dix
komentarze
Wpis który komentujesz:

Buddyjscy mnisi mieli rację mówiąc iż szczęście osiągnie się tylko wtedy, gdy nie ma się żadnych pragnień. A ja już nawet wiem kiedy bym takich pragnień mieć nie będę. Podejrzewam, że cała ludzkość by ich już nie miała, gdyby mój pomysł został wprowadzony w życie. Otóż, wystarczy ograniczyć rozrodczość ludzką na kilka(naście,0) pokoleń w takim stopniu, aby kobiety mogły urodzić najwyżej jedno dziecko na 20 lat. Dzięki temu każda miałaby najwyżej dwoje dzieci ( albo po prostu ograniczyć możliwość posiadania więcej niż jednego dziecka ,0). Wniosek: populacja ludzka w najgorszym wypadku utrzymywałaby się na stałym poziomie. I teraz albo poczekać aż nasza kultura dorośnie do poziomu technologi jaki posiadamy, albo cofnąć rozwój technologiczny do poziomu wczesnego średniowiecza ( nie mówię o cofnięciu osiągnięć medycznych i kulturowych ,0) i starać się rozwijać oba te aspekty jednocześnie. No i nie rozmnażać się tak gwałtownie :,0) W takich czasach byłbym szczęśliwy. Bo teraz jak na taki poziom cywilizacji mam za dużo pragnień i jedynie z dala od tego nie mam żadnych. Chyba muszę się tego nauczyć...

Poza tym była u mnie dzisiaj A. obejrzeć Negocjatora, bo nad jeziorko czerniakowskie nie zdążylibyśmy żadną miarą dojechać. Film się Jej zajebiście podobał ( nie dziwne, jest to jeden z nielicznych super filmów, jakie w życiu widziałem :,0). Szkoda tylko, że przez to nie odsłuchałem reportażu o blogach. No cóż, nie można mieć wszystkiego ;,0)

Poza tym zaczynam się leczyć z Tygrysiczki, za Jej radą. Swierdziła, że skoro nie wierzę w możliwość odbudowania naszego związku, to lepiej, abyśmy oszczędzili sobie tego nawzajem i nie próbowali tego powtarzać... Pomyśleć, że nawet wiara w to, że udałoby się to odnowić zaczęła kiełkować we mnie wraz ze wzrastającą nadzieją. Ale skoro sprawy przybrały taki obrót... no cóż... co ja mogę na to powiedzieć? Chyba nic...
Najciekawsze jest to, że na moim klaendarzu ściennym zaznaczyłem dokładnie sześć miesięcznic. Odkryłem to dopiero dzisiaj. Jakieś fatum, czy co? Nie wiem... ale wiem już, że więcej nie będę niczego takiego zaznaczał.
Pomyśleć, że po tym pół roku czuję się dojrzalszy o jakieś półtora, czy dwa. Może właśnie tego było mi potrzeba? Nie wiem... Tak samo jak nie wiem, czy rzeczywiście jestem dojrzalszy, czy też nie... może przynajmniej dzięki temu uda mi się zachować na relacji Tygrysiczka <-> ja stosunki przyjacielskie. Zobaczymy jak to z tym będzie...

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
dix | 2002.08.01 00:50:17

A czy ja napisalem, ze nim jestem? Jedynie zgodzilem sie z ich pogladem na ten aspekt zycia. A aspektow takich jest jak wiadomo dosyc duzo.

xp5 | 2002.07.31 23:43:59
tez jestem buddysta...