lissan_algaib // odwiedzony 25049 razy // [nlog_dog szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (63 sztuk)
11:30 / 29.10.2002
link
komentarz (1)
Podróż do biura sprawiła mi sporą przyjemność. Atmosfera poranka – wietrznego, chłodnego, z niebem zasnutym buroszarymi chmurami – wprowadziła mnie w stan dziecięcego zadziwienia pięknem i niezwykłością otaczającego świata. Czekając na autobus, podziwiałem kilkumiesięczny lasek klonowy. Dokładnie kilkumiesięczny, gdyż na wiosnę działka, o której mówię, została prawie ogołocona z zieleni, malutkiej dżungli – stanowiącej idealne schronienie dla pijaczków i pijących lub ćpających dzieciaków. Bardzo szybko drzewka odbiły – prawdopodobnie z korzeni. W tej chwili pędy wyrastają ponad metr nad przyżółkłe trawy. Ich koniec jest jednak bliski. Pewnie już niedługo miejsce lasku zajmie jakiś biurowiec albo apartamentowiec. Miłą niespodziankę sprawiły mi również Łazienki. Większość drzew jest już ogołocona z liści, do czego przyczyniła się ostatnia wichura. Jednak do zimy jeszcze daleko. Gałęzie niby łyse, ale jeszcze gdzieniegdzie jakiś listek tkwi uparcie, jakby drwił w wiatru. Są też „zagajniki”, w których polska złota jesień trwa w najlepsze. Ta nierównomierność niezwykle mnie pobudza. Z pozornego chaosu wyłania się piękno, którego opisać prawie nie sposób.

Intensywność bodźców odbieranych niemal wszystkimi zmysłami utrudniała czytanie. Dzisiaj nie zapomniałem zabrać ze sobą „Życia seksualnego Catherine M.”. Jestem dopiero na początku lektury. Ostatnimi czasy nie mogę się skupić na czytaniu książek. Kiedyś, pogrążony w lekturze, potrafiłem zapomnieć o całym świecie. Teraz się to prawie nie zdarza. Jedynie w autobusie, otoczony anonimowym tłumem, potrafię się odpowiednio wyalienować. Dlatego staram się wykorzystać czas podróży do i z biura na lekturę. Jest to doświadczenie graniczne. Funkcjonuję wtedy w innym świecie, niezwykle intymnym. Tłum jest poza nim. Moje zaangażowanie wyznacza granicę. Jednocześnie mam świadomość, że w każdej chwili ktoś z tego tłum może spojrzeć przez ramię, przeczytać kilka słów, zobaczyć tytuł. Jest to o tyle ekscytujące, że często czytam książki... o tematyce społecznie nieakceptowanej – Markiza de Sade, LaVeya, czy ostatnio wspomnienia C. Millet. Dziś usiadła obok mnie kobieta w wieku ok. 50 lat. Od razu zaczęła czytać... Zerknąłem przez ramię i cóż się moim oczom ukazało? „Chemy więcej Jezusa” – to chyba tytuł gdyż powtarzał się w nagłówku każdej strony. Jeden z tytułów: „Bóg nam wynagrodzi stracone lata” – cokolwiek by to miało oznaczać... I tak „święta” jechała ramię w ramię z „grzesznikiem”, „upadłą duszą”...

Ledwo dotarłem do biura i już zaczęła się awantura. Szefowa podniesionym głosem tłumaczyła mi, że jeżeli ktoś zobowiązuje się do zastępowania sekretarki, to nie powinien przynajmniej w tym czasie się spóźniać... To oczywiście nie były pretensje do mnie. Zresztą adresatka chwilę później się pojawiła i dostała regularny opieprz za nagminne i permanentne spóźnienia. Niespecjalnie lubię, gdy w moim gabinecie załatwia się takie sprawy, szczególnie przy otwartych drzwiach. Ale to już nie moja sprawa. Jeżeli po takiej „wpadce” dostanie awans... to będzie już czysty absurd, ale jest to możliwe – ostatnio wszystko staje się możliwe, a im większy absurd, tym lepiej. Burza szybko minęła i zaczęliśmy typową poranną rozmowę o niczym. Tym razem o szkodach spowodowanych wichurą. Gliniana donica spadła mi wczoraj na samochód. Kilka centymetrów bliżej i poszłaby szyba, kilka centymetrów dalej i miałbym pewnie wgnieciony dach. Spadła na sam rant. Jedyny ślad to mała rysa na lakierze. A doniczka roztrzaskała się w drobny mak...