Wpis który komentujesz: | ****** Sławomir Różyc - Sen o Arsinoe. Czeska Suita VIII. Brama Biedronki to świt minstrelu, czepia się mgła w sadzie jeśli masz śpiewać, niech prosty instrument o strunach z wikliny i zielonych jeszcze na lipowej ramie skromny tam konik na łące zaklina polny bo w rumiankach brzęczeć będą harce zaklęcia w mlecze, i rozety skrzypów a śpiewać trzeba jak na skrzydłach bzygi w tańcu nad kwiatem mażą senne kółka a że ona tańczy, błyskacie na przemian po kwiat sięgacie, a nie żądlą dłoni jak topić w cukrze madrygału skórki z pomarańczy lukrem zatrzymać w zdumieniu usta złotowłosej, i ciemne na wietrze jedwabne sztandary tych nocy bezgwiezdnych gdy zapachem skóry majaczy i miga o rudym runie, ta najdziksza jeszcze myśli o jednym, z każdym drżeniem uda byś dłoni ciepłej jej zamknął biedronkę ale dalej śpiewać, a jeśli dokucza zdradza i kłamie czy śpiewać pogodnie a popatrz na nią, gdy klęka w ogródku czy nożycami nie chwytasz jej w talii z różą na wargach z kępka płci wilgotną kiedy twarz odwraca, i w oczach uważnych ile razy księżyc, już tam pękł przez ciebie kiedy staje na kamień o majowym sadzie niech będzie czereśnia, młoda, niewysoka w słońcu gałązkę w włosy delikatnie i szczygieł - widzisz ? - do góry się wzbija w tym jej zdumieniu, nasze Jeruzalem co jest jak ręka nieporadna dziecka kiedy się w trawie z kobietą siedziało ty kotem będziesz - mówiło zwierzętom i było jak klocek w prostej układance zielone swym kształtem wpadało do środka tyle mówiliśmy pocałunków tyle że zostawały jak twaróg na brodzie nie wszystko wolno powiedzieć poecie i Michał Anioł w swych podniebnych freskach palców nie zetknął, nie wspominał Dante jak kłody spławiał, nurtem wiersza, Celan spalone czaszki obrastają mięsem nie wszystkie świtu czekają w jeziorze ciągle któraś o serce jak o wrota tamy uderza leniwie błąka się w szuwarach wiedział Kieślowski z jakiego my kruszcu znał cienie w półcieniach, słowa do wytrychów jeśli chcesz śpiewać, usiąść z nią na trawie kochać, to unieść najwstydliwsze prawdy niechaj czereśni w twoich oczach dosyć niechaj na twej piersi zaśnie dziecko z getta starzec bezdomny i brzoza strzaskana wtedy ci piąstkę na policzku złoży ciepłą, ostrożną, a na piąstce piegi zielonym klockiem opadną do środka jako na początku na biedronce drzemią Madrygał w jakim języku o nas opowiada to senne dziwadło z szafirowej ściany jasnej w zmierzchaniu czy cieniem dwoistym pośród obrazów czerń kształtów zatrzyma w tej bezimiennej fotografii wspólnej kot się zadumał czy błyszczącej węglem o cieple sierści przyjdzie mi zapomnieć na szafie sczeźnie jeśli z białych ramion w dłoni twoje włosy owinę na powróz niech się tam kotu załka za spojrzeniem zadartym podbródkiem mknę już wzdłuż katedry wolno układasz wargi w kropielnicę lubisz ten przymus zwierania się w warkocz cieniom się zdaje, że para wioślarzy właśnie ci pszczoły wyczesuje z włosów budzę te istotki w kasztanowych splotach a obiecałaś wytchnienie skrzydełkom to jest mówienie chwilą niepochwytną w błyskach źrenicy przez bezbronności barków to między piersi znaków nawilżanie nim je w dłoniach zamknę jako święte gąbki zanim mi migniesz łydką przez powietrze radośnie piszcząc spadamy dwoje o nogo grzeszna Stoffels w tym strumieniu dołki w policzkach i koszula trzeszczy koniec. Świecę zdmuchnąć. Nie nadsyłać listów Gdzie woda łamie pocałunki szklane ... delikatne to moje kreślenie rzeczywistości, ale jednak ... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
sinuhe | 2011.07.17 15:16:24 cheshirecat Zawsze wolisz konkret :) cheshirecat | 2011.07.15 23:51:13 Wole Twoja proze. To zle? |