Wpis który komentujesz: | Zaproszono mnie do wykwintnej restauracji na kolacje. Swiece byly, kelnerzy biegali, wino pilam, jadlam cos czego nazwy nie potrafilam zapamietac, kiecke mialam elegancka i buty na obcasach, dyskutowalam o polityce kulturalnej, usmiechalam sie uprzejmie i nie przerywalam, podziwialam otrzymane kwiaty, bylam zrownowazona i pewna siebie, ach... dama bylam. I tak sie tym zmeczylam i zestresowalam, ze poszlam nastepnego dnia do parku. Zalozylam stare dzinsy i vansy. Wyzlopalismy z kumplem piwo, poklocilismy sie, pogadalismy o seksie, pokopalismy pozyczona pilke, a na koniec rzucalismy w siebie swiezo scieta trawa i napchalam mu jej za koszulke. To byl piekny dzien... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
lavinia | 2002.07.10 21:51:37 Zgadza sie.;-)))) Ta DRUGA DAMA w Tobie jest o wiele sympatyczniejsza!:-))) Czuje to na odleglosc:-))) Ta z restauracji - faktycznie stresujaca:-)))) Ale - od czasu do czasu trza.......;-) |