Wpis który komentujesz: | Ponadto, zauwazylem juz, ze powoli zaczyna mnie "brac" logowa choroba, o ktorej niektorzy tu wspominaja. Odbieram rzeczywistosc i momentalnie przetwarzam juz ja w glowie na to, co o niej napisze. Juz widze to mysio-szare okienko z wklepanym tekstem, z gotowa przetworzona synteza tego, co mnie otacza. Czy jest juz bardzo zle ? Bylem w empiku. Kupilem sobie Iceberg Fluid (mialem proble,0) i trzy plyty. Pata Metheny (cholera, live brzmial prawie tak samo dobrze,0), (prosze sie nie smiac,0) Lombard stary oraz Creed. Klasycznie brzmiaca muzyka, co prawda nieco ugrzeczniona, ale taka jak wlasnie lubie - z porzadnie brzmiacymi instrumentami, z ta slyszalna chropowatoscia przesuniec po strunach gitary i calym tym szajsem. kawalki 3,5,6 i 8 sie nadaja - jak na jedna plyte, to calkiem sporo. Przechadzajac sie wsrod polek zobaczylem cos, co mnie porazilo: JOHNY HATES JAZZ Hmm. What the hell is that supposed to mean? I eureka. Jakis niedzwiedzki, jakies radio, stojace na podlodze, jakies stare mieszkanie...tak. To bylo bardzo, bardzo dawno temu. Nie mam pojecia jak to brzmi (i chyba nie chce wiedziec,0) ale uwierzcie mi: tak syfiarsko-pedalsko-starociowo-amerykanskogebnej okladki nie widzieliscie dawno i nie zobaczycie predko nawet na nowej plycie N'SYNC czy BOY ZONE. To bylo piekne. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
sqn | 2002.06.04 16:34:10 choroba no faktycznie trzeba się nad tym zastanowić ... pzdr |