19:14 / 03.12.2002 link komentarz (6) | --------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drugi dzień biuro pełne. Kilkadziesiąt osób dziennie przedeptuje wykładzinę.
Przestałam proponować każdemu kawę, bo nie nadążam z myciem kubków.
Musiałabym nic innego nie robić tylko kawę i mycie kubków.
Pół minuty przed największym natężeniem "ruchu", zaczepiłam suwakiem
o rajstopy. Oczko na pół kolana i w tym momencie wchodzą "wszyscy".
Ale myliłby się ten, kto myślałby, że to tak w ramach pracy i zarobku.
Masa ludzi ma "prośby" oraz "bardzo ważne załatwienia własne" typu wysłanie faksu,
zrobienie ksero, zeskanowanie bardzo ważnych obrazków, przepisanie i wydrukowanie
hiperważnej umowy, przefaksowanie jej do klienta etc.
Już po godzinach musiałam robić poprawki do listy adresowej, którą
(cudem,0) udało mi sie sklecić w terminie. Ostatnią rzecz odłożyłam jednak na jutro.
Wizja bigosu stojącego w lodówce wygoniła mnie do domu.
Cholera! Mówiliście, że gdzie te kursy asertywności prowadzą?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------- |