Wpis który komentujesz: | PROLOG Potrzebuje ochlonac troche od komputera, zmienic odrobine swoj styl zycia. Przemyslec pare spraw. Po prostu troche izolacji. Dlatego czas na przerwe... DZIEN PIERWSZY Dziala. Dziala i to bardzo dobrze. Pogoda dopisala. W zasadzie w moich planach bylo tylko isc na poczte, a wieczorem wyjsc z domu po raz drugi. Poszedlem na poczte, zagnalo mnie jeszcze dalej. Nie denerwowali mnie ludzie, nie draznil mnie tlok, przez ktory jak zwykle nie mozna bylo sie przecisnac. Pelen spokoj. Juz chyba sama swiadomosc, ze dzisiejszy dzien bedzie inny od reszty dziala luzujaco. Przyznam, ze troche zmeczyl mnie ten spacer. Padlo niestety znowu kolano. Chyba faktycznie dawno temu nabawilem sie jakiejs kontuzji, bo ilekroc troche pochodze (niewiele nawet), to juz mnie boli. W poprzedniej pracy bolalo mnie codziennie chociazby po przejsciu trasy dom - przystanek i spowrotem. W obecnej chodze malo, wiec nie odczuwam bolu na codzien, jednak wystarczy, ze pojde na miasto i juz troche boli. Obawiam sie, ze po calym najblizszym tygodniu moze bolec bardziej, ale nie mam wyjscia. Jesli chce mentalnie odpoczac od codziennosci, na bol fizyczny nie ma co zwracac uwagi. Tak czy inaczej... do czego na razie doszedlem. Na zewnatrz jest pieknie. Nie jest to moje rodzinne miasto, ulubione miejsca itd, ale moze byc. Wietrznie, ale mimo wszystko cieplo i slonecznie. Dobrze jest. Co jeszcze... przy okazji zawedrowalem do paru sklepow. Nie mialem do nich zagladac, ale skoro byly po drodze, co mi zalezy... spedzilem w nich zaledwie pare minut (i cale szczescie, ze nie wiecej, bo pewnie wydalbym majatek). Szlag trafil blisko 20 kredytow, ale wzbogacilem sie o Wu-Tang - "Collective" (sale Ł4.00)... chcialem kupic to samo w prezencie komus, ale tak sie sklada, iz byl to ostatni egzemplarz, wiec sorry ziomus, moze innym razem :) Droga kupna nabylem tez "The Star Wars Trilogy" w audio... cena rowniez nie byla wysoka, a oryginalny soundtrack ze starych czesci zawsze sie przyda. Majac dwie plytki w garsci czym predzej ruszylem do kasy, coby znowu czegos taniego nie znalezc przypadkiem, bo w rezultacie zostawilbym majatek w HMV. Jedziemy dalej. Wracajac do domu odwiedzilem pare spozywczakow. Pora na jakies zdrowe zarcie. Nawet nie patrzylem na ceny, bo z reguly mnie to zniecheca, a jesc tez trzeba czasem cos zdrowszego. Sa wiec jabluszka, bananki, pomidorki i papryczka. I nie mam zamiaru zalowac wydanych kredytow. Konczac. Czuje sie dobrze. Nie myslalem nawet, ze juz po jednym dniu bedzie lepiej. Czasem po prostu trzeba oderwac sie od monotonii nie myslac o tym, co czeka mnie kazdego dnia, nie znajac tego na pamiec. Rzecz jasna nie wracam jeszcze z wygnania, nie ma mowy. Wrecz przeciwnie. Czuje sie dobrze i dopoki tak bedzie, komp bedzie mi sluzyl tylko do muzyki, 20 minut dziennie na mejle i jednego filmu na dobe. A w domu bede siedzial tylko w wypadku kiepskiej pogody (tudziez deszczu, wyjatkowo silnych wiatrow, badz pizgawicy niczym na Hoth). Pora na obiad + film i jeszcze jedno wyjscie, badz do spania. Dobrze jest. Btw. tekst dnia... "Nie płacz, dobrze? Będę płakał za ciebie, dobra?" - Employee of the month :D DZIEN DRUGI Powinienem walczyc ze swoimi lekami, a nie od nich uciekac. Jesli bede uciekal, wroca pozniej, wroca silniejsze. Jesli pokonam je teraz, nie wroca. Fizycznie jestem zmeczony. Dzis po pracy odpuszczam sobie wszelkie spacery i inne takie. Prosto do domu, prysznic, spanie. Trzeba odzyskac sily na jutro. Zastanawiam sie, kogo Revan spotkal na swoim wygnaniu. Czy spotkal kogokolwiek? Jesli tak, to kogo? Jak to sie na nim odbilo? Z pewnoscia wroci odmieniony. Nie moge dac zamknac sie w klatke. Trzeba ciagle isc do przodu. This playa is still in the game! Najblizsze, na co powinienem czekac, to to, az sie zrobi cieplej. Czasami mozesz kogos znac przez dlugie lata i wcale nie wiesz nic o tej osobie. A czasem mozesz kogos znac jeden dzien i masz wrazenie, jakbys znal te osobe od lat. "-14 maja mamy okres wypowiedzenia... (...) co Emilio, zmartwiony? -(...) /plum!/" Dalsze przemyslenia na temat powyzszego... kiedy ja wypije ten caly zapas browarow? :D Na miescie robi sie prawie tak ladnie, jak na Dantooine :) DZIEN TRZECI Sypie sie wiele dookola, jednak nie przejmuje sie tym. Najgorsze chyba w takich sytuacjach, to zaczac sie martwic, przejmowac, przestac trzezwo patrzec na swiat. Ja biore na spokojnie wszystkie mozliwe opcje i w kazdej staram sie znalezc dobre strony. Tylko taka filozofia pozwoli mi wyjsc z tego jak nalezy. W kwestii izolacji od kompa... w dalszym ciagu dobrze mi robi. Czasami mozemy rozegrac pewna kwestie bardzo dobrze, ale zawsze powinnismy sie zastanowic, czy aby napewno takie "bardzo dobrze", to bedzie najlepsze wyjscie. Spogladajac w przyszlosc moze okazac sie to zgubne. Powinnismy wiec czasem zastanowic sie nad nieco gorszym, innym po prostu wyjsciem z sytuacji, aby wszystko przebieglo spokojnie i bez oddzwiekow. DZIEN CZWARTY Szkocja uczy radzenia sobie z problemami kazdego rodzaju. Uczy tego, jak przyjmowac je na spokojnie i racjonalnie szukac rozwiazania. Niekiedy los jednej osoby zalezny jest od innej, ktora nawet nie jest tego swiadoma. Ktora pewnie nie bylaby ucieszona, gdyby dowiedziala sie, jaka odpowiedzialnosc musi przyjac. Dlatego lepiej w takich sytuacjach, jesli juz nawet trzeba, to lepiej takiej osobie pozwolic pokierowac, a zarazem pozostawic ja bez wiedzy o konsekwencjach. Jak zartowac, to zartowac. Wazne, zeby potrafic sie dostosowac do kazdego poziomu. Tony: "Only two things smells like fish... and only one of them is a fish" Ja: "You're wrong, Tony... third one is my hand" Zakupiona niedawno sciezka dzwiekowa ssie. Niby tematy, niby utwory, ale kurde jakies wydanie w midi czy cos? Tak to jest, jak sie chce zaoszczedzic. Skoro kazda czesc z osobna byla po Ł13, to jak ja chcialem cala trylogie za Ł5? Enyłej... dobrze sie przy tym spi :) Nowe opcje, nowe mozliwosci. A jednak... nie wiem, co robic. W przeszlosci nie mialem takich dylematow, zawsze na luzie podejmowalem decyzje. Teraz nie potrafie. Wiem, ze sam kreuje swoja przyszlosc, ale jest ona dla mnie nieznana. Dlatego chyba slusznie pozostawie decyzje na moj temat osobie obcej, ktora nie bedzie sobie nawet sprawy zdawala, jak jej "tak" badz "nie" wplynie na moje dalsze losy. Kawalek na noc: "Stuck in the middle with you". DZIEN PIATY Dzisiaj nie wiem. Nic nie wiem, co dalej. Nastawiony jestem na powrot. Nie z wygnania, ale do kraju. Tylko czy bede potrafil sie odnalezc po powrocie? Jeszcze kilka dni mam na podjecie decyzji. Zmiany moze nie zawsze przyjemne, ale chyba jednak wyjda mi na dobre. W koncu przeciez kazdego dnia czuje sie lepiej, niz jeszcze chociazby tydzien temu. Dlatego raczej do kompa jeszcze nie wracam. Ot tyle co teraz... mejl, film, muzyka, koniec. Zaczynam widziec swoja przyszlosc, co moze sie wydarzyc, jesli tu zostane. Jak moze potoczyc sie moja przyszlosc, jesli zamieszkam z ta ruda franca. Znaczy nie... ogolnie na poczatku chyba tylko jej nie lubilem. Od jakiegos czasu widze, ze ma bardzo podobny charakter do mnie. Olewa te pizdy, jest niemila do nich i robi troche na odwal sie to, czego nie trzeba robic na cacy. Jako taka bratnia ignorantka innych w miejscu pracy jest ok. Ale mieszkac z nia? Moze najpierw zastanowie sie, czy zostac, czy wracac. Jak czlowiek jest glodny, to sie zakasek potrafi nawpierdalac rowno. A te buleczki wlasnej roboty maslane solone zajebiste. Najpierw takie bezsmakowe, nastepny kes to az odrobine za slone, a ostatni kes to taki smak w gebie, ze sie chce nastepna. Co jak co, ale zimne piwko po nich smakuje jeszcze lepiej :) Kto wymyslil niedostepnosc uzytkownicza? Niewazne... gg, skype czy w tym wypadku o2. Dzwonie i nic... poza zasiegiem. Damn. DZIEN SZOSTY Ludzie w UK (z reszta nie tylko w UK) maja cholerny zwyczaj cos zaczynac, a nie konczyc. Pierwszym przykladem byl ten gay-friendly David, ktory to jako tako sie kontaktowal na poczatku w sprawie pracy, a pozniej ani na smsy nie odpowiadal, telefonu nie odbieral, po czym go wylaczal. Teraz jest calkiem podobnie... Na smsy zadnej odpowiedzi, telefon nie odpowiadal tylko raz, a nastepnie wiecznie poza zasiegiem, albo jak dzis, wylaczony. What the fuck? Nie chcesz, to powiedz, czy to takie trudne? Pieprzeni wyspiarze (czy chuj wie, skad sie taki ktos urwal). Wlasciwie czego ja sie spodziewalem? Ze ot tak nagle wszystko odmieni sie na lepsze? Czasami po prostu chyba za bardzo mi zalezy. No bo jak mi nie zalezy na czyms, to czesto samo przychodzi, a jak mi za bardzo zalezy, to nie wychodzi. Moze lepiej czasem odpuscic, wiesz? Nie da sie tak na sile. A do szczescia niewiele teraz potrzebuje. Moze jakis miesieczny urlop, odpoczac od pracy, obejrzec setke filmow, napic sie piwa z przyjaciolmi. Mysle, ze to mi dobrze zrobi, nawet bardzo dobrze. Zadne tam pieprzenie na gg, czy skype. Chcesz pogadac, to sie spotkajmy. Jest piekna pogoda, wyjdzmy gdzies i pogadajmy. A jesli jest brzydko, od czego mamy te nasze malomiejskie speluny, czy chociazby w domu posiedziec przy browarku, albo bez? Dosyc mam gadania online. Online gadam od miesiecy i mysle, ze w zupelnosci wystarczy. Teraz skupiam sie na tym, co jest przede mna. Wroce, zostawie troche kasy w empiku, zaplanuje dalsze miesiace. Miesiac odpoczynku mi sie przyda, moge w tym czasie na luzie szukac pracy. Poprzegladam oferty, powysylam pare zgloszen... z reguly i tak odzywaja sie dopiero po miesiacu, wiec w sam raz. Rozplanuje sobie troche maj, kiedy powinno byc juz cieplo, rozplanuje lipiec i te od lat odkladane gory. A jesli sie uda, to wspolnie pomysle nad jakims filmem z jednym ziomem, zlozymy cos do kupy razem i zaczniemy zabawe nad nowym projektem :) DZIEN SIODMY Jakby tak spojrzec na moj fizyczny stan zdrowia, to az koniecznym jest, abym wracal. No bo... troche pochodze i zaraz mam straszne bole w kolanie. Porobie cos, albo i nie porobie (praca/wolne), a nie moge reka ruszyc. Znaczy podniesc nie moge. Cale to lewe ramie mnie boli te. To, ze kazdego dnia ospaly, to nic nowego akurat. No ale to kolano, to ramie. Niedlugo sie do niczego nie bede nadawal, jesli nie zajrze do jakiegos lekarza. Psychicznie tez bywalo tutaj roznie. Przewaznie na gorsze. Oczywiscie... kiedy pomysle, ze moge teraz calkowicie sam sie utrzymac, sam zyc, jest to cos jakby takiego... no podbudowuje mnie mentalnie, wiesz? To jest chyba ostatni z mozliwych awansow mentalnych, o ktorym nawet nie myslalem. Costam sobie pracowac kazdego dnia, costam sobie jakos zyc, niewiele odkladac, ale miec na utrzymanie i zyc powiedzmy tak, jak bym chcial. Bo... jesli wrocilbym do domu, to by bylo po staremu. Jestem tego pewien. Oczywiscie, ze jak sie wspolzyje z ludzmi, to nie mozna myslec tylko o sobie. Ale w tej chwili na przyklad ide na zakupy wtedy, kiedy potrzebuje, a nie wtedy, kiedy ktos mnie wygania. Wynosze smieci wtedy, kiedy widze, ze worek jest pelny, bo ja go zapelnilem, a nie bo go ktos zapelnil i komus przeszkadza. Ide spac, o ktorej chce (ograniczane przez prace/zmeczenie), a nie, o ktorej komus przeszkadza, ze jeszcze nie spie. Zmierzam do tego, ze zyjac na wlasna reke, nikt nie bedzie mi trul w prywatnym zyciu, nikt nie powie mi co moge, a co nie moge. Jednak caly czas bede tez skazany tylko na siebie, bez najblizszych, ktorych zostawilem daleko stad, bez przyjaciol, bez moich ludzi. Niewatpliwie latwiej byloby podjac mi decyzje, gdyby perspektywa "zostaje" wiazala sie z okresem trzymiesiecznym, a nie szesciomiesiecznym. Jesli zdecyduje sie na wynajem mieszkania, to musze tu siedziec kolejne pol roku. Musze, albo inaczej bede odrabial przez 4 miesiace ten cholerny depozyt. Jaki wiec jest sens siedziec tutaj 4 miesiace, zeby wyjsc na zero po tym czasie? Chyba nie ma. Jestem... Chyba jestem nastawiony na oba rozwiazania. Znaczy mam na mysli, ze jesli zostane, to ok... bede zadowolony, bo na wlasnym, bo czegos tam sobie dokonalem, pelne usamodzielnienie, bo robie co chce, bo mi nikt nie truje dupy. Ale bede tez kazdego dnia klal, ze mialem dobra okazje do powrotu i tego nie wykorzystalem. Z kolei jesli wroce, to wiem, ze bede narzekal, iz mialem okazje na zarobienie jeszcze jakiejs kasy, usamodzielnienie sie, a poszedlem na latwizne, bo mi bylo zle z dala od domu. Ale bede tez szczesliwy majac to, za czym tak bardzo tesknie od dlugich miesiecy. Racjonalnie patrzac na to wszystko chyba najlepiej byloby jednak zostac. Nawet, jesli to bledna decyzja... wrocic moge, jak nie teraz, to za pol roku. Ale jesli teraz wroce i tego bardzo pozaluje, to nie bede mogl ponownie przyjechac ot tak sobie. Sam nie wiem... wlasciwie to chyba niewiele wystarczy, abym zdecydowal sie na jedno, badz drugie wyjscie. Wystarczy mi jedna podpowiedz... ktokolwiek chyba niech mi powie "wracaj, to costam cos" albo "zostan jeszcze, bo costam". Kiedy pomysle, jaka prace tutaj wykonuje... nad czym ja sie jeszcze zastanawiam? Nie jestem kurwa, zeby tak sie sprzedawac za kase. Kiedy pomysle, co czeka mnie w domu po powrocie... kazdego dnia pomaganie tak bardzo niesamodzielnej matce, ktora jakos potrafi o siebie zadbac, ale zawsze tylko do czasu, kiedy ma kogos do wysluzenia sie... ze wroce i znowu bede mial wszystko robic nie po swojemu, bo tak i juz. Ja nie chce schodzic do piwnicy po kartofle i przebierac z mysla "ten jej sie nie spodoba". A chyba to mnie czeka za pare lat... Adam, Adaś... Mysle, ze najwieksze wydarzenie tego roku bedzie mialo miejsce w lipcu. Od lat przeciez planuje jakis wypad w gory, zeby odpoczac. Na razie udalo sie raz, a i to nie do konca. Pojechalem jednego dnia, drugiego wrocilem. Pojechalem z najbardziej marudna dziewucha, jaka znam. 30 sekund przyjemnosci, kiedy pogapilem sie na gory, 2 dni udreki. Mimo wszystko... piekno gor bylo tak wspaniale, ze bylo warto. W tym roku chce jechac z ludzmi, ktorych znam dluzej, po ktorych wiem, czego sie spodziewac. Oboje to marudy na swoj sposob i czasami trudno z nimi wytrzymac, ale to moi przyjaciele, z nimi bede czul sie najlepiej, z nimi odpoczne. I oby tym razem ten wypad wypalil, bo inaczej znowu pochlonie mnie ciemna strona i bede trzaskal blyskawicami. EPILOG Wiele rzeczy zrozumialem, do niektorych spraw zmienilem podejscie. Czuje sie lepiej. O wiele lepiej. Czasem trzeba wyjsc z domu bez celu, nawet jesli nie ma nikogo do towarzystwa na jakis bezcelowy spacer. Czasem trzeba sie po prostu przejsc po okolicy, zeby nie robic tego, co robimy na codzien. Dzieki temu moge osiagnac spokoj ducha, zrozumiec bardziej roznice wynikajace z jasnej i ciemnej strony. Dostrzec konsekwencje obrania kazdej ze sciezek. Innych ludzi nie jestem w stanie zmienic. Sa, jacy sa. Moge zmienic tylko siebie. I to wlasnie chyba jest najwazniejsze... pracowac przede wszystkim nad soba, a dopiero pozniej nad tym, co mnie otacza. Z wygnania wracam odmieniony. Wracam na jasna strone. Owszem, zboczylem na ciemna, ale czasem trzeba uczyc sie nie tylko tego, co dobre, ale i tego co zle, aby w przyszlosci byc bardziej odpornym na takie cos. Wracam bogatszy o nowa wiedze. Wracam na gmaila, wracam na nloga, wracam na gg. Ale nie znaczy to, ze bede siedzial online 12h/dobe. Moze i bede w sieci, ale teraz musze nauczyc sie z niej korzystac z wyczuciem... gg moze i byc sobie wlaczone, ale ja nie musze z niego korzystac. Dzis znow piekna pogoda na dworze. Az sie prosi, zeby gdzies wyjsc... i szczerze mowiac, wcale sie nie musi dlugo prosic. Zawijam sie stad wkrotce... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
biggus_dickus | 2007.03.14 23:53:26 wrocilem, ale wlasnie wcale nie do tego... byc moze troche za wczesnie, ale poki co daje rady finch | 2007.03.14 23:48:51 p.s.3. Zapomnialem dodac... z tym nie zamulaniem przed kompem to swieta prawda i dobrze robisz. Za duzo czasu zabiera... przez co kilka rzeczy umyka miedzy palcami. Yo! Finch | 2007.03.14 23:33:41 Niezły wpis w swoim cyfronotesie zapodałeś ziom:) Tak samo jak Revan udałeś się sam gdzieś daleko na Zewnętrzne Rubieże, z dala od znanych nam regionów. Wszyscy towarzysze podróży zostali, bo w tą podróż mogłeś udać się tylko sam. Czego Revan tam doświadczył i kogo spotkał? Wie już tylko On sam. Jednak gdy powrócisz, będziesz odmieniony... bogatszy w doświadczenia... zdeterminowany, ale nie musisz powracać do tego co było kiedyś. Zawsze możesz otworzyć nowy rozdział. p.s. Zadbaj o zdrowie ojciec, bo będzie źle :) p.s.2. Z chęcią posłucham tego Wu:) A co do soundtracka SW, to pewnie jeden z wielu coverowanych cdeków, czyli wykonanych przez kogo innego niż klika z filharmonii londyńskiej pod dyrekcją Johna Williamsa. |