Wpis który komentujesz: | Ze skrajności w skrajność. Po wczorajszym obiedzie, oczywiście pełny zlew nieumytych talerzy, 4 widelców, bo reszta zginęła już przed obiadem, więc musieliśmy jeść na zmianę i tysiąca innych dziwnych kuchennych nieżywych stworzeń. Następnie Tygmont, bo H. grał bluesa wczoraj, więc musieliśmy to zobaczyć. Przy okazji dostałam płytę czyli tzw. Pudełko szczęścia. Uszczęśliwiło mnie onoi bardzo tuż po powrocie do domu, po winie i 2 tequilach sunrise, gdy musiałam włączyć sobie 'coś' na sen. Idąc dalej, jest godzina 6, dzwoni alarm, więc przestawiłam budzik i wstałam o 6.30 (naprawdę nie miałam ochoty iść do pracy, ale w pewnym momencie włączyła mi się hiperaktywność). Po przyjściu do pracy załatwiłam koncert (JazzUs w Saturatorze 26. listopada- zapraszam), wysłałam następne oferty sponsorskie, oczywiście załatwiłam sprawy związane stricte z moją pracą w tym biurze (2. piętro, Marriott, średnie widoki, Chałubińskiego a za plecami Dworzec Centralny nie nastrajają zbyt optymistycznie). W trakcie pracy planuję jeszcze obdzwonić sponsorów, a po pracy wracając moją codzienną ścieżką zajrzę do paru klubów w celach Hubertowych Herbertowych urodzin organizacji. Tak. Piękny mglisty dzień. Euforyczny wręcz. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
nasta | 2008.11.04 12:29:13 hahaha, dać się da, ale mając gości na obiedzie to trochę nie za fajnie jak wszyscy razem nie jedzą z powodu braków widelców. Wyszły gdzieś bo wcześniej były, więc ogólnie trauma :) na szczęście moi znajomi są wyrozumiali i trochę mnie znają, więc norma, że mogli się czegoś takiego spodziewać ;) kjuik | 2008.11.04 10:22:47 przez dwa tygodnie jadlam lyzka gleboka, bo zapomnialam widelcow wziac z domu;) da sie;p |