Wpis który komentujesz: | Lee dzieciństwo spędził w małym, zapomnianym przez ludzi raju. Bujnym i zielonym, pełnym egzotycznych krzewów i pomnikowych drzew. Kiedy Lee przebywał w tym czarodziejskim zakątku, czuł się doskonale zjednoczony z boskim absolutem i przez to niezmiernie szczęśliwy. Raj ów znajdował się na rzecznej wysepce o brzegach szczelnie zakrzaczonych czeremchą, wiecznie zielonym bluszczem i rododendronami, które u zarania lata niezawodnie eksplodowały obfitością kolorowych kwiatów. Wysepka, choć miniaturowa mieściła w sobie uroczy stawek wypełniony soczystym sitowiem, kaczeńcami i tatarakiem. Lee jakby to było dziś pamięta, że z głębi uroczego bajorka wciąż dobiegały radosne pluski ryb, albo kumkanie żab. Ale najcudowniejsze było, to że w obrębie owego oczka znajdowały się trzy miniaturowe wysepki. Jedna z nich - słoneczna, zwana była wyspą siedmiu palm, prawdopodobnie z powodu siedmiu zwiewnych cyprysów wyrastających z jednego korzenia dokładnie w jej środku. Druga - dostojną, ochrzczono wyspą japońskich sosen. Trzecia wiecznie tonąca w mroku omszonych daglezji, zwana była Cisową. Na wyspie japońskich sosen Lee oraz pozostali członkowie plemienia Hag mieli zwyczaj palenia ogniska i wymyślania legend o swoim ukochanym światku. Wszystko miało już tak być na zawsze. Harmonia przyrody miała zachwycać i dawać schronienie kolejnym pokoleniom plemienia Hag. Jedynych prawowitych panów tego zakątka. Ale stało się inaczej. Pewnego dnia na obszar owego raju wtargnęły hordy czynowników. Wygrabiły płożący się bluszcz, odkrzaczyły brzegi, piłami motorowymi przetrzebiły najwartościowszy starodrzew, wycięły szerokie aleje z gąszczu bezcennych rododendronów. Całe to zamieszanie spadło na małego Lee i jego przyjaciół jak grom. Wydawało się wówczas zupełnie irracjonalne i niesprawiedliwe. Dziś Lee wie, że sprawcy zagłady najpiękniejszego zakątka jaki znał, mieli zasady w które głęboko wierzyli, zgodnie z którymi przekształcali świat i przystosowywali go do własnych potrzeb, że prawdopodobnie wierzyli w te same prawidła w które też wierzył Lee. Co z tego kiedy w imię tych zasad, naturalna harmonia i boskie piękno zastąpione zostały z ludzka, geometrycznym reżymem ujętym w betonowe gorsety? |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
lee | 2005.09.25 19:39:42 farma ale żony :) karo_lain | 2005.09.25 19:07:43 ale farmazony. lee | 2005.09.24 20:26:02 Od Twojego urodzenie epi | 2005.09.24 00:39:59 od Twojego urodzenia czy od JEJ urodzenia:> lee | 2005.09.23 19:30:43 od urodzenia:) epi | 2005.09.23 18:25:09 starzejesz się lee | 2005.09.23 11:22:21 Nie wiem czy była to Ameryka czy Wenus? Może to był Mars? Nie ważne. Ważne, że było mi dobrze na tamtej planecie, że czułem tam harmonię i jedność z absolutem. Wszystkim było tam dobrze którzy potrafili kochać tę planetę. Dziś najgorsza jest dla mnie świadomość że ta rajska kraina została zniszczona bezpowrotnie, a nikt na tym niczego nie skorzystał. kjuik | 2005.09.23 09:11:55 "Postep" to rowniez niszczenie, zabijanie natury, zmienianie otoczenia..Lysiak juz o tym mowilam, wiec nie bede marudzic wiecej:) A swoja droga przypomniales mi czasy, gdy mieszkalam w gorach.. nad potoczkiem, bawiac sie wsrod lasow..:) karo_lain | 2005.09.23 08:35:48 mieszkałes w Ameryce Pd? |