Wpis który komentujesz: | Sławomir Różyc - Stefania, ma oczy zielone V. Modlitwa o kawałek Szczęścia był raz porządek. I było wytchnienie pośród ręczników w szufladzie komody dzień, który zmyślnie dzieliła na ćwiartki by uśmiech donieść rankiem do wieczora na aptekarskich odmierzała szalkach i tak jej szczęście stało na zachodzie na toaletce z ślubnego obrazka sprawdzało przepis, myślało : Jak pomóc ? nie zgubić kursu w czterech świata stronach ciche w tych wodach przepływają nurty namiętne szepty tej nocy lipcowej spojrzenia wczoraj podpowiadał księżyc małe stateczki ustami po piersi wtedy wierzyła wszystko swoim kursem zdąża do do portu i że Pan żeglarzy widział ją godnie z Czesławem pod rękę na mszy porannej z palcem w kropielnicy będąc im dwojgu, sobie kapitanem w swoich modlitwach, jakby słała listy gdzie wśród skrzydlatych Żaglomistrz w Organach i gdyby zechciał w okrętowy dziennik zerknąć z dniem 1 sierpnia Dzisiaj planowana zupa owocowa i piórem skrobiąc gdzieś po marginesach małe stateczki. Na żaglach Niepokój Był raz porządek, a taki zaleca ruchliwym palcom bałamutne paski wyciąć z gazety, a chciało się śpiewać może ciepło nocy nie odeszło jeszcze uchyliła okno, a ciepło się kłębi Co rzecze Porządek ? Ona rozpięta. Skupić się nie może albo te reklamy. Było to na szafie wykroje sukien w miesięcznikach więdły paski kleimy – Czesławie - na wstrząsy dotykała palcem i puszczały pędy mieć taki kapelusz na ławce, gdzieś w Saskim .. ale druk nie śpi. W farbie czarny robak grzebie się. Wieszczy. Rusza kolumnami Pochodnią się staje kiedy znasz już przeszłość kiedy usłyszała - To suche klaśnięcie – zawisła w powietrzu wystrzał z karabinu – to zawsze z daleka i podejdzie bliżej Zbyt dobrze je znała a tam wzdłuż ściany zapał szarość zwodził szukał Białopiórych po marsie na twarzy wywijał mankiety powstańczej koszuli tak z dłonią na piersi. Zamykając oczy trwała długo jeszcze i w niwecz Porządek runął w czterech stronach małe stateczki w swych niemych pacierzach wołały tylko : Żeby się udało ! Tam gdzie nie ma porządku najpierw jest Bieganie bardzo bliski krewny Biegania po schodach sztubackie w powabach Wychylanie z okien entuzjazm w podskokach makiet na strzelnicy zaś u Czesława – Chce sztandar wywieść – jeszcze nie dotarło że po oknach biją nie zamknął komody, i dawna codzienność którą porządek przypisywał rzeczom a przy nich uczucia równoległym kursem aby żeglowały namiętnie, niewinne rzeczom zaszczepiła ze związków dożylnych ból i nieszczęścia. Strącała ze skały Ktoś tu już biegał. Nie zamknął komody jej zapatrzenie zawiesiste, długie przecież ją dźwignął z panny od receptur i sięgnąć przed Nim nie mogła po masło pił choć chorował, kiedy Hitler wkraczał miała taką bluzkę z wysokim kołnierzem rękawy długie szczelnie zapinane już ją wyrzuciła choć lubiła hafty żeby już nie czuć co robił rękami mówiła o tym długo z Żaglomistrzem żeby i dla niej był jeden Okupant Jest gdzieś w dzienniku taki krótki zapis że z bezimiennym : Bluzka była winna nie znajdziesz haftów wśród zwiewnych zapachów wieszak ci powie : Że będzie szczęśliwa Tam gdzie drzemał spokój. Gdzie stały obrazki na toaletce w ramkach za fortunę musi być miejsce również dla Sztandaru o który dbała. I tak być nie może że ona za białe. A on za czerwone jest mężem prawdziwym chociaż się nie wprawia i ciągle Felusia woła do naprawy - Ja cię uczę rachunków ! Jest od niego starsza I z każda kąpielą czeka na rozstępy O, durna miłości ! puszczając białe z łzami wykrzyczała : No, leć z tym patykiem ! Idź, i daj się zabić Przecież potrafiła tę wojnę ogarnąć Czesio jej nie burczał z rękami w kieszeniach myślała - Patefon - włączyć uroczyście Mazurka wysłuchiwać stół obrusem zasłać żeby zapachniało jeszcze – pamiętać – szybkie placki z blachy mąkę oszczędzać. Racuch ? Z rabarbarem Kryształy pożegnać nazywać przedmioty Że jej w tej godzinie dłoni nie odmówi Jej mała niezgraba spleciony palcami ... sąsiadce przypomni Redutę Ordona trzeszcząc w rowkach igłą ta mosiężna tuba Poprawniej niż Czesio To się odezwało jak zwykle z daleka za rogiem wachlarz otworzył z iskrami niby to daleko inkrustacją pełgał tąpnęło głucho w parter może w ścianę drgnieniem złowrogim pięło się do szczytu i całe szczęście brzęku szyb nie słychać w tym nasłuchiwaniu poczuła się śmieszna z tym sykiem na blasze w tych kapciach robionych dratwą przez Felka wieczorem ciągnionych małe figurki jeśli nie masz lupy zielone świerszczyki machają skrzypkami zgrabnie to idzie, póki przez ulice biegnąc, i nagle pod skrzydło coś grzęźnie w którymś byś wiedział : Nie skrzypce To są automaty przystanęli chłopcy i zbiegli pod ścianę stamtąd opel wypadł i grzmotnął w latarnię ogień, co pęd dusił, i nagle liliowe w zmowie z tapicerką rozczapierzył palce Niemiec w swych raptownych przemowach do klamki za uszy z sąsiadką Colombiny obie krzyczał krzyczał matko aż się wzdrygała refleksją, i wsparła pod boki tam za tym rogiem wszystko zapisane pakują pościel wczoraj prasowaną O tym, że dla wojny pożywne klamoty rożne cacka kruche i lakierowane Wojna to referent w tanich zarękawkach pisze w kolumienkach i rachuje zachwyt przyszłej odbudowy do następnej Wojny byle nie jej Singer z zdejmowanym blatem cała reszta na dno z hiszpańska Armadą i obie z Terenią nie patrzą po sobie dopiąć niezbędne, nową maskę znaleźć rzęsy latają, kiedy sil brakuje a jeszcze Czesio tajemny, i groźny - Co kilka strzałów robi z mężczyznami Kiedy się w ramionach pojawiły kanty ? usta już nie łase przesmyczka w zaklęciach wczoraj na spacerze mierzwili kłos w trawie gil gdzieś wysoko krzyknął nad wierzbiną spadł obok martwy echo powtarzało w trosce o traw wiechcie w gałęziach wierzbowych wzięli się za ręce wypatrując gniazda tych łebków maleńkich, co głodne wśród liści z oddechu na szyi, z szukań po gałązkach raczej wychodziło, gdzie żółte własnych chcieli stalówek z tych dziobków otwartych a teraz skreśla referent za rogiem bucha dymem czarnym coś różowe śmigło Staś co się plątał pod nogi powstańcom łuk zatoczył zgrabny jak plecak w powietrzu wierzgnął boleśnie na środku ulicy patrzyli z okna jak stara się podnieść podbiegł powstaniec pociągnął za kołnierz a za nim wizgi kul kocimi łbami gorzkie pod murem wykrzyczał przekleństwo w twarz dzieciakowi, a ten Wydoroślał Chodź, wywiesimy ten nasz sztandar, razem już nie wspominała, o oknach, zbyt kruche tylko pokornie : Proszę ... Noś choć krzyżyk niech się dzieje opowieść |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
sinuhe | 2011.02.17 15:43:54 cami wystarczy wszystkie mile chwile łączyć w całość. Zaś w niepowodzeniach nie dopatrywać się prawa serii :) cami | 2011.02.15 20:34:02 re: ja już mam dość główkowania ... :( sinuhe | 2011.02.15 15:40:54 cami reguła 97 mojej matce wychodzi coś wtedy, kiedy mi coś innego skrzani sinuhe | 2011.02.15 15:37:05 kru dobrze. Zastanawiałem się, co użytecznego potrafię. I wyobraź sobie krasnopiórko umiem chuchać w raczki, a to już szansa, aby wytrwać do wiosny :) cami | 2011.02.13 22:47:32 re: które?:) kru | 2011.02.13 11:16:24 nie mile, prawdziwe :) sinuhe | 2011.02.13 05:24:10 kru miłe :) kru | 2011.02.12 12:00:12 chce cie poznac :) |