Nawigacja: wszystkie notki ostatnie 20 ostatni miesiąc 

2005.09.19 00:24:24 link

I minal sobie kolejny weekend. Strasznie szybko mi ten czas leci, a jakos rozrywki ostatnio mam tylko i wylacznie w weekendy. W piatek nic nie robilem po pracy, bo pogoda byla jakas taka paskudna i zbytnio nie zachecala do czegokolwiek. W piatek mielismy w fabryce SOP Zafiry, przyjechali jacys oficjele i generalnie wszyscy latali jak z pieprzem. Nas na oficjalne SOP nie zaproszono, ale co tam.

W sobote rano przyjechal Toluk, podskoczylismy po Magde, a nastepnie pojechalismy do portu i zalapalismy sie na rejs statkiem po kanale gliwickim, potem odwiedzilismy koscil sw. Bartlomieja ale niestety nie udalo sie nam wejsc zbyt wysoko na wieze. Szkoda ale i tak conieco zobaczylismy, potem pojechalismy do kosciola sw. Antoniego, tutaj wieza byla dostepna. Zwiedzalem ja po raz drugi ale widoki byly super. Po sw. Antonim naszedl czas na kateder sw. Piotra i Pawla, tutaj na wieze nie weszlismy z powodu zbyt dlugiej kolejki oczekujacych. Udalismy sie wiec przed Zameczek Piastowski, byly pokazy rycerzy, Maciek (synek Toluka) lepil cos z gliny, w niedziele mieli owe wyroby wypalac ale cos mi sie wydaje, ze jednak nie doszlo do tego. Po lepieniu gliny i zobaczeniu walk rycerzy pojechalismy na pizze i dlugo sie zasiedzielismy z tego powodu, ze 7 letni synek Toluka na sile zjadl dwie male pizze, przy czym gdy ja zjem jedna to mam juz dosc ;)

W niedziele zwiedzilismy 3 LO. W sumie tak troche nic ciekawego, gdyby moze chodzil do tego LO to jakos lepiej by bylo, a tak bylo tak jakos nijako. Po wizycie w 3 LO pojechalismy na cmentarz Centralny, tutaj nie moglismy sie naczekac na przewodnika wiec zdecydowalismy z Magda i z Tolukiem by podjechac nieopodal do opuszczonego i zapomnianego parku Szwajcaria. Tam troche pozwiedzalismy i w koncu wrocilismy na Centralny. Przewodnik byl sredni, bo to byl poprostu wolonatiusz z wiedza ulotkowa. Spodziewalem sie czegos wiecej no ale coz, niedosyt informacji zaspokoila pewna starsza pani, ktora opowiadala duzo roznych ciekawych rzeczy. Reszte niedzieli spedzilem odpowiednio w wyrku na drzemce, na spacerach z psem, przed kompem i przed TV. Generalnie jak zawsze tak i dzis mowilem, ze nie lubie niedziel.

Jutro poniedzialek wiec znowu praca, w sumie fajnie, a z drugiej strony jakos tak dziwnie. Czuje sie troche przybity/dobity. Nie dlatego, ze pracy nie lubie, albo ze mam juz dosc, nie nie nic z tych rzeczy, poprostu tak jakos dziwnie sie czuje ostatnio. Stoje w miejscu, nie ide do przodu, a patrzac w przyszlosc wydaje mi sie, ze chyba za niedlugo zaczne sie cofac co nie jest zbyt optymistyczne. Nie wiem sam dlaczego tak jest.

Mielismy planowac Sylwestra, ale cos mi sie wydaje, ze znowu na planowaniu sie zakonczy. I znowu bede skazany na jakis "sukces", niczym Jozefowicz. Z jednej strony chcialbym pojechac gdzies ze znajomymi, ale pewnie znajomi nie do konca beda wiedziec czy chca jechac, beda problemy, niejasnosci i grymaszenie wiec ciezko to widze. Z drugiej strony pojechalbym gdzies moze na narty, moze do Austrii albo do Wloch, no ale oczywiscie Magda nie dysponuje funduszami wiec pewnie nic z tego, no a samego mnie oczywiscie nie pusci w ramach programu "ogrodnik". Wiec pewnie bedzie tak, ze tam gdzie chce jechac to jechac mogl z takich a nie innych powodow nie bede, znajomi pewnie beda robic problemy wiec skonczy sie na tym, ze 30.XII nie bede mial planow sylwestrowych i zalapie sie na jakas impreze z tak zwanej koniecznosci, ktora oczywiscie bedzie srednia. Taka jest oto moja optymistyczna wizja Sylwestra po doswiadczeniach zeszlorocznych. A do Sylwestra coraz to blizej i za chwile bedziemy mieli polowe listopada bo to szybko minie, a wtedy o jakims wolnych kwaterach w ciekawym miejscu bedzie juz mozna zapomniec.

Nie mam kasy w portfelu :) Co za tym idzie czeka mnie wizyta w bankomacie, przydaloby sie tez pojsc do fryzjera, bo patrzac w lustro stwierdzilem, ze wygladam malo korzystnie. Zreszta wizyta u fryzjera tez tego nie zmieni, no ale moze w minimalnym stopniu bede czul sie nieco lepiej.

W sobote dzwonil moj ojciec. Przypomnialo mu sie o mnie, z jednej strony to chyba dobrze, a z drugiej sam nie wiem co o tym telefonie mam myslec. Zaluje znowu, ze nie mam jakiegos takiego normalnego ojca.

Z rozwazan: wiem, ze sam nie dam rady, a pomocy z nikad. A deklaracje, ze bedzie dobrze jakos na mnie nie dzialaja gdy patrze na terazniejszosc. Chyba ardziej powinienem patrzyc na siebie, a nie na innych. Moze to brzmi egoistycznie ale chcac ruszyc z miejsca cos musze zrobic, a najlepiej jak to mowia zaczac od siebie wiec chyba zaczne...