balsam
komentarze
Wpis który komentujesz:

tak naprawdę wcale nie lubię się spóźniać. bardziej niż się spóźniać,nie lubię się spieszyć. bardziej niż się spieszyć,nie lubię spieszyć się,kiedy mam kotylion rzeczy przy sobie. tak jest zawsze,kiedy muszę wyjść z domu bardzo wcześnie rano na bardzo wiele godzin - obwieszam się tym kotylionem różnych rzeczy,które pewnie nawet nie będą mi potrzebne,ale obwieszam się nim tak na wszelki wypadek,żeby w czasie tego bardzo długiego dnia nie okazało się,że czegoś zapomniałam.
jest wyjątkowo wcześnie rano,kwiecień. może maj,nieważne. sam wiesz,jakie są te kwietniowe poranki. a może majowe,nieważne. chłodne poranki,które kompletnie nie pasują do ciepłych popołudni. i weź się tu człowieku ubierz jak trzeba,żeby rano nie stukać zębami z zimna,a popołudniu nie musieć dźwigać tej jednej dodatkowej rzeczy,bo kotylion rzeczy do dźwigania już wystarczy. zdradliwe kwietniowe poranki. a może majowe,nieważne. jest mi zimno w dłonie. i nie mogę schować ich do kieszeni,bo przecież niosę ten kotylion rzeczy,który muszę cało donieść na miejsce. bo bardziej niż spóźniać się,spieszyć się i nosić tylu rzeczy przy sobie,nie lubię niczego gubić.
mimo że jest bardzo wcześnie czuję,że relatywnie jest już bardzo późno. pomiędzy budynkami zauważam sunący na przystanek niebieski autobus. nie wiem,jaki ma numer. nie wiem,dokąd jedzie. w sumie to nawet nie wiem,jakie to miasto i dokąd się spieszę,ale wiem,że jeśli do niego nie wsiądę,na pewno się spóźnię. zaczynam biec,przeskakując dziury w chodniku. przebiegam przez ulicę i mijam zaparkowane przy niej samochody. nie wiem,skąd to wiem,ale wiem na pewno,że autobus zwolni jeszcze przed skrzyżowaniem i jeśli nie przestanę biec,zdążę do niego wsiąść. idzie mi,a raczej biegnie całkiem nieźle. biegnie mi lekko i sprężyście. czuję,jak tenisówki odbijają się od asfaltu i że z każdym krokiem biegnie mi coraz szybciej. jeszcze tylko przebiegnę mały parking wylany z cementu,później przejście dla pieszych i zdążę wbiec do niebieskiego autobusu tylnymi drzwiami.
wbiegam na chropowaty cement. na takim samym cementowym placu obdarłam ze skóry kolano,kiedy miałam 7 lat. zostało jeszcze kilkadziesiąt metrów. autobus sunie przez skrzyżowanie,na którym profilaktycznie zwolnił,a ja chciałabym biec szybciej. chciałbym i już nie mam siły. tenisówki zamiast odbijać się od cementu,grzęzną w nim. jakbym próbowała biec w zastygającej wiśniowej galaretce. jakby ktoś trzymał mnie za ramiona i dociskał,a ja się uparłam,że jednak się odbiję. ktoś trzyma dłoń na mojej głowie i wciska mnie w ziemię,a ja próbuję pokonać ten opór. jak w kreskówce,kiedy jakieś maleńkie coś ciska się z pięściami do pełnogabarytowej postaci,a ta trzyma to małe coś za czoło na odległość wysuniętej ręki,no przysięgam. i wiesz,czuję wręcz fizyczny ból,kiedy tak walczę z tym niewidzialnym oporem,który chce,żebym się spóźniła. a ja naprawdę nie mogę. nie wiem dlaczego,nawet nie wiem dokąd nie mogę się spóźnić,ale wiem,że na pewno nie mogę.
kiedy kolejny raz patrzę na przystanek,mam przeczucie,że niebieski autobus zaraz odjedzie. zawisam na krawędzie cementowego placu nad przejściem dla pieszych. i wtedy się budzę. bolą mnie kolana. i żołądek. to z nerwów.
od lat śni mi się ten sen. jeszcze nigdy nie dobiegłam w nim do niebieskiego autobusu. szkoda. jestem ciekawa,dokąd tak się spieszyłam.

Gorillaz - HillBilly Man.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
balsam | 2011.01.13 01:44:28

Mateusz,Freudzie jeden,Ty to umiesz podnieść na duchu :D

thevisualiza | 2011.01.13 00:37:24

mi sie zawsze snił sen, że uciekałem przed czymś i nagle miałem opór niemoc w kolanach i nie mogłem nie to ze biec, iśc nawet.

przez kilka lat, potem okazało sie, ze mam dwa kolana do operacji.

głowa do góry :)