Wpis który komentujesz: | *** Sławomir Różyc - Stefania, ma oczy zielone IV. Muguet Du Bonheur N°44 poranek melonik ma z szarego mydła nie skrzypi po dachach w rozchodzonych butach gdzie spojrzy tam rondem sklepienia przeciera w mydlinach skrzydła prostuje gołębiom to wietrzyk porusza praniem na balkonie na przemian Jaś z mydła niesie się z trzepotem poranek po dachach trzeszcząc gołębiami poranek po pierwszych słonecznych lampasach pionowo dyskretnie zjeżdża nam do okien tu wita stół okrągły, tam spóźniony zegar ciekawy, kogo nie ma ? co śpi pod serwetą ? Po murze szczerby liczy jeszcze niewidoczne pęknięcia po bombach Taaak planuje sobie kto wcześniej sprawdził tego geometrę paluchem stawia przy nazwisku kropkę a paluch lity nocą w kirze maczał za nic jemu jęki trzask w chrząstkach łamanie głucho stuka paluchem. I w dół, Obwieszczenia obecność codzienną pod każdym kropkami tłusty. Czarny. Szlaczek Nim słońce na twarzy Rdzy już na wargach dobędzie następnej O w jakim bolesnym zdziwieniu nam potem Gubić się, zachodzić, w złotych słońca fałdach Za wcześnie nam o tym krucho wstając z wróblem Świt na drobnych nóżkach kałuży wygląda a potem, już Oranżadowy, po drodze płaszcz gubi ale i miętówki u Jasia bez płaszcza pastelowe takie rozwiesza na drzewkach zapewniam, Dzieciaki ! Cały jest w bąbelkach Jaś zza rogu wygląda w tych naszych zabawach przyszło wam się toczyć z fajerką na drucie ? gonić bez pamięci i dziury omijać aż nagle buciorem jak kolos wyrasta a potem Monstrum wali mocno w ucho choć jedno, co widzisz, to klamrę od pasa Świt też się nauczył jak przez dziury chodzić z bramy wyglądać chytrze na ulice bo taki tu mamy relikwiarz dorosłych raz tylko mówimy i nie spowiadamy tego naucza wiara przy trzepakach do biblioteki pójdziesz, o ile podrośniesz wpisową złotówkę znajdziesz w PPS ie przed majowym świętem, tych w szarych surdutach pracują w gazowniach, i to im się liczy że z pochodu zawsze pędzą bolszewika w warzywnym złotówkę wraz z jabłek wysypem u pana z warsztatu już musisz zamiatać u pani Stefanii to trzeba po syfon, i w oczy nie patrzeć Ona nie ma dzieci jeśliś w kombinacjach jest zupełny gładysz fertig do Szmula, na ulice Niska w czapce milczkiem, grzecznie za Ten złoty, zapalisz szabatową świeczkę bo warto pod rękę chodzić z Sienkiewiczem nie tknie palcem Dąbrowskiej złodziej ani apasz za ten złoty, godzien ! choć w krąg wiedzą to wolskie ulice ilekroć się księżyc na świecie odwróci gdzie indziej społeczny tonują niepokój tu zawsze patrol Jasia, prosto w mordę Nie błyszczą klamry i Świt na dzielnicy w szybach sklepowych spłaszcza kapelusze jasne czyni dłuższym, zatykając pióro czapli, ta promieniem jest wyczarowywana widząc ją i siebie czy czapli odbicie bo jest to poranne ze słońcem Jak się masz czapla, co nam tu czarownie skrzydłem złotym spada i miękko usta zakreśla Stefanii pani już odeszła do szyby następnej czapla zaś promieniem tępo dziobem wali koniec z ptaśków czarem ? Czy czarów początek ? czaruje Stefania, świtu ku uciesze kiedy już dniało, słońce patykami złotymi, sprawdza nicponia w foremce na wargach miękkich i w szybach wystawnych Abyś się przekręcił, łapał skórkę Świcie O wargach bezkrwistych i barwą gumek z naszych papilotów jak struny od skrzypiec, i jak one prężny ni słówka nikomu ... Obyś się rumienił obyś nam w romansach koszuli do kostek dziewczynom z Młynarskiej jeszcze kapkę drzemał Przecież sierpień idzie już łamie pieczecie ... Czy okna umyte ? Dokręcone klamki ? Czy dom nasz, po polsku Gotów na zniszczenie ? Jakim On zostanie Takim zapamiętasz Spojrzenia ulotne Stefanie w jedwabiach nasza cicha chwała właścicielki aptek Piękne Strzeliste. Wprost z uda z El Greco to te miętówki to Świtu bąbelki a trzeba wam wiedzieć niosło ją lekko, jak to ze mszy niesie kiedy pod fryzurą świętobliwe torsy znikają skokami koników szachowych po tych szachownicach, gdzie zamysł kobiety z ucha chwytliwego w projektach niebieskich na zgiełk uliczny, nie wiadomo, kiedy na szept przez okno na spojrzenie szewca stawia pantofel po tych spojrzeń tratwach westchnieniem popłynie, to aż tratwy trzeszczą ulica mięknie, chodnik się ugina jedynie w jej oczach czy tabernakulum zamknęła właśnie ? powstawiała laufry ? kiedy ze mszy wraca czy wszystko jest w zgodzie i kluczyk na piersiach O, pociekł właśnie, w kosztele pachnące powiem : Wydatne a dla szewca ? Żywe One Żytnią niosą nie senne falbanki i tak wiosłuje stukiem po chodnikach postrzegającą owym dzióbkiem pawim jak się ukośnie i w odbiciach miło tu w piersi rozwiera już zamyka w talię a tam bez zamętu tam nie znajdziesz cypla i bez gorsetu, lekko paskiem zastrugana i w zaokrągloną ... tu się szyba kończy dlaczego szybo ! Koniec poematu ? Zaokrąglona, wychodzi z mnożenia zer dodawanych, spuszczanych w rozumie W tej zaokrąglonej .., moment ! z równań darwinowskich ... Poniżej paseczka, przechowuje Ludzkość ? Otóż, jeśli idzie, nie będzie uczenie bo świt mi dzisiaj jej dobył sekrety wiadomo, nerw palców malarzem prowadzi kiedy mozoląc się, włosiem, jędrnej dotknie barwy mizdrząc się jak kukła, mówi Temat zgłębił znacząc wypukłości po figowy listek Wiedz, pod owym listkiem nie szeptał z kieszonką i nie wiadomo jak rzeczy się skończą sierpniowym wieczorem, ale w tych odbiciach kiedy nam jeszcze śpiewać było wolno przez strach co wypatruje nas z rogu ulicy przez tuby szczekaczek malowane kółkiem ryczące swoje Der Sturmartilerie, dzwoniące bańkami z nagła, nad głowami, pustymi bez mleka a my na tratwach kołysząc się tkliwie o biodrach Stefanii śpiewajmy ? Czyżykiem Jedni przysięgali, na Lesznie a drugim, Świt śpiewał cienko, gdzieś na Karolkowej on sobie frykant skacząc doniczkami dzwonkami fiołków na dracen palmiarnie raz Kmicic wonny sznurem parapetów tam Stach mroczny apasz kręcący praczkom oregano w głowie nam śpiewa, długą frazą, kaczo to raz w Monte Christo tak lekko świerszcza, nożynami brzdąknie Taka dzielnica ma swych własnych Janklów i dnia pierwszego, w sierpniu potem wrześniem niebo się jasno otwiera harmonią bo, co nam Jałta i mieszczuch kształcony podszywać będzie togą na czerwono na Leszno Norwid chodził do gimnazjum Jemu też zdarli pelerynę do krwi przy nim trwać będziemy jak niegdyś Sowiński pewnie nie anioły o ciętych uśmieszkach na gołej piersi z rozwianą apaszką nie my się gubimy to Świt nam się sypie biegnie za Stefanią w irysach przez jezdnie biegnie, nie patrzy, a Stefania w bramie już w cienie miękko, jeszcze błyska łydką złoconą, ze znamieniem w myszkę a ta jej cupła senna pod kolankiem aż Świt z ciepełka zatrzymał się, wryty a dzień uderzał we Wolske klawisze tutaj tramwaj dzwonił bo motorniczego, nie wiedzieć czemu zaswędziała pięta i konik z piekarni furgonem w skos łamiąc Jasia, świt wyminął och ! jak słońce skórką chleba zapachniało Felicjan kiedyś, coś na Matki Zielnej ... Jak bułka paryska ... Stefy łydka w bramie a jeśli ją schwycisz z jej łydką zaśpiewasz jakbyś zwierał w garści chorągiew kościelną tak Stefą za kostkę potrząsać w anioły aż twarz odwracają serafini z śmiechem bo czyż nam śmiertelnym użądlonym w słabość na mszy przed bitwą nie wolno jest marzyć ? marzenia mieczyki, Stefa wstawia w wazon i Świt tam się przeciąga jak kot wśród apaszy a tu - Łaaa ! - Świt na masce gapiostwo rozpłaszczył przez szybę feldfebel tępo na świt patrzy a tam na pace od lewej, blaszani dwójka, trójka. Czwórka, strzelec z Norymbergi na kocim bruku twardo się kiwają twarz w twarz, Lohengriny, też po po prawej stronie rasowe profile z tych brabanckich talii co krwi tak gęstej, że ekierką zmierzysz ale coś im niepewnie jeździć dziś przez Leszno gorąco, za kołnierz, w naszywkami z pikami mucha bez szacunku włazi eksponatom zaraz, z kalafiora ? tłusta Owocówka kiwają się szmoki ale zwolnili przepuścili tramwaj Świt, lekko z westchnieniem, czepił się poręczy i coraz cwańszy śmieje się ze stopniu kiedy motorniczy na rozjazdach iskrzy kiedy szyna piszczy, a wagon koleba Stefania ostrożnie wygląda przez okno bluzeczkę wietrzy a ręcznikiem piersi swobodnie w oknie na dzień zaróżowia Na podwórku, ochryple, zwykle o tej porze pewien druciarz z osełką powinien zjawić rad wydzierać w zaśpiewie : Noże ! Ostrzę noże ! bo u nas najlepiej noże ostrzyć po mszy ten iskrownik wędrowny wśród okien radosnych studni cembrowanej jak po szyi gęsiej Gdzie marzeniem sięgnąć skąd zapachem zupy prędzej błękit znaleźć i tak z podwórca wystrzelił nam Skierką ostatnią, pogodna Żytniej widokówkę Wolo, moja Wolo Tyś z smołowych gontów Tyś z skwerów, gdzie trawa zadeptać się nie da Gdzie proboszcz znać musi ten katechizm śpiewny Z gwizdów na palcach Z gołębi pękatych Garstko Wolskiej ziemi jak Cie w dłoni unieść jak Cie w dziąsła wcierać Mowo Piastowska Matko Lip Dzwonnico jak nam Cie zasłonić nam, tak innym szpetnym i nieskładnym, w słowach uderzać w Requiem ? I to w nas boli To, się w nas kołacze po tramwaju dzwoni i szarpie Jasiem z dłońmi na poręczach coś tu nie pasuje za mało młodych uwieszonych w przejściach ale do siem siedzący pan Józef z Klemensem że : Coś się wyszydli ... szeptali dziadkowie skrobiąc po zarostach. Sobie pod rozwagę innym oko perskie bo wie o tym w bramie niedomyty grandziarz że istnieje legenda o żółtych cytrynach Że zielone nie pachną, i pestki nie czują kiedy słońce się topi w tramwajowych szybach i tasuje nagrzane błyski na zakrętach już nie trzeba spaceru, jeśli kołysanie kiedy sierpień upalny do kości łamliwej młodość przywraca złotem na zakrętach taką nieobecność czyta piszczel stara będąc na zakrętach Starocią i Pestką Zaś aromat skórki poznasz po stukaniu w tych poobiednich porach dla talerzy dziś się nie moczą i nie obciekają w zamian na dystynkcje głodne furażerki z bramy powojem rozciągną się w zieleń w równych odstępach przepływa konwalia biały kołnierzyk z odrobiną perfum długo oszczędzana kropla wiosny w sierpniu ciekawe, czy jest ktoś z Woli ? |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
cami | 2011.02.09 10:52:52 re: ani z młodszymi ani ze starszymi. siedze w domu i mam kontakt z moimi znajomymi przez neta ;P od czasu do czasu na zakupy wychodze :p sinuhe | 2011.02.08 08:55:13 kru ależ to nie może się zdarzyć :) kru | 2011.02.07 15:15:34 ej, ja slyszalam wersje, ze po tygodniu warstwa brudu sama odpada :P wraz z czescia uzebienia czasami tudziez jakiejs innej tkanki :P sinuhe | 2011.02.07 00:26:59 papryqs wiarygodność pisanego słowa to dziś unikat :) sinuhe | 2011.02.07 00:24:39 kru a taki właśnie przesympatyczny jest :) sinuhe | 2011.02.07 00:23:29 andziu równym , mam nadzieję pełnym wdzięku krokiem, do dojdziemy do finału :) papryqs | 2011.02.05 22:56:31 chyba potwierdzam to, co sie napisalo... ;) pozdrawiam :) kru | 2011.02.05 19:07:42 noniek? hehehe andziu | 2011.02.04 10:35:48 już IV :) :) sinuhe | 2011.02.03 18:49:27 kalenchoe powinienem napisać dla ułatwienia, że IV cześć jest wielowarstwowa i, .. wygladaże nie darze zaufaniem Poranek przez jego uważne lektury List rozstrzelanych Polaków, zwę go świtem, ale on w swoich wędrówkach usamodzielnia się. Jest Jasiem młodziutkim, Świtem i jest jednocześnie zwykłym świtem udało mi się stworzyć ten paradoks że Jasia furgonem z pieczywem wymija świt, A Świt wpada na maskę samochodu, a mało poetycki feldfebel widzi świt jedynie ... kalenchoe | 2011.02.03 17:51:08 Wiesz, że nie wiem co napisać...ale wiesz co czuję...Gratulacje!! sinuhe | 2011.02.03 16:17:09 cami zwykle buduje się cały wywód logiczny przesuwając sens rozmowy z jednego pojęcia na drugie, a ja przeskoczę nad tym jak konik polny, jakich ? miłych dla cami :) cami | 2011.02.03 15:54:32 re: zależy w jakich :D |