Wpis który komentujesz: | Cudowny dzień [cześć... popołudniowa] Ze swych wojażów po kolejnych miejscach zatrudnienia, wyniosłem jedną taką rzecz, którą postanowiłem sobie wpoić: kończyc to co się zaczyna (nie bacząc na to jak się to robi,0). Tak więc, z rezerwą nie mniejszą niż do zasadniczej służby wojskowej, postanowiłem dokończyć sprawy serwisów dwóch komputerów. Oba przypadki klasyfikowały się pod jedno - zupełny brak wyobraźni i intelektu ich właścicieli-użytkowników. Dzień przed przyjęciem tych maszyn na serwis, spędziłem średnio godzinę rozmawiając przez telefon z ich właścicielami. "Proszę zrobić to i to..." "Panie zrobiłem i nie działa" "Na pewno Pan/Pani tak zrobił/-a ?" "Tak, chyba... no mówie że nie działa!" "Zacznijmy od początku..." "Mówie że zrobiłem/-am tak i nic!" "Na pewno?" "Chyba tak! Przywiozę panu i się pan sam przekona!" Po czym następywała fala potocznie zwanego opierdolu, że jaki to komputer im sprzedaliśmy etc etc... Po przywiezieniu komputera, okazywało się, iż pomimo próśb i nalegań, żadna z rzeczy które radziłem nie została wykonana... Czas więc przyszedł na wykonanie telefonu do właścicieli. Telefon numer jeden: - Dzień dobry. Paweł z serwisu komputerowego się kłania... - No dobrze że pan dzwoni, bo już miałem się upomnieć. Jak tam, naprawiliście? - Ja właśnie w tej sprawie; mam dwie wiadomości: dobrą i złą, od której zacząć? - ? [chwila zastanowienia] o co chodzi? od dobrej? - Więc tak: dobra brzmi komputer został naprawiony, druga, zła, brzmi JEST PAN IDIOTĄ. Zapraszam po odbiór, dziękuję i do zobacznia! - po czym pieprznąłem słuchawką... W tej samej chwili usłyszałem jak na sklep wchodzi jakiś klient... Był to informatyk z prawdziwego zdarzenia. Człowiek z wykształceniem nabytym w czasach gdy komputer zajmował średniej wielkości salę gimnastyczną, a programy pisało się w najlepszym razie na kartce. Ów prześmieszna istota poszukiwała najzwyklejszych w świecie kołków plastikowych, do mocowania płyty głównej w obudowie komputera. Tak wieć z należytym majestatem, przypisanym ludziom z tego typu teoretycznym wykształceniem, ów informatyk zapytał: "Dzień dobry, poszukuję pewnej rzeczy..." Szef, akurat zajęty, jak to on, lataniem po stronach o tematyce luźno związanej terminem PORNO, zawołał mnie. Czemu nie, wyszedłem do niego. - W czym mogę pomoć? - Dzień dobry, poszukuję trzpieńków plastikowych do płyty głównej... - W sensie kołków? - Nie, trzpieńków... - Kołków? - i tu pokazuje mu kilka w ręku... - Nie, trzpieńków... - Kołków, takich do mocowania płyty głównej - na bezczela tłumaczę jak dziecku, wskazując palcem i mówiąc baaardzo wolno - Nie trzpieńków! - uparty matoł... - ... A to nie mamy psze pana... Do widzenia. Trudno w to uwierzyć, ale pacjent wyszedł... Ja zresztą też. Olałem przy okazji szefa, który najwyraźniej próbował zmrozić mnie zwrokiem, jednak zdziwienie skutecznie mu to uniemożliwiało. W efekcie mina, jaką przyjął, mówiła raczej "koorwa, narobiłem w pampersa..." |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
lazeg | 2003.06.11 09:40:02 ktos jeszcze, poza TMQ ? :) krashan | 2003.06.11 09:37:42 Standard. Ja co prawda komputery serwisuję tylko znajomym z doskoku, ale nie takie rzeczy się zdarzają... A co studenci potrafią wynaleźć na laboratoriach... O mam pomysł, będę na swoim nlogu umieszczał co celniejsze cytaty ze sprawozdań ;-). A tak jeszcze prywatnie trochę - Lazeg, mamy jak się okazuje wspólnych znajomych i to z tak zwanego "real life" :-). ndw | 2003.06.10 23:04:29 a moze to byly trzpienki? lemur | 2003.06.10 22:47:51 Ale z was kołki. Przecież chodziło o słupki !!! brown_eyes | 2003.06.10 22:36:45 Buhahhaa ;) |