Wpis który komentujesz: | Minął rok... "Oh, dear dad, can you see me now I am myself, like you somehow I'll ride the wave where it takes me I'll hold the pain...Release me..." Wrażenie jakby to dopiero dzisiaj zaczęła się żałoba, nie kończyła. I to wrażenie: "wraz nic nie jest kurwa o.k." Gdyby wszystko to było filmem, w scenie właśnie odtwarzanej bohater jechałby nocą przez miasto samochodem, jechał nie ważne gdzie - byle przed siebie. W następnym ujęciu leżałby na masce swojego pojazdu, zaparkowanego na jakiejś skarpie. Wszystko to przerywane migawkami z reminescencjami, a w tle bluesowo-jazzowy podkład muzyczny. Ot istne katharsis bohatera, niezależenie od długości czasu mierzonego w świecie fikcyjnym; w finale wymóg happy-end'u sprawiłby że bohater doświadcza życiowego zwrotu, jest w stanie uporać się z tym, co go dręczy, wygrywa walkę z myślami - po prostu wszystko się zmienia. Rzeczywistość jednak banalna, sprowadza się do jakże bulwarowego powiedzenia - "życie - to nie jest film...". Nadal nie potrafię pogodzić się ze śmiercią ojca, chociaż umiem sobie z nią poradzić. Nadal nie potrafię pogodzić się z tym, że był jedyną bliską mi osobą, i od roku go nie ma. Muszę sobie radzić z tym, że w kluczowych momentach zawsze jestem sam, zdany na siebie. Stąd to wrażenie: "wraz nic nie jest kurwa o.k.", wrażenie niemal namacalne. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
eia | 2007.02.12 21:31:21 Jestes sam i nic kurwa nie jest ok Pozniej nadal bedziesz sam, a reszta juz bedzie ok ndw | 2006.11.26 18:09:14 tak chyba będzie już zawsze.tak słyszałam. a friend | 2006.11.25 23:34:56 Pamiętaj, nie jesteś sam, masz przyjaciół... masz nas! |