co sie zapowiada... jednym slowem dzis sobie uswiadomilem, ze ciagle mam jakies zonki...